Cały
czas zastanawiam się nad tym czy dobrze zrobiłam wysyłając Józka
(2,5) do przedszkola. Widziałam jak rozwijał się chodząc do
przygotowania do przedszkola i jestem fanką tej instytucji, jednak
wiem, że pierwsze lata przedszkola są równoznaczne z chorowaniem,
a my na przełomie października i listopada spodziewamy się nowego
członka rodziny. Poczytałam sobie fora (np.)
i wychodzi 1:1 głosów na tak i na nie. Ja zdecydowałam Józka
posłać. Moja najlepsza przyjaciółka mając drugie dziecko już
trochę starsze, podjęła odwrotną decyzję (pierwsze trochę młodsze
ale w tym wieku Józek był już w przygotowaniu do p-szkola). 2:2. Jak już sobie
myślę – odpuszczam, to bez sensu ryzykować zarażenie noworodka,
dla którego nie ma tylu leków, który jest tak kruchy to potem
myślę: to na co Józek choruje i tak nie ma z przedszkola ale od
córki siostry, która jak się dobrze zastanowić od lipca bez
przerwy czymś go zaraża, więc co z tego, że odizoluję go od
przedszkola, jak nie będę go w inkubatorze chować to i tak na
wirusy będzie narażony. Mam mętlik w głowie i jedyną słuszną
decyzją wydaje mi się poczekać i zobaczyć co pokaże czas. Jak
nie dam rady to go wycofam z tego przedszkola, choć obawa, że
będzie za późno bo nie zwykłe przeziębienie, a coś poważnego
przyniesie jest spora. Jednak to są obawy, a praktyczne korzyści z
przedszkola, są pewne.
Za
to miło zaskoczyły mnie moje przyjaciółki–mamy w obliczu
choroby Józka i zagrożenia, że mnie zarazi (już nawet dostałam
wysypkę, ale blednie, więc liczę na to, że jednak nie było to
HMFD; ryzyko pojawienia się objawów wg naszej rodzinnej lekarki
jest u mnie tak do czwartku). Zrobiła się mała grupa wsparcia.
Mając małe dzieci w domu, wszystkie tak naprawdę toną w
choróbskach, zmęczeniu i chwilami zniechęceniu. E i MW dziękuję,
dobrze wiedzieć, że się nie jest samemu w bitwie o przetrwanie :-)
Luty 2012, 34 i 35 tydzień
ciąży#1
Poniedziałek - mąż właśnie
robi sobie fryz w Trendach. Jest straszny mróz, śnieg skrzypi przy
każdym kroku, a ja w ciepłym mieszkanku przeglądam internet – co
się dzieje na świecie, co powinnam jeść po/przed porodem, piszę
do Mamy i odpoczywam po bardzo trudnym weekendzie – przez mrozy. W
piątek byliśmy na Salmopolu, magiczna przejażdżka z efektem
diamentów (ponoć to nazwa określająca taki mróz, że para w
powietrzu się krystalizuje i błyszczy), przepięknie i strasznie
zarazem, były minus 22 stopnie po 20, a w Bielsku wieczorem -18
C. Tak przez cały weekend.
W sobotę natomiast zaczęliśmy
dzień o 6 rano i pojechaliśmy do Krakowa na Politechnikę po
poprawiony dyplom magistra inżyniera dla mojego męża, a jak tylko
przyjechaliśmy ok południa do naszego remontowanego domu okazało
się, że zamiast realizować plany do 1 w nocy walczyliśmy z awarią
hydroforu, który przez te mrozy zamarzł. Podobnie upłynęła nam
połowa niedzieli, dopiero po 15 w niedzielę wyrwaliśmy się z naszą
labradorką do teściów na chwilę i na ekstremalnie krótki i
mroźny spacer po Przegibku. Myślałam, że majtki mi zamarzną.
Obiad jedliśmy na kolację – zrobiłam spaghetti ze szpinakiem.
Czwartek - zaczęli robić nam
sięgacz, żebyśmy mogli podłączyć się do kanalizacji ale
prawdopodobnie sąsiad wezwał inspekcję, sprawdzali papiery i dzień
prac uciekł, a teraz mrozy blokują prace (mamy nadzieję, że
mrozy, a nie dalej sąsiad). Na 18 musieliśmy zdążyć na ostatnie
zajęcia do szkoły rodzenia – pediatra i rehabilitantka, całkiem
ciekawie opowiadały, w odróżnieniu od psycholog i ginekolog. Ta
ostatnia słynna, z Kamienicy w B-B, kto był wie o czym mówię, na
ścianach antyaborcyjne plakaty, do poczytania Biblia i broszurki
przeciwko związkom partnerskim, siostra mi ją poleciła. Jak to ja,
będąc u niej na jednej jedynej wizycie zdążyłam się narazić.
Jak ostatni geniusz przykleiłam sobie wtedy plaster antykoncepcyjny
na podbrzuszu, bo kto tam zagląda? Czyli dokładnie przed jej nosem
w czasie badania ginekologicznego, a Pani antykoncepcji nie uznaje pod żadnym
pozorem. Hehe ja to mogłabym karierę zrobić z takimi wpadkami :-)
Więc jestem tam persona non grata.
No ale kończąc dygresję i
wracając do wczorajszego spotkania wszystko skończyło się o 21,
kiedy musieliśmy wreszcie pojechać zrobić zakupy. A w nocy dziecko
i ociężałe nogi nie dały mi spać.
Wtorek
- Na zajęciach z włoskiego
zapowiedziałam dziewczynom, że w marcu i kwietniu odpuszczam kurs. Oczywiście rozumiały. Opowiadały o swoich porodach.
Jedna miała swoją położną i ponad 3 lata temu 500 zł jej za to
płaciła, dodatkowo w szpitalu, gdzie rodziła zapłaciła łapówkę
i zrobili jej znieczulenie do kręgosłupa (1100 zł), którego
oficjalnie w tym szpitalu nie robią. Masakra.
35 tydzień ciąży skończony,
waga od tej przed ciążą wzrosła mi już o 13,3. Czuję się jak
słonik. Mały jak się rusza to cały brzuszek mi faluje jak
galaretka.
Odwiedziła mnie dziś też
najlepsza przyjaciółka MW, opowiadała jak dowiedziała się, że
jest w ciąży – tydzień po tym jak wypowiedziała pracę (z
Krakowa dojeżdżała do Bielska). Życie bywa przewrotne.
Moja
MW pierwsze dziecko ma w 2012, a drugie 2014:-) Teraz to jedna z mam
z grupy wsparcia! A moja waga (ploteczki, ploteczki) – no cóż mam taką
samą jak wtedy, z tym że startowałam od wagi 2kg wyższej niż
poprzednio, więc można powiedzieć, że jak dotąd mniej
przybrałam, choć brzuszek szybciej rośnie.
P.S. Przyszła mama na zakupach. Jak
to było? Coś nowego, coś starego, coś pożyczonego i coś
niebieskiego, tradycja ślubna z epoki wiktoriańskiej. To co, Zośka,
chcesz?
Mała wyprawka dla Zosi, żeby też miała coś nowego :-)
Żeby nie było - ma też coś różowego, smoczek z duszkiem (nie znoszę jak dziewczynki mają wszystko różowe, róż do różu, ani to ładne, ani słodkie, tylko mdłe, choć wiem, że w tym kolorze jest najwięcej ubranek).
Do wyprawki coś pożyczonego - po dziadkach, tak na dobre. Obrazki ręcznie malowane z Paryża do wystroju pokoiku. Dla mnie to opcja idealna - coś przy czym dziecko będzie się dobrze czuło, a jednocześnie z charakterem. A starego - ma multum po Józku.
Coś niebieskiego - a tego to ma całkiem sporo, w różnych odcieniach.
Ręcznie szydełkowany sweterek, why not?
Fajnie tak kompletowac wyprawke dla malucha- to byl przyjemny etap ciazy z tego co pamietam.
OdpowiedzUsuńPo tw. wpisach widac, ze jednak znacznie różni sie czas podczas pierwszej i podczas drugiej ciazy..
Oj tak, choć pewnie zależy to od różnicy wieku między dzieciakami, im większa tym mniej drugie dziecko czasu pochłania (choć pewnie nie oznacza to mniejszych zmartwień).
OdpowiedzUsuń