/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

poniedziałek, 6 października 2014

Tydzień ciąży 34 i 35

Cały czas zastanawiam się nad tym czy dobrze zrobiłam wysyłając Józka (2,5) do przedszkola. Widziałam jak rozwijał się chodząc do przygotowania do przedszkola i jestem fanką tej instytucji, jednak wiem, że pierwsze lata przedszkola są równoznaczne z chorowaniem, a my na przełomie października i listopada spodziewamy się nowego członka rodziny. Poczytałam sobie fora (np.) i wychodzi 1:1 głosów na tak i na nie. Ja zdecydowałam Józka posłać. Moja najlepsza przyjaciółka mając drugie dziecko już trochę starsze, podjęła odwrotną decyzję (pierwsze trochę młodsze ale w tym wieku Józek był już w przygotowaniu do p-szkola). 2:2. Jak już sobie myślę – odpuszczam, to bez sensu ryzykować zarażenie noworodka, dla którego nie ma tylu leków, który jest tak kruchy to potem myślę: to na co Józek choruje i tak nie ma z przedszkola ale od córki siostry, która jak się dobrze zastanowić od lipca bez przerwy czymś go zaraża, więc co z tego, że odizoluję go od przedszkola, jak nie będę go w inkubatorze chować to i tak na wirusy będzie narażony. Mam mętlik w głowie i jedyną słuszną decyzją wydaje mi się poczekać i zobaczyć co pokaże czas. Jak nie dam rady to go wycofam z tego przedszkola, choć obawa, że będzie za późno bo nie zwykłe przeziębienie, a coś poważnego przyniesie jest spora. Jednak to są obawy, a praktyczne korzyści z przedszkola, są pewne.
Za to miło zaskoczyły mnie moje przyjaciółki–mamy w obliczu choroby Józka i zagrożenia, że mnie zarazi (już nawet dostałam wysypkę, ale blednie, więc liczę na to, że jednak nie było to HMFD; ryzyko pojawienia się objawów wg naszej rodzinnej lekarki jest u mnie tak do czwartku). Zrobiła się mała grupa wsparcia. Mając małe dzieci w domu, wszystkie tak naprawdę toną w choróbskach, zmęczeniu i chwilami zniechęceniu. E i MW dziękuję, dobrze wiedzieć, że się nie jest samemu w bitwie o przetrwanie :-)

Luty 2012, 34 i 35 tydzień ciąży#1

Poniedziałek - mąż właśnie robi sobie fryz w Trendach. Jest straszny mróz, śnieg skrzypi przy każdym kroku, a ja w ciepłym mieszkanku przeglądam internet – co się dzieje na świecie, co powinnam jeść po/przed porodem, piszę do Mamy i odpoczywam po bardzo trudnym weekendzie – przez mrozy. W piątek byliśmy na Salmopolu, magiczna przejażdżka z efektem diamentów (ponoć to nazwa określająca taki mróz, że para w powietrzu się krystalizuje i błyszczy), przepięknie i strasznie zarazem, były minus 22 stopnie po 20, a w Bielsku wieczorem -18 C. Tak przez cały weekend.
W sobotę natomiast zaczęliśmy dzień o 6 rano i pojechaliśmy do Krakowa na Politechnikę po poprawiony dyplom magistra inżyniera dla mojego męża, a jak tylko przyjechaliśmy ok południa do naszego remontowanego domu okazało się, że zamiast realizować plany do 1 w nocy walczyliśmy z awarią hydroforu, który przez te mrozy zamarzł. Podobnie upłynęła nam połowa niedzieli, dopiero po 15 w niedzielę wyrwaliśmy się z naszą labradorką do teściów na chwilę i na ekstremalnie krótki i mroźny spacer po Przegibku. Myślałam, że majtki mi zamarzną. Obiad jedliśmy na kolację – zrobiłam spaghetti ze szpinakiem.

Czwartek - zaczęli robić nam sięgacz, żebyśmy mogli podłączyć się do kanalizacji ale prawdopodobnie sąsiad wezwał inspekcję, sprawdzali papiery i dzień prac uciekł, a teraz mrozy blokują prace (mamy nadzieję, że mrozy, a nie dalej sąsiad). Na 18 musieliśmy zdążyć na ostatnie zajęcia do szkoły rodzenia – pediatra i rehabilitantka, całkiem ciekawie opowiadały, w odróżnieniu od psycholog i ginekolog. Ta ostatnia słynna, z Kamienicy w B-B, kto był wie o czym mówię, na ścianach antyaborcyjne plakaty, do poczytania Biblia i broszurki przeciwko związkom partnerskim, siostra mi ją poleciła. Jak to ja, będąc u niej na jednej jedynej wizycie zdążyłam się narazić. Jak ostatni geniusz przykleiłam sobie wtedy plaster antykoncepcyjny na podbrzuszu, bo kto tam zagląda? Czyli dokładnie przed jej nosem w czasie badania ginekologicznego, a Pani antykoncepcji nie uznaje pod żadnym pozorem. Hehe ja to mogłabym karierę zrobić z takimi wpadkami :-) Więc jestem tam persona non grata.
No ale kończąc dygresję i wracając do wczorajszego spotkania wszystko skończyło się o 21, kiedy musieliśmy wreszcie pojechać zrobić zakupy. A w nocy dziecko i ociężałe nogi nie dały mi spać.

Wtorek - Na zajęciach z włoskiego zapowiedziałam dziewczynom, że w marcu i kwietniu odpuszczam kurs. Oczywiście rozumiały. Opowiadały o swoich porodach. Jedna miała swoją położną i ponad 3 lata temu 500 zł jej za to płaciła, dodatkowo w szpitalu, gdzie rodziła zapłaciła łapówkę i zrobili jej znieczulenie do kręgosłupa (1100 zł), którego oficjalnie w tym szpitalu nie robią. Masakra.
35 tydzień ciąży skończony, waga od tej przed ciążą wzrosła mi już o 13,3. Czuję się jak słonik. Mały jak się rusza to cały brzuszek mi faluje jak galaretka.
Odwiedziła mnie dziś też najlepsza przyjaciółka MW, opowiadała jak dowiedziała się, że jest w ciąży – tydzień po tym jak wypowiedziała pracę (z Krakowa dojeżdżała do Bielska). Życie bywa przewrotne.

Moja MW pierwsze dziecko ma w 2012, a drugie 2014:-) Teraz to jedna z mam z grupy wsparcia! A moja waga (ploteczki, ploteczki) – no cóż mam taką samą jak wtedy, z tym że startowałam od wagi 2kg wyższej niż poprzednio, więc można powiedzieć, że jak dotąd mniej przybrałam, choć brzuszek szybciej rośnie.

P.S. Przyszła mama na zakupach. Jak to było? Coś nowego, coś starego, coś pożyczonego i coś niebieskiego, tradycja ślubna z epoki wiktoriańskiej. To co, Zośka, chcesz?

 Mała wyprawka dla Zosi, żeby też miała coś nowego :-)

Żeby nie było - ma też coś różowego, smoczek z duszkiem (nie znoszę jak dziewczynki mają wszystko różowe, róż do różu, ani to ładne, ani słodkie, tylko mdłe, choć wiem, że w tym kolorze jest najwięcej ubranek).


Do wyprawki coś pożyczonego - po dziadkach, tak na dobre. Obrazki ręcznie malowane z Paryża do wystroju pokoiku. Dla mnie to opcja idealna - coś przy czym dziecko będzie się dobrze czuło, a jednocześnie z charakterem. A starego - ma multum po Józku.

 Coś niebieskiego - a tego to ma całkiem sporo, w różnych odcieniach.
Ręcznie szydełkowany sweterek, why not?

2 komentarze:

  1. Fajnie tak kompletowac wyprawke dla malucha- to byl przyjemny etap ciazy z tego co pamietam.

    Po tw. wpisach widac, ze jednak znacznie różni sie czas podczas pierwszej i podczas drugiej ciazy..

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak, choć pewnie zależy to od różnicy wieku między dzieciakami, im większa tym mniej drugie dziecko czasu pochłania (choć pewnie nie oznacza to mniejszych zmartwień).

    OdpowiedzUsuń

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates