Słyszałam
w radiowej Trójce taką kolędę, że głowa mała, wersja
orleańska, rytmiczna od Dr John. No i nie mogę jej znaleźć na
necie. Uwielbiam taką muzykę. Zresztą u nas muzyka w rodzinie jest
od zawsze. Trochę moja Mama i ja się negatywnie wyłamałyśmy –
kilka lat lekcji gry na pianinie, z których nic nie zostało. Ale
dziadek multiinstrumentalista w górniczej orkiestrze dawał czadu.
Co sobie życzysz i na czym sobie życzysz, zagrał. W domu był akordeon, skrzypce, pianino, trąbka, gitara, harmonijka itp. itd. Babcia umiała wszystko zagrać na pianinie, koncerty robiła mając
80 lat. Z kolei po stronie męża wszyscy grają na gitarze i
śpiewają. Wyobraźcie sobie mój mąż i jego Tata z gitarami, a
obok na krześle nasz synek „grający” na ukulele. Czarujący
widok. Taki mieliśmy akompaniament przy śpiewaniu kolęd w Wigilię.
Po
mamusi (to o mnie) syn odziedziczył miłość do lampek
świątecznych. Tradycyjnie odwożąc moją mamę po Wigilii
jechaliśmy okrężna drogą przez niesamowicie oświetlone domy i
nasz niespełna dwulatek był w euforii, krzyczał ŚWIATEŁKA
JESZCZE! i bawił się w kto pierwszy zobaczy kolejne. Dla
nie-rodziców obiecuję, że już kończę temat dzieci. Pochwalę
się tylko, że brzdąc mówi mi już, że kocha mamę:-)
15.12.2013 Równica w Ustroniu
Teraz
nadchodzą trzy miesiące posuchy – zimna, nijakości. Od stycznia
do marca wegetuję. Czekam na pierwsze oznaki ciepła i wiosny.
Zdecydowanie powinnam być bogata i jechać w tym czasie na drugie
wakacje do ciepłych krajów.
To
będzie też ciężki okres pod względem ilości pracy –
gruntowanie, malowani, fugowanie, delfinowanie, szlifowanie gładzi
koło okien w szczelinach – to mnie czeka w kradzionym
międzyczasie. Między tym, że coś się załatwia, że ktoś
zaopiekuje się naszym dzieckiem (mąż kładzie kafelki i podłogi),
a że nasze mieszkanko to 150 m2 i wszystko robimy sami, pracy jest
(za)duuuuuuużo. Ale kiedyś się tak budowało – nikt nie myślał,
że ogrzewanie dużej, otwartej przestrzeni to majątek, że ma się
inne życie niż utrzymywanie tego w czystości.
Posucha
też w relacji ja-siostra. Lepiej chyba już nie będzie. Teściowie są z niej dumni, że nie pojechała z nami w drugi
dzień świąt na Biały Krzyż, nas tylko gdzieś nosi i narażamy
dziecko na zarazki. Nie ma jak zdrowy maraton świąteczny między
jedną, a drugą rodziną z przerwą na mszę świętą, nawet kiedy
jest się przeziębionym i wszystkich innych wokoło zaraża. Całą
rodzinę odwiedzili z pięć razy, a dla nas nie znaleźli czasu,
mimo że znowu
ich zapraszaliśmy. Syndrom gwiazdy w układzie słonecznym, planety
powinny wokół niej krążyć, źle się czuje jak na horyzoncie
jest inna młoda kobieta. Tak się przynajmniej pocieszam. Lepsze to
niż uznać, że ona mnie po prostu nie lubi. Ale to chyba kobiece
wychowanie – szukamy potwierdzenia siebie w opinii innych, więc
nawet jak same za kimś nie przepadamy, to chciałybyśmy być przez
wszystkich lubiane.
Nie
wiem czy złapię chwilę na moje pisanie do Sylwestra, dlatego na
ten Nowy
Rok 2014 – spełnienia!