/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

sobota, 30 maja 2015

Sezon koktajlowy


Błogo, pijemy sobie koktajl truskawkowy na tarasi (w tygodniu robię wersję zdrową – z jogurtem i odrobiną cukru, a w weekendy ze śmietanką i większą ilością słodkości), słuchamy jak w oddali małe samoloty ciągną szybowce coraz to wyżej. Dziś lenistwo. Wczoraj szaleństwo. A jutro goście, tym razem to my idziemy w gości.
Szaleństwo sprowadziło się do wyrwania na wagary synka z przedszkola, żeby wreszcie nacieszyć się pogodą – pojechaliśmy do parku koło BCK, potem do ulubionego placu zabaw w Jaworzu, potem na pizze (Zuza jadła swoją pierwszą skórkę z pizzy w życiu), a potem szybko robiliśmy się na bóstwa, żeby zdążyć na koncert do BCK. Było cudownie, ale w biegu. Dlatego dziś z przyjemnością zwolniliśmy tempo.
Po wczorajszym dniu Józio mi mówi:
  • Mama podobało mi się, musimy częściej robić wagary
  • Skarbie, wagary są przyjemnością, ale to przedszkole Cię rozwija i nie możemy opuszczać zajęć.
  • Nie prawda. Koncert mnie rozwijał.
Fakt (w myślach moich).
Minął mój 4 Dzień Mamy, inny. Pierwszy raz jestem mamą dla dwóch cudownych istotek. Pierwszy raz podziwiałam Józia w roli przedszkolaka na przedstawieniu. Podpisano Dumna Mama :-)



 Podobnie? A dwa inne miejsca i całkowicie w innym klimacie - Jaworze vs Bielsko-Biała


Fot 1 - Aicha Słoniec, fot 2 - Damian Luber


Read more ...

poniedziałek, 25 maja 2015

Weekendy takie jak ten


  Weekendy takie jak ten (z brzydką pogodą), zawsze rozpoczynają się tak samo. W sobotę budzi się mój mąż i kombinuje, co by tu zrobić, żeby nie przesiedzieć całego weekendu w domu. Ostatnio wymyślił Kraków, bo wg prognozy tam było najcieplej i chciał pokazać synkowi Wawel, po tym jak mu się Zamek Sułkowskich podobał. Teraz wpadł na pomysł zwiedzania oceanarium we Wrocławiu. Ja postanowiłam być złą nudziarą i powstrzymałam szalone projekty – takie wycieczki, to jednak niemały wydatek, więc bezsprzecznie chcę i Kraków, i Wrocław odwiedzić, ale przy pięknej pogodzie, kiedy naprawdę skorzystamy z atrakcyjności tych miejsc. W alternatywie tydzień temu zaproponowałam figlopark, a w ten weekend kompleks basenów w Wiśle, która jest blisko naszego miejsca zamieszkania.

SOBOTA, baseny w hotelu Gołębiewski w Wiśle, tym razem, całą rodzinką (Zosia, Józek i rodzice) 
 Źródło:  http://www.golebiewski.pl/mikolajki/atrakcje/park-wodny-tropikana
 
 Źródło: http://www.holidaycheck.pl/fullscreen-Hotel+Go%C5%82%C4%99biewski+Basen-ch_ub-id_1156073906.html
  
NIEDZIELA, spotkanie z przyjaciółmi u nas w domu (przy kominku, bo za oknem 11 stopni)


Józio lepi pulpeciki wg przepisu na pulpeciki po grecku  Pascala (polecam, łatwe i pyszne), do tego podaliśmy sałatkę z rukoli i słonecznika



Coś słodkiego też musiało być, sernik z wanilią i rumem
Sernik z budyniem waniliowym i rumem
1 kg twarogu na sernik
1 szklanka cukru
7 jajek ze szczęśliwych kur
1/2 kostki masła
2 torebki budyniu waniliowego
100 g płatków migdałów
1/3 szklanki rumu
aromat waniliowy
opakowanie okrągłych biszkoptów
Formę do pieczenia wykładamy biszkoptami.
Żółtka oddzielamy od białek.
Żółtka miksujemy z cukrem do uzyskania puszystej masy. Do masy dodajemy masło i ponownie miksujemy. Następnie do masy dodajemy twaróg, budyń, aromat i rum. Miksujemy na gładką masę.
Wsypujemy płatki migdałowe i ręcznie mieszamy.
Ubijamy białka jajek ze szczyptą soli i dodajemy do masy, mieszając ręcznie.
Piec w 170 stopniach, około 60 minut.

Dla nie-kierowców  i nie-karmiących-mam, mojito



Nie ma nic bardziej eleganckiego by ozdobić dom, niż świeże kwiaty.



Read more ...

środa, 20 maja 2015

Co dla Was oznacza cudowny weekend?

Co dla Was oznacza idealny weekend? Dla mnie to wycieczka, najlepiej 3-dniowa, a do tego upał... Ten weekend był prawie idealny. Tak na 98%, minus jeden to pogoda, w niedzielę była dość marna, minus drugi to fakt, że mieliśmy moc atrakcji, ale w okolicy domu.


SOBOTA

Stare miasto, ciepły wieczór i obżarstwo....
Kolejka do Zamku Sułkowskich w Bielsku-Białej


Co mnie w zamkach kręci najbardziej (poza wieżami)

Po przyjemnie leniwej sobocie w gronie znajomych i dzieciaków, którą spędziliśmy w ogrodzie, mieliśmy ciekawy wieczór. Najmłodsza, Zosia została z Babcią, a Józek z rodzicami postanowił uczestniczyć w swojej pierwszej Nocy Muzeów. Spacerowaliśmy, objadaliśmy się burgerami w MOMO Grill, zwiedzaliśmy Zamek Sułkowskich w Bielsku-Białej, a przede wszystkim staliśmy w kolejce. Taka klasyka Nocy Muzeów, kto był ten wie. I bynajmniej nie chodzi o zaoszczędzenie kasy na bilet wstępu (może, raz w życiu moje uczestnictwo w Nocy Muzeów miało również aspekt ekonomiczny i było to w Rzymie), ale o atmosferę, mobilizację bo w ciągu roku ciągle się nie można było wybrać, a do tego w czasie tej wyjątkowej nocy i muzea, i wystawy zapewniają dodatkowe atrakcje. Cudny wieczór.
Niedziela, zachęciła nas do szukania atrakcji typu indoor, ponieważ pogoda była kiepska. Wybraliśmy się z rodzinką siostry do parku zabaw dla dzieci, a zarazem świetnej kawiarni Peron w Cygańskim Lesie, a po południu, dzieci zostały u dziadków, a my zrobiliśmy sobie wieczór dla dorosłych. Wybraliśmy się na kompleks basenów w Gołębiewskim w Wiśle, a następnie na romantyczną kolację do naleśnikarni w Ustroniu.
NIEDZIELA
Coś dla mniejszych...


... coś dla większych, Peron, Cygański Las Bielsko-Biała

Naleśnikarnia Delicje w Ustroniu, sezon na szparagi... Pychotka.
Read more ...

poniedziałek, 18 maja 2015

Wiosna w Kołobrzegu cz 2 /wakacje nr 1 w 2015/

Dziecko niespełna półroczne i dziecko dokładnie trzyletnie świetnie nadają się do podróży. Ale osobno, nie razem. Mają inne potrzeby, a w tym wieku potrzeby są na już – z sikaniem nie można poczekać pół godziny, podobnie z każdą inną potrzebą. Dlatego jestem pełna podziwu dla jednej z mam, która była sama z ekipą: dziecko 8-miesięcy, dziecko 5 lat i dziecko 7 lat. Ja nie byłam sama, więc cały pobyt mogę uznać za wakacje.



  W pociągu - miałam nawet czas poczytać! Największym problemem był wózek, na który nie ma miejsca.

Najmniej wygodne było wychodzenie z pociągu – bo to właśnie pociągiem, w dzień, jechaliśmy nad morze. Wąskie, strome wyjścia z przedziałów to Polski koszmar, tak długo jak się to nie zmieni, uważam nas za kraj trzeciego świata. Wspominam to jak traumę i nie będę do tego wracać, skupmy się na przyjemnych aspektach, do których już należy podróż pociągiem z dziećmi. Józka prawie nie było bo bawił się z innymi dziećmi z Zielonego Przedszkola na korytarzu, zamieniały się tylko pilnujące ich mamy i babcie (mamy bo tatusiów nie było prawie wcale na Zielonym Przedszkolu, jak już Wam wspominałam). Dobrze, że zajmowaliśmy prawie cały przedział, bo szczęśliwe, bawiące się, CUDZE dzieci, to głośna graja niegrzecznych dzieciorów, z perspektywy innych podróżnych. A Zosia... Monotonny stukot pociągu był kojący i usypiający, a w przerwach między drzemkami wszyscy do niej mówili i uśmiechali się, była ulubioną laleczką dziewczynek (co mnie przerażało bo niektóre zasmarkane panny ją całowały, ale Zosia wydawała się wręcz w ekstazie szczerząc się cały czas w bezzębnym uśmiechu). Na szczęście cały pobyt odbyliśmy w pełni sił psychofizycznych – największą zmorą rodziców małych dzieci jest to, że stosunkowo często i zawsze w nieodpowiednich momentach, chorują.

 Łabędzie, które mieszkają w centrum są totalnie przejedzone i oswojone:-)

  Jedyna nieudana atrakcja, tzw. przygoda piracka. Rok temu i lata wstecz było fantastycznie, a tym razem wystąpił pan z programem dla minimum gimnazjalistów, cztero i pięciolatkom opowiadał o nazwach lin, kazał im młotkiem gwoździe wbijać, bić się workami na bali, a generalnie to cały czas zachęcał rodziców do zabawy bo do dzieci nie był przygotowany. Na domiar złego miał być zabawny, więc wyśmiewał dziewczynkę w nocniku na głowie (specyficznej czapce), indyka (grubego chłopca), niekarmionego chłopca (niskiego chłopca) i generalnie wszystkie dziewczynki bo te jak się zerwały do wbijania gwoździ, to uznał, że one się nie nadają.

Józek w ramach Zielonego Przedszkola codziennie miał jakieś atrakcje – figlopark, basen, rejs statkiem PIRAT, odwiedziny u piratów, przejazd ciuchcią po Kołobrzegu etc. W tym czasie Zosia woziła się w wózku na deptaku koło morza. Zaraz po wyjściu z hotelu zapadała w śpiączkę, z której budziła się zaraz po wejściu do hotelu. Było to bardzo wygodne. Zmiana powietrza, czy co tak ją usypiało?
Po obiedzie obudowywaliśmy się parawanem na plaży ze znajomymi, rozkładaliśmy koce, wkładaliśmy czapki, karmiliśmy mewy, budowaliśmy zamki, piliśmy soczki lub /dorośli/ kawę z kubków termicznych i zajadaliśmy się żelkami Haribo. Wszyscy trochę czuliśmy się jak dzieci, swobodnie, na luzie.

 Szczęście niejedno ma imię. 
Weekend i ostatni dzień mieliśmy w całości dla siebie. Wsiadaliśmy wtedy w autobus nr 2, jechaliśmy na ostatni przystanek do Hotelu Arka i na nogach wracaliśmy na drugą stronę Kołobrzegu do naszego hotelu. Zajmowało nam to cały dzień, bo po drodze zatrzymaliśmy się na gofry, lody, smażoną rybkę z frytkami, na poleżenie na kocu na plaży, na spacer każdym możliwym molo... Było cudownie i polecam wszystkim.
Hotel Arka - ma cztery gwiazdki, obok można zobaczyć i takie z 5-cioma, ale to Arka jest najbardziej znana, ogromna, z obracającą się kawiarnią na dachu, ruchomymi schodami w środku, małe miasteczko. 


 Obsesja kłódek, zakochani już wszędzie przyczepiają złom, nawet w małym okienku latarni.




Read more ...

sobota, 16 maja 2015

Sezon grillowy - czas start!

Przeprowadziliśmy się do ogrodu. Uwielbiam to!



A w tle szum wody, śpiew ptaków, a z nadejściem wieczoru, dobra muzyka:

ona
https://www.youtube.com/watch?v=IUoFeRCQ3rc
on
https://www.youtube.com/watch?v=vBRWZ58fZi8
Read more ...

środa, 13 maja 2015

Wiosna w Kołobrzegu cz 1 /Zielone Przedszkole/


Kasia powiedziała mi, że jest na zielonym przedszkolu 9 raz. Jeździ dwa razy w roku, w maju i we wrześniu. Pierwszy raz była z mężem, 8 razy z babcią i kolejny wyjazd, w najbliższym wrześniu, też będzie z babcią. Bo mąż uznał to miejsce za tragiczne – warunki hoteliku kolonijne (naprawdę czysto, ale nawet lampki przy łóżku nie zaznasz), materace w łóżkach nowe ale (sic!) nierozpakowane z folii, więc przy każdym poruszeniu szeleszczą, a pościel zjeżdża, jednak najgorszym elementem jest położenie, ze złej strony Kołobrzegu. Zła strona Kołobrzegu to w linii prostej 500 metrów do latarni i serca kurortu, ale przez port nie prowadzi żadne przejście, trzeba go obejść. My z trzylatkiem, dzielnym piechurem szłyśmy 50 minut. Żaden problem, gorsza rzecz, że idzie się bardzo brzydko, koło ruchliwej ulicy z daleka mijając, ledwo widoczne, najpierw port rybacki, potem Marine z jachtami, a potem port wojskowy. Powrót był już trudniejszy – po spacerach na deptaku, bieganiu po plaży, kolejne 50 minut na nogach i dziecko padało na pyszczek po powrocie, zbyt zmęczone nawet żeby zasnąć. 

 Port rybacki, ulubiona rzeźba Józka, witał się z tą parą rybaków prawie codziennie.
To nie są warunki dla męża Kasi, który latem jeździ z nimi do Turcji na all inclusive. I jak wszystkie argumenty męża Kasi również do mnie trafiają, tak dajcie mi 5 minut, a jestem spakowana i wracam do Kołobrzegu.
Po pierwsze cena wyprawy była całkowicie adekwatna do warunków, a po drugie to cudowna odmiana od codzienności, przygoda i relaks. I o ile sama uwielbiam luksusowe hotele ze zjeżdżalniami, kawiarniami na tarasach z widokiem na morze, tak fajnie mieć swoje miejsce na ziemi, do którego chce się wracać. Piękne plaże, dużo zieleni, słychać wszędzie szum morza bo o tej porze roku w kurortach jest cisza, nie ma tłumów. 
 Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty... 
 
Takie miejsce może mieć skromne warunki, bo to już będą drugie wakacje i budżet jest równie skromny. Bo jak się wraca, to wie się czego się spodziewać i można adekwatnie się spakować i nastawić (mimo pory roku polecam kurtkę zimową i gumiaki). Dla mojej rodzinki był to pensjonat w Zakopane – na tydzień, na początku września zawsze tam jeździli. Cały zajmowali nasi znajomi, więc w dzień po tym jak każdy zdobywał osobno szczyty, wedle swoich możliwości, wieczorem spotykali się na wspólnym piwku, duszonkach, grze w brydża.
 Kołobrzeg to też cudowne zachody słońca [do morza] dla romantyków, tu zdjęcie ze spaceru, tuż przed. 
Nasz hotelik w Kołobrzegu również zajmowali znający się ludzi – prawie wszyscy wracają tam. Żeby było zabawniej wracają nawet same babcie dzieci, które już wyrosły z przedszkola i nie chcą z nimi jechać. To są rekordzistki, które już nasty raz witają wiosnę i jesień nad morzem.
 Jezioro Bałtyckie - zero wiatru, zero fal. Tylko nakarmione przez nas mewy.


A pogoda? Wszyscy pytali mnie o pogodę, zresztą dla mnie ona była jedyną obawą przed wyjazdem. Wiadomo – innej pogody spodziewasz się latem (chcesz patelni), a innej wiosną (słonka, względnego ciepełka, tak żeby dało się spacerować). Kiepski miałyśmy pierwszy dzień – szaro, buro, niby bez deszczu, ale żadna przyjemność. Natomiast od drugiego dnia codziennie świeciło słońce. Czasami kompletnie bezwietrznie, a czasami z wiatrem ale na tyle słabym, że śmiało siedzieliśmy na plaży, tylko że w czapkach. Pierwsza połowa pobytu była słoneczna, ale dość chłodna, a w drugiej, bywały dni, że latem nie byłoby cieplej. W drugiej też dwa razy padał nam deszcz – budzimy się: leje, szare niebo bez jednego przebłysku błękitu. Do 11:00 niebo robiło się lazurowe i to właśnie były dwa najcieplejsze dni w naszym pobycie.
 Dziś dorsz czy sandacz? Polecam rybki w Ale Ryba

A wieczorem, kiedy po pełnym atrakcji dniu, dzieci szybko i mocno zapadają w sen...


Read more ...

piątek, 8 maja 2015

Koniec tego dobrego

Została nam lekka opalenizna, cudowne wspomnienia, jakieś badziewia zwane pamiątkami, całkiem sporo zdjęć, starta prania i zdechła ryba w prezencie dla tych co nie pojechali z nami nad morze. Wracamy do domu:-(



Zielone przedszkole nie odbywa się w 5-gwiazdowych hotelach, ale za to w cudownej, rodzinnej atmosferze, gdzie wszyscy mają podobne potrzeby i problemy. Niedługo opowiem Wam co, i jak, i gdzie. W ramach zapowiedzi, powiem tylko, że będę tęsknić nawet za maleńką, niebieską miednicą, która służyła nam za: 1) pralkę 2) wanienkę dla Zosi 3) stopień do toalety dla Józka 4) lodówkę do schładzania wina.
Pogoda się nam udała - nieprzyjemny, choć bezdeszczowy był pierwszy dzień, potem było słonko, dwa dni padało do 11, a następnie do końca dnia była prawie letnia pogoda
 Okropnie wygląda, smakuje genialnie, wędzony węgorz

 
Staramy się unikać zakupu badziewi, ale czasami... czasami wola słabnie, jak na małe dzieci to i tak pamiątek mamy mało
Read more ...

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates