/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

piątek, 28 lutego 2014

Muminki odc. 56

- Nic z tego nie rozumiem. – powiedział Włóczykij do Mamy Muminka – Skoro mieszkamy tak blisko tajemniczej doliny, nie prościej by było wsiąść do łódki i po prostu popłynąć?
- Niezupełnie Włóczykiju. – odparła Mama Muminka – Chodzi o to, żeby wędrować wiele dni, pokonywać przeszkody, inaczej wiśnie nie nabiorą cudownej mocy.

Read more ...

czwartek, 27 lutego 2014

proszę o zwrot mojego czwartku!

5:40 pobudka, że mąż zawozi Józia do Babci to ja go rano ubieram (jak ja zawożę on go szykuje*), na pół świadomie, na pół we śnie. Chwilę po ich wyjściu zasypiam znowu. 08:45 wpada mąż do domu z pachnącymi, świeżymi pączkami. Dobrze, za 15 minut miałam i tak wstawać i zjeść Bioracef, antybiotyk (angina mnie dopadła i pokrzyżowała wszystkie plany), teraz już wiem co zjem, żeby nie faszerować się prochami na pusty żołądek. 9:15 wracam spać.
Najgorsze, że mój malutek chyba się zaraził. Jutro idziemy do lekarza i się okaże, ale już pokasłuje i jest słaby. Chorować z chorym dwulatkiem? Have fun! Che gioia.

Jak co roku jeden tradycyjny z różą i lukrem, a drugi specjalny z bitą śmietaną lub masą adwokatową i czekoladą. Jem oba:-)
Mówiłam Wam skąd MALUTEK? Idziemy latem z wówczas półtorarocznym Józiem do piaskownicy, w której grupka chłopczyków 4-6 lat się bawi. Jeden wstaje, patrzy na nas i mówi: „Malutek może wejść, pomoże.” po czym wraca do kopania dziury w pisku. Reszta ledwo podniosła na nas wzrok i robiła swoje.

P.S. Dodatkowe lekarstwo:
coś starego - Jovanotti
coś pożyczonego od Żółwicy i Julity - Gary Barlow 

*czy to jest po śląsku?
Read more ...

niedziela, 23 lutego 2014

Ostre cięcie na wiosnę

Taką fryzurę miałam:


źródło: http://www.papilot.pl/wlosy/2.html

Taką sobie zrobiłam (mąż narzeka, że za krótko, a ja uwielbiam zmiany;-):


źródło: http://kobieta.wp.pl/gid,15375640,img,15375776,kat,1036499,title,Taka-fryzure-chciala-miec-kazda-kobieta,galeriazdjecie.html

Read more ...

sobota, 22 lutego 2014

Music make my life

Moja druga połówka całym sercem jest muzykiem. Zaraził już naszego synka pasją. Ja mogę im tylko towarzyszyć. Każde środowisko, w którym można znaleźć pasjonatów jest specyficzne – skrajne. Przez jakiś czas otarłam się o działalność katolickiego ruchu Przymierze, przez dłuższy czas działałam w organizacji ekologicznej GAJA, potem w fundacji EFKA i mimo że uznaję przydatność takich ruchów dla ładu społecznego (inaczej istniałby tylko lobbing pieniądza), nie umiem wytrzymać wśród ludzi o skrajnych poglądach, a wewnątrz organizacji, nieważne jakiej, czy religijnej, czy politycznej, czy autonomii śląska, czy turystyki górskiej, czy też jakiejkolwiek innej, na świecznik wybijają się Ci, którzy najdobitniej wyznają swoje jedyne, słuszne racje i pociągają resztę za sobą.
No ale wracając do moich muzyków. Ich świat też jest specyficzny. Nie ważne ile kilometrów, w jakich warunkach, warto jechać na dobry koncert. Każda okazja do pogrania jest dobra. Osoby na co dzień introwertyczne, na scenie brylują. To też trochę środowisko snobistyczne, egalitarne – bo ambitniejszej muzyki słuchają, bo coś potrafią. Tacy lepsiejsi. Mój mąż zachęca mnie, żebym się jego marketingiem zajęła, rzecz w tym, że ja nie czuję bluesa... To znaczy lubię posłuchać muzyki ale ani się na niej nie znam, ani ona nie jest dla mnie energią do życia (co innego podróże, socjologia, coaching i pisanie). A za Steve Jobsem uważam, że żeby w czymś być dobrym, to coś musi być dla nas pasją.
Niezmiennie jednak jest mi miło być towarzystwem męża w jego świecie. Ostatnio – na Zadymce Jazzowej w Bielsku-Białej, na koncercie Pat Martino Trio (USA) i BillyCobham Spectrum 40 (USA).
Znam swoje miejsce w szeregu ;-) Jednak ten rok będzie inny, wybiłam się i jadę tylko z mamą (proponowałyśmy siostrze, ale woli tysięczna sukienkę kupić) na koncert Toma Jonesa do Warszawy w czerwcu. Istne szaleństwo i rozpusta: śpimy w Novotelu z widokiem na Pałac Kultury, w planie mamy zwiedzanie Łazienek i wypad „na miasto”, czyli na starówką. Będzie fantastycznie :-)

 
Poza muzyką, dalej jestem w ciągu serii szkole i w remoncie - codziennie coś, teraz na tapecie AGD i spotkania z firmami robiącymi kuchnie na miarę.
Read more ...

środa, 19 lutego 2014

obraz za 1000 słów

Hotel Zimnik w Dolinie Zimnika. Piękną wiosnę mamy tej zimy ;-) a ja na szkoleniu z KOMUNIKACJI. To magiczne, kojące miejsce - z cepostradą jak do Morskiego Oka (beton), gdzie jest idealnie na spacer z wózkiem, rowery czy rolki, a widoki zapierają dech. Góry, las, rzeka...
 

Moje złote myśl ze szkolenia:
- decentracja u dzieci [Progresywna decentracja – świadomość „ja” i świata; dziecko zaczyna mieć świadomość, że istnieje w otoczeniu rzeczywistości, jest inne od innych; zaczyna mieć poczucie własności; myśli o sobie w kategoriach „ja”, rozumie że jest czymś osobnym] występuje około 4 roku życia, dlatego wcześniej nie powinno się mówić „Mamusia Cię kocha”, a „Kocham Cię”.
- neurony lustrzane powodują, że nawet małe niemowlę nieogniskujące wzroku uśmiecha się jak się do niego uśmiechniesz, dlatego jeżeli chcemy, żeby ktoś zrozumiał nasze uczucia powinniśmy używać słów opisujących nasze emocje obrazowo: jak smutek, irytacja itd.
- jeżeli ktoś zdenerwowany żali się, oskarża Cię o coś itp., nie staraj się go uspokoić, przekonać, im bardziej będziesz naciskał, tym będziesz powodował większy opór. Najlepiej użyć najpierw słuchania odzwierciedlonego „ rozumiem, ze czujesz xxxx”, a potem komunikatu „ja” (fakt + efekt + Twoje uczucia).



Widok z mojego balkonu w hotelu


Read more ...

czwartek, 6 lutego 2014

Pięć minut dla dekoratora wnętrz


Już mamy ustalone, że lubię jak się dużo dzieje. Oczywiście w zdrowych granicach bycia przy tym wyspaną ;-) Jednak brak mi teraz chwili na refleksję, na taką stop klatkę, żeby zamknąć jeden etap w życiu zanim zacznę nowy. W najbliższy weekend mam zjazd w Katowicach w Szkole Coachów, następnie spędzam dwa dni w hotelu Zimnik w Dolinie Zimnika na ostatnim etapie szkolenia Train The Trainer, a w następny weekend jadę ponownie do Katowic na zajęcia odrabiane w Szkole Coachów (umowa ze szkołą jest taka, że żeby ją skończyć nie można opuścić ani jednego spotkania, a ja w czasie wrześniowego zjazdu odwiedzałam plażę zakochanych na Gran Canaria). Jednak to i tak luz i lenistwo w porównaniu z marcem, kiedy mam maraton – w pewno piękną, słoneczną (taki mam plan) marcową środę wyjeżdżam o 6 rano (sic!) do Lublina, tam zaczynam mój trening rozwojowy do soboty włącznie, przez noc przejeżdżam do Katowic, tak, żeby niedzielę spędzić w Szkole Coachów na ostatnim zjeździe… Dużo korektora pod oczy i będę jak nowa;-)

A w tym słynnym międzyczasie przeprowadzka do „nowego” domu (stary po liftingu generalnym). Wiem, że pewnie powinnam o tym sporo pisać – dobór kolorów (ściany, drzwi, wszystko), perypetie z ekipami, jaki pędzel do czego, w sumie to dominująca część mojego życia teraz, dla niektórych prawdziwa pasja, ale niestety, nie mam do tego serca. Najmniejszy spacer, najkrótszy wypad do Czech opiszę Wam od A do Z, bo mam tysiąc myśli w głowie, wrażeń do opowiedzenia… A tu? Jedna myśl „Fajnie, fajnie, tylko niech się to już skończy”.

Pisałam Wam już kiedyś, o tym, że jestem jak ogień i woda z siostrą, ona w kawiarni zamawia zieloną herbatę i wiśniowe lody, ja cafe latte, a lody nugatowe, ona jest domatorką i mamą z zainteresowań, a ja podróżniczką/turystką, która męża i potomka zaraża swoją pasją… Myślę sobie czasami, jakby wyglądał ten blog z jej punktu widzenia… To co ja zbywam jednym zdaniem, pewnie byłoby całym postem… A do tego jeszcze jej prace ręczne… Sama (SAMA!) robi kartki okolicznościowe, magnesiki na lodówkę, to wszystko na co mi szkoda życia i wolę w 3 minuty kupić – to nie znaczy, że nie lubię rękodzieła. Koronki, szale, multum rzeczy ale „z pazurem”, artystycznych, a nie babcinych kapciochów. Muszę jednak jej oddać, ma do tego smykałkę, a czasami fantastycznie jej coś wyjdzie. Na ślub w prezencie od siostry dostaliśmy zaproszenia, ręcznie robione, wypisane dla gości.

Pięć minut dla dekoratora wnętrz, czyli jak się urządzamy w nowym domku:

Meble, drzwi i okna – wenge, ściany – barwa dominująca to cafe latte (jasna barwa między brązem a szarością), gdzieniegdzie po jednej ścianie w kolorze tutti frutti (żywy pomarańcz) i czerwień flamenco. Mamy belki pod sufitem w kolorze wenge, kamienny kominek i kamień na ścianie. Gdybyśmy nie mieli starych mebli, które trzeba „dokomponować” do wnętrza, a mój mąż nie miałby prawa głosu (niemożliwe ;-) to wybrałabym styl prowansalski – dominujący kolor biały, z drewnianymi dodatkami. Natomiast to co wybraliśmy wspólnie wydaje mi się idealne do naszego klimatu i tego co mamy.

To co było dla mnie najważniejsze to jeden styl w całym domu. Bardzo nie lubię jak każdy pokój rządzi się swoimi prawami (wyjątkiem mogą być pokoje dzieci), a znam taki dom, w którym każdy pokój ma nawet inną podłogę (dobre miejsce do testowania czy panele, czy parkiet, czy deska barlinecka bo wszystko tam jest).

Zdjęcie - a propos pokoju dziecka
– nie sądzę, żeby ktoś miał wątpliwości, to oczywiście wydmy, oczywiście mojego autorstwa ;-)
Read more ...

poniedziałek, 3 lutego 2014

lakier i Blog Roku


Rok temu po raz pierwszy wzięłam udział w konkursie Blog Roku. Co ja miałam w głowie? Jak to co, że ktoś nagle odkryje mój geniusz ;-)

Oczywiście tak się nie stało. Jednak spotkało mnie coś co sprawiło, że w tym roku też biorę udział w konkursie. Ktoś, jeden konkretny, też piszący mnie odkrył, a ja odkryłam ją (od pewnego czasu pisze dla zamkniętego grona, więc nie mogę już jej Wam polecić). A potem poszło lawinowo i poznałam małe środowisko piszących jak ja.

W tym roku nie mam czasu na minimum PR – no wiecie, maluję zamiast paznokci, ściany w kolorze dekoral ewa minge czerwień flamenco – ale jak podoba Wam się choć trochę mój blog, zachęcam do głosowania:


Chcesz zagłosować? Wyślij SMS o treści A01001 na numer 7122
Koszt SMS-a to 1,23 zł brutto.
Read more ...

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates