/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

środa, 29 lipca 2015

Szybkie makarony

Kuchnia domowa ludzi urodzonych na przełomie lat 70 i 80, bardzo się różni od sposobu gotowania ich rodziców. Tak przynajmniej wynika z mojej obserwacji – jasne, że szlagiery typu kotlet schabowy, czy mielony, a zwłaszcza zupy, są obecne i w domach dzisiejszych dziadków i rodziców, jednak u 30-latków królują często makarony, jako jednogarnkowe (jedopatelniane;-), szybkie i smaczne dania. Tak zdecydowanie jest w moim domu, a że ostatnio do listy doszły dwa przepisy (od parki, która była z nami w Chorwacji), postanowiłam zebrać dla Was, te makarony które najczęściej robimy w domu Paprotnych:

1) Szybka wersja spaghetti carbonara  (powinno się żółtka wbić prosto na talerz, ale my podajemy już gotowy, rozbełtany sos).
2) Spaghetti Bolognese  (zwykle dodajemy czarne oliwki, nie używamy przecieru pomidorowego, a pomidory pelati z puszki).

3) Makaron z rukolą i łososiem z kryminału Bondy:
Spaghetti ugotowane al dente (do gotowania daje sól i olej)
Pokrojony w kawałki, wędzony łosoś
Rukola
Sok z cytryny
Pieprz
Podsmażona 1 cebulka
Śmietana 18%, zmieszać z resztą produktów i chwilę razem podsmażyć
Posypać serem feta
/ OPCJA 2: zamiast śmietany i fety może być gorgonzola /



4) Makaron koleżanki, nr 1 z krewetkami
Spaghetti ugotowane al dente (do gotowania daje sól i olej)
Krewetki (np. opakowanie mrożonych) usmażyć na maśle z cebulką lub czosnkiem
2 ostre papryczki podsmażyć
Czarne oliwki
Pomidorki koktajlowe
Pieprz i sól
Śmietana 18%, zmieszać z resztą produktów i chwilę razem podsmażyć

5) Makaron koleżanki, nr 2 z brokułami
Spaghetti ugotowane al dente (do gotowania daje sól i olej)
Podgotować wcześniej brokuły
Usmażyć kurczaka (pokroić w wąskie paseczki i 30 min marynować w oliwie z oliwek i rozmarynie przed smażeniem)
Usmażyć cebulkę
Puszka kukurydzy
Camembert
Śmietana 18%, zmieszać z resztą produktów i chwilę razem podsmażyć
/ OPCJA 2: zamiast Camembertu ser pleśniowy typu Mnich /

6) Makaron z grzybami, moja specjalność (podaję z gnocchi)
Spaghetti ugotowane al dente (do gotowania daje sól i olej)
Grzyby usmażyć na masełku
Cebulę posiekać i usmażyć
Główkę czosnku drobno posiekać i usmażyć
Posiekać (nie bardzo drobno) pęczek natki pietruszki
Sól i pieprz
Można dodać puszkę kukurydzy
Śmietana 18%, zmieszać z resztą produktów i chwilę razem podsmażyć
/ OPCJA 2: zamiast makaronu można kupić lub zrobić kopytka /

7) Makaron ze szpinakiem, specjalność mojego męża
Spaghetti ugotowane al dente (do gotowania daje sól i olej)
Posiekać i usmażyć cebulkę
3 duże ząbki czosnku drobno posiekać lub wycisnąć i usmażyć
Szpinak mrożony 1 op w liściach podsmażyć na maśle (dużo masła)
4 żółtka
Posypać parmezanem (a w przypadku braku innym, startym, żółtym serem)
Śmietana 18%, zmieszać z resztą produktów i chwilę razem podsmażyć

8) Makaron z cukinią
3 średnie cukinie - kroimy w plastry, solimy i odstawiamy na 5 minut, a następnie smażymy na oliwie z oliwek z pieprzem i szczyptą gałki muszkatołowej (ona jest tajemnym składnikiem, od którego wszystko zależy)
Spaghetti ugotowane al dente (do gotowania daje sól i olej)
3 duże ząbki czosnku drobno posiekać i usmażyć
Kiełbasa wędzona, czosnkowa, ostra, pokroić w plastry i usmażyć
Posypać pokrojoną w kostkę fetą i majerankiem

9) Makaron z tuńczykiem (tuńczyka kupuję tylko w kawałkach, polecam Rio Mare, niebo a ziemia wobec innych, do przepisu z linka opcjonalnie dodajemy śmietanę 18% i oliwki)

Oczywiście nie samym makaronem człowiek żyje – staramy się, żeby przynajmniej raz w tygodniu pojawiła się na obiad zamiast makaronu kasza, raz ryż, raz ziemniaki, jednak w biegu, przy milionie spraw do załatwienia, taki makaron może nie jest najzdrowszy ale smaczny, szybki i domowy :-)

 A czasami... 
Czasami jest fajnie zrobić sobie wagary od gotowania ;-)


"Pomidory i oregano czynią potrawę włoską, wino i estragon – francuską. Kwaśna śmietana zamienia ją w potrawę rosyjską, a cytryna i cynamon – w grecką. Sos sojowy zamienia jedzenie w danie chińskie, a czosnek czyni je smacznym." Alice May Brock (wypatrzone na http://www.lipstick-at-home.eu/)
Read more ...

wtorek, 28 lipca 2015

Wierzę w Jednego Boga

Nie raz już pisałam o moim stosunku do Kościoła Katolickiego, bo to moja religia i sporo o niej myślę. Rozdzielam kwestię wiary i kościoła oraz państwa i kościoła. Kościół to dla mnie potrzebna i przydatna instytucja, która jednak ma skłonności (co pokazuje historia i natura ludzka) do chciwości i władzy. Niemniej jednak porządkuje pewne kwestia, integruje swoich członków i daje im wskazówki.
Z przyczyn oczywistych – kościół potępia relatywizm religijny (wątpliwości są dla każdej religii ryzykiem) i jest konserwatywny (w końcu ma być ostoją tradycji). Ja jednak uważam, że rozum i racjonalność też powinny w głowach Polaków-Katolików mieć swoją przestrzeń.
Znajduję dla siebie miejsce i uważam się za Katoliczkę. Dużym wzmocnieniem mojej „religijności” jest teraz Papież Franciszek. Jestem nim zachwycona. Dla ostudzenia mojego zapału z bólem obserwuję rolę kościoła w moim kraju – pazernego, manipulującego masami, jak za głośno zrobiło się o pedofilii w kościele i opłatach za wszystko, kiedy przecież duchowni dostają za swe usługi z naszych podatków pensję, nagle pojawiła się szerzona z ambon metoda najprostszej propagandy – wspólny wróg. Najpierw gender, a teraz choćby in vitro i zarodki ludzkie utylizowane w Coca-Coli. Język populistki, który niestety porywa bezmyślny tłum. W kościele jest mnóstwo cudownych księży, zakonników i zakonnic, może nawet jakiś dobry hierarcha się trafi (żart, bo oczywiście tacy też są). Ale mam takie wrażenie, że jednak ta proporcja jest teraz na korzyść nie tej miłosiernej, pełnej pokory religii Jezusowej, a pełnej pychy i bogactwa inkwizycji. Oby przykład szedł od góry (od Papieża).
Moja religia jest taka fajna – wiem, że to kolokwialnie brzmi, ale naprawdę tak uważam. W czasie Porównawczych Studiów Cywilizacji miałam okazję trochę o innych religiach się dowiedzieć – każda (prawie) niesie w sobie coś mądrego, coś irracjonalnego, coś podobnego (szokują wspólne wątki dla prawie wszystkich głównych religii świata jak np. mit o potopie) i dalej również w ten czysto rozumny sposób chętnie chwalę się byciem Katolikiem. Gorzej jednak już z nazwaniem się Polskim Katolikiem. Pomijając rozhulanie hierarchii dochodzi umiłowanie ascetyzmu – cierpienie uświęca, a co z pracą? Z inicjatywą? Czy radością z życia? Kiedy się patrzy na przykład Papierza Franciszka, wie się, że jedno nie wyklucza drugiego.
Mam teraz mały dylemat z naszym 3,5 letnim synkiem. Od jakiegoś roku, ma etap „dlaczego”. Zdecydowanie to nie Toyota, ale trzylatki wymyśliły metodę „5 WHY”. Prawie zawsze nas, rodziców, doprowadzi do momentu w którym albo już nie umiemy uzasadnić przyczyny źródłowej (z niewiedzy), albo się zapętlamy w coraz bardziej skomplikowanych pojęciach, do których dochodzą kolejne dlaczego. I teraz, jak odpowiedzieć małemu dziecku, dlaczego Jezusek wisi na krzyżu i go boli? Kościoły Katolickie epatują przemocą (a te średniowieczne przemocą i golizną). Nasz synek ma traumę i potem mimo prób tłumaczenia zamartwia się o tego Jzuska (tak mówimy o zmartwychwstaniu, ale to troszkę za duża abstrakcja jak na ten wiek).
Nie jest łatwo być rodzicem małego poszukiwacza wiedzy.
Nie jest łatwo być człowiekiem wierzącym, jeżeli nie ma się tendencji do podążania za tłumem.


 Nasz wieniec
 A post został zainspirowany pogrzebem (pięknym, dzięki żałobnikom), w którym uczestniczyliśmy w sobotę. Zwyczajowo rodzina zapłaciła za pogrzeb oraz za kolejną mszę za zmarłego w innym terminie, jeszcze przed uroczystością w zakrystii (za takie msze zapłaciło też sporo gości). W czasie pogrzebu ksiądz po kazaniu powiedział, że jeszcze TERAZ można podejść i zapłacić za msze za zmarłego. On na koniec mszy odczyta kto to zrobił, a za tę mszę pogrzebową prosi wrzucić teraz pieniądzem do tacy, która jest obok urny zmarłego. I żeby było zabawnie, sporo osób to oburzyło (wiem z rozmów) i jednocześnie zerwali się, żeby zapłacić. Mam do nich pytanie - jak ten ksiądz ma wiedzieć, że coś zrobił nie tak? Mówią, że większość rodzin się rozpada przez nieumiejętność komunikacji. A kościół to też rodzina, przynajmniej tak powinno być.
Read more ...

piątek, 24 lipca 2015

Namiętna pogoda

Wszyscy dookoła utyskują na upały, a ja czuję, że żyję. Ale to już Paprotni tak mają, dobrze znoszą ciepełko, fronty afrykańskie i takie tam;-) Trochę tylko mi ciągłe zagrożenie burzami psuje szyki, ale i tak teraz naprawdę czuję, że żyję.
Kiedy słonko w pełnej krasie CHCE MI SIĘ, wszystkiego. Chodzić na jogę i pilates, spotykać się ze znajomymi, a nawet pracować, bo wiem, że dzień będzie długi i jeszcze zdążę się zresetować :-)


 ROGATA Bielsko-Biała, ideał herbaty mrożonej

 Lodomania

 Rogata innym razem

 Kawka na basenie w Cygańskim Lesie w Bielsku-Białej

Jaworowe Zacisze w Jaworzu, nasze nowe odkrycie, świetne miejsce

  Zacisze innym razem (kawa mrożona, zachęcam, żeby poprosić o dodanie liścia mięty, pyszna)





Read more ...

środa, 22 lipca 2015

Day by day, miło jest






Winko z przyjaciółką w upalny wieczór, sama przyjemność, przyłapane w TUCEPI, Chorwacja.
Jak za oknem jest tak przyjemnie jak dziś, to i tak tęsknię za wakacjami, ale trochę łagodniej :-)


W takie dni czuję się spełniona. Pogoda powoduje, że chce się żyć, bywać, myśleć, tworzyć – tak, uwielbiam upały i chętnie żyłabym w cieplejszym klimacie. No i stało się, już nie raz wspominałam Wam, że planuję napisać kryminał. Napisałam. Ja go lubię, a w biernym (jako czytelnik) odbiorze kryminałów mam całkiem spore doświadczenie :-)
A co u nas? Tu kawusia, tu koktajli, spotykamy się ze znajomymi, chodzimy nad jezioro, rzekę i odkryty basen. Mąż wczoraj bawił się w Ustroniu w Topoleju na jam session, a dziś wybieramy się z Toastmasters na Szczycie zwiedzić bielskie lotnisko. Wakacyjne przyjemności, nawet dla ludu pracy ;-)

Read more ...

poniedziałek, 20 lipca 2015

Subiektywnie o wycieczkach w Chorwacji

 Dubrownik
Perełka. Piękne miejsce do bólu. Już dojazd z widokiem z drogi wijącej się po górach na panoramę starego miasta, morza, wysp, gigantycznych statków rejsowych, zapiera dech w piersiach. I oczywiście wszystko psują turyści (tacy jak my), bo jest tam ich miliard, co winduje ceny, oblepia samochodami najmniejszy skwerek i zamazuje obraz najbardziej uroczych miejsc.
Być w Chorwacji i nie odwiedzić Dubrownika to grzech i piszę tak, mimo że jedyne złe wspomnienie z tych wakacji wiąże się z Dubrownikiem. Chorwacja słynie z wąskich, krętych dróg pozbawionych chodników czy nawet pobocza. I taką ruchliwą, wąską drogą, musieliśmy przejść od parkingu (drogiego jak fiks) do starego miasta. Kierowcy byli jakby obrażeni na nas, że jeszcze my próbujemy tamtędy iść, a na wózek (zabraliśmy wózek ze względu na upał, w nosidełku, wśród nagrzanych kamiennych ulic Zosia umęczyłaby się), kompletnie nie było miejsca. Kiedy ostatecznie doszliśmy do bramy miasta nikomu nie przyszło do głowy, żeby zatrzymać się, żebyśmy przeszli przez ulicę (całkiem inaczej jest np. na Wyspach Kanaryjskich, tam uprzejmość kierowców szokuje, z daleka widząc chęć przejścia przez ulicę przez pieszego, zatrzymują się, absolutnie zawsze). Kiedy w końcu jedno auto skręcało, wykorzystaliśmy okazję, żeby przejść, tymczasem po sekundzie stania kierowca motoru stojący za skręcającym samochodem zniecierpliwił się i wyjechał zza samochodu rozpędzając się. Z piskiem opon zatrzymał się 30 cm od wózka z Zosią i... z koleżkami motocyklistami, zaczął na nas krzyczeć! I nie, nie szliśmy w miejscu z zakazem ruchu dla pieszych.
Józek był zachwycony starym miastem – aż się prosi o zabawę w rycerza, a jak odkrył knajpki z instrumentami wystawionymi na ulicę, to już w ogóle był w siódmym niebie. Cudownie się z nim i jego entuzjazmem zwiedza :-)










 
Tucepi i Baska Voda
Mając do dyspozycji samochód na Riwierze Makarskiej, trudno byłoby nie zwiedzić uroczych miasteczek, których pełno. Dlatego czasami, po plaży, zamiast na deptak w Podgorze, gdzie mieszkaliśmy, jechaliśmy do sąsiadów. Odwiedziliśmy Baskę Vodę i w porównaniu z innymi, miejscami w Chorwacji, nie przypadła nam do gustu. Tłumy jak w Makarskiej, ale miejsca do chodzenia miej, więc to wszystko ubite koło siebie i brak promenady (jest piękny port, a potem wąski chodniczek po plaży, gdzie co kawałek trafia się jakaś knajpka), ludzie jak w procesji idą po ulicy, która jest włączona do ruchu drogowego, co mnie nie bawi. Na obronę BV potwierdzam – dużo ciekawych knajpek i przepiękne jachty w porcie.
Z odwiedzonych wieczorową porą miejscowości, najbardziej do gustu przypadło nam Tucepi. Jest tam to co powinno być w nadmorskim kurorcie – piękne plaże, zadbane skwerki, ryneczek, promenada, port, kawiarenki i sklepiki z badziewiami. Jak wisienka na torcie był dla nas koncert polskiej orkiestry dętej w centrum miasteczka.



Makarska
Moi znajomi albo kochają albo nienawidzą, tak już jest z Makarską. Bo w odróżnieniu od malowniczych okolicznych miasteczek, Makarska to miasto. Z plusami i minusami. Traci blokowiskiem, hotelami w „międzynarodowym” stylu, mniej uroczym niż chorwackie domki. Zyskuje ilością możliwości – piękny port ze starówką, półwysep z parkiem, alternatywnym deptakiem i długa, pełna atrakcji promenada wzdłuż morza. Ja Makarską uwielbiam.



Sv. Jure w PN Biokovo
Ekstremalnie. Ja bym stchórzyła, choć niezły ze mnie kierowca, ale mój małżonek uwielbia wyzwania na drodze i dla niego to była frajda. Droga jest tak wąska, że rower z autem się nie minie. A tam nawet autobusy jeżdżą! Oczywiście przed autobusem jechał przewodnik, który wzdłuż całej drogi torował im przejazd i kazał samochodom cofać się do najbliższych zatoczek. A do takiej zatoczki to czasami daleko, strom i zakręty takie, że obracasz się prawie o 180 stopni.
Widoki nieziemskie. Dla nich warto się przełamać i jechać. Po drodze można spotkać konie, czy krowy (w niższych partiach góry). A na szczycie chary owadów, które ludzi się wcale nie boją i leniwie przed nosem latają. Wg naszych gospodarzy, żeby widoczność była idealnie przejrzysta należy do 05 lipca wyjechać na szczyt. My pojechaliśmy 7 lipca, bo co ;-) I tak było cudownie. My rozpuszczeni turyści spodziewaliśmy się na szczycie infrastruktury – w wyobraźni widziałam szklaną kawiarnię na obracającej się platformie, tak, żeby widok z każdej strony podziwiać. Co najmniej tarasu widokowy. A jest parking, budka strażnika i uroczy szlak do kapliczki. Ale i tak warto tam być.









Read more ...

wtorek, 14 lipca 2015

Znowu ta Chorwacja:-)

Pierwszego dnia, na niebie były chmurki, potem rządziły wzorcowo upały:-)

Chorwacja to taki dziwny kraj, o specyficznej turystyce. Bardziej zdominowany przez kwatery prywatne, niż przez hotele. Żyjący, jakby wojny nigdy nie było, bo to niewygodne dla turystów, choć tylko najmniejsze dzieciaki nie mają biografii z jej stygmatem. Borykający się z zalewem polskiej turystyki, również tej alkoholizującej się bez umiaru oraz tej specyficznej pt. "od zawsze, co roku jadę w to samo miejsce". Bez piasku, ale za to z kolorystyką jak marzenie – ciemna zieleń sosny pinii, delikatna szarość kamieni i majestatycznych gór, cudowny błękit morza i spłowiała czerwień dachówki. Moja babcia, w wieku 84 lat śmiało jechała tam na wakacje. To w końcu tak blisko. Byłam tam jako dziecko, gdy kraj nazywał się Jugosławia, byłam jako nastolatka, tuż po wojnie, kiedy domy były dalej zbombardowane, a na poboczach stały spalone samochody. Byłam, kiedy mój synek miał 5 miesięcy i teraz kiedy moja córeczka miała ich 7 na liczniku. Bo do Chorwacji można sprawnie dojechać z Polski samochodem, a dla takiego bobasa wygodnie jest zabrać sporo bagażu.

 Winko musi poczekać na swoją kolej, najpierw trzeba schłodzić butle do przygotowania mleczka dla Zosi. W tej samej knajpce ROKO tatuś pił wyżej wspomniane winko z bidonu dla dzieci - Józek mu zasnął na kolanach i tak było najwygodniej... Rodzice to inny gatunek, jeszcze pamiętam czasy lansu jak mnie irytowali :-)
 
Nie wiem na ile to konieczne, ale zgodnie z poradą naszego pediatry, zabraliśmy dla Zosi wodę Nałęczowiankę i ją gotowaliśmy, mleczko Hipp które tu pije, tak samo słoiczki z jedzeniem, mimo że tam są dostępne. Żeby nie zmieniać flory bakteryjnej. Jak do tego dołożyć wózek i pampersy to niewiele miejsca na inne bagaże pozostaje. Pozostałą przestrzeń skrzętnie zajął Józek i jego zabawki, dla mnie i męża starczyło miejsca na małe plecaki z trudem wciśnięte do naszego kombi. 



  Słynny pomnik "rączka"

W Chorwacji byłam na północy i na południu, na wyspach, na lądzie, ale nic mnie tak nie zachwyca jak Riwiera Makarska. Tym razem pojechaliśmy do Podgory. Kurort perełka, uroczy porcik z tawernami, piękne, żwirowo-kamieniste plaże, deptak między kawiarenkami przyklejonymi do wybrzeża, punkty widokowe, w tym ten ze słynną „rączką”. Nad Podgorą dominuje pomnik, na pamiątkę wojny, tej wcześniejszej. Jeden łuk pnie się do góry (symbol zwycięstwa), drugi jest zgięty (pamiątka tych co polegli), z pewnej perspektywy wygląda jak dłoń. Pierwszego dnia, cały czas nas synek prosił „ja chcę do rączki”. Rodzice uznali, że dziecku słonko przygrzało albo coś mu się z bajek miesza. Dopiero na spacerze wyjaśniło się o co mu chodzi. Najchętniej jeździłby do tego pomnika codziennie.



  Podgora (widok od strony pomnika)

Spędziliśmy w Podgorze pełnych 14 dni. Jak zwykle na wakacjach rodzi się pewna nowa rutyna. Byliśmy w towarzystwie koleżanki, z mężem i synkiem. Jest między nami chemia, przynajmniej z mojej perspektywy doskonale się dogadywaliśmy i wielu kwestiach mamy podobne poglądy czy metody na spędzenie czasu. Że moje dzieci to śpiochy po rodzicach (o 8:30 musieliśmy budzić siłą i Józka, i Zosię), a ich synek to skowronek, to tatuś z nim szedł po świeże bułeczki, warzywa i owoce na śniadanko, tak żeby mama mogła dospać, a potem przygotować nam wszystkim śniadanko z tych specjałów oraz serków i wędlin, które przywieźli z Wiednia (do Chorwacji jechaliśmy przez Austrię, więc znajomi wyjechali 3 dni wcześniej, żeby jeszcze w Wiedniu się na dwie noce zatrzymać). Rozpuścili nas niemiłosiernie.



Około 10 szliśmy na plażę. My kupowaliśmy coś do picia (wakacje pod znakiem cytrynowego Karlovačko radler oraz gemischt jak skrótowo mówiono z niemieckiego na wino z wodą) oraz arbuzy na plażę. Około 14 i Zosia, i Józek zasypiali nam na 2 godziny w plażowym namiocie. Co oznaczało wolność dla rodziców! :-) Fantastyczna sprawa, polecam :-) Wracaliśmy po 17 godzinie do naszych apartamentów (my mieliśmy fantastyczny, dwie sypialnie oraz salon z aneksem kuchennym, jadalnią, balkonem i pięknym widokiem na port), żeby się wykąpać i albo robiliśmy obiad w pokoju albo szliśmy do restauracji Roko lub równie dobrej, a taniej na samym końcu deptaku. Niestety Chorwacja jest droga, a na domiar złego, podobnie zresztą jak w Polsce, często można się naciąć na słabą jakość przy wygórowanych cenach. Nam świetne knajpki polecili gospodarze, tacy prawdziwi gospodarze bo piekli nam pączki, ciastka, dali rakiję z pomarańczy z ich ogrodu, podarowali rozmaryn, lawendę. Wieczorem szliśmy na spacer deptakiem, a potem na gałkę lodów i coś do picia. W domu lądowaliśmy przed północą. Recepta na dobre wakacje to piękne miejsce, świetne towarzystwo i tyle atrakcji, że wiecznie się jest niewyspanym.


Dzieciaki spisały się na medal do tego stopnia, że sąsiedzi z kwatery (dwa małżeństwa ze Śląska z dzieciakami), czy sąsiedzi z plaży zachwycali się nimi, nikt nie słyszał ich płaczących, albo spali albo byli rozbawieni. Jedynie jedna sąsiadka z kwatery przyznała, że codziennie około 8:30 słyszy ataki śmiechu obojga dzieciaków – tata budził ich łaskotkami. A muszę przyznać, że miałam pewne obawy. Najbardziej bałam się drogi, tymczasem Zosia przespała całą trasę z Polski do Chorwacji (wyjechaliśmy o 19, na miejscu byliśmy o 11), a Józek albo spał, albo obserwował wszystko co dzieje się za oknem i w napięciu czekał na tunele. Zupełnie niepotrzebnie zabraliśmy ze sobą tablet.
 Makarska


 Dubrownik 


 Tucepi

Zosia zresztą miała fantastyczny timing – jak trzeba było to spała. Kiedy byliśmy w restauracji, spała, kiedy robiliśmy grilla, spała, kiedy jechaliśmy na wycieczki (Dubrownik, St. Jure, Tucepi, Makarska, Baska Voda), spała. Synek przyjaciół ma roczek z hakiem więc bardzo stymulował ją do rozwoju – Zosia wróciła do domu raczkując do tyłu i najlepiej czuje się pozostawiona sobie na podłodze, gdzie ma dużo przestrzeni do przemieszczania się. Józio za to prawie się popłakał, kiedy powiedzieliśmy mu, że ma pożegnać się z morzem bo wyjeżdżamy. Pokochał całą naszą wakacyjną rutynę, śniadania bez wujka, cioci i ich synka to jakiś bezsens;-) Szybko odnajduje się wśród innych dzieciaków, więc na plaży miał całą bandę do zabawy. Był ogromnie ciekawy świata, nauczył się sam pływać w morzu z deską i płetwami. Denerwował nas jedynie w czasie śniadań, kiedy trzeba było przekonywać naszego niejadka do zjedzenia czegokolwiek. A co najważniejsze – w kontekście naszych poprzednich wakacji – wszyscy byliśmy całe wakacje zdrowi :-) Było cudownie.
Podczas wakacji z dwójką małych dzieci, jak się okazuje, można odpocząć :-)
Read more ...

niedziela, 12 lipca 2015

Może być idealnie:-)

Idealne wakacje maja tylko jedną wadę, kiedyś się kończą:-(




Read more ...

sobota, 4 lipca 2015

zgadnijcie...

Zgadnijcie, gdzie jesteśmy. Jemy austriackie przysmaki, ale z okna widzimy morze. W każdej knajpie jest pizza ale w nielicznych regionalna kuchnia. Polski dominuje na deptakach, a morze chwilami wygląda jak niewielkie jezioro...




Read more ...

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates