Pisałam
Wam o mojej koncepcji 3B,
które mnie ukształtowały?
Bus
- nasz kamper, jak miałam 4 latka pierwszy raz jechaliśmy nim do
Grecji, z Aten nie pamiętam nic, z innych odwiedzanych miejsc –
zero, ale doskonale pamiętam nasz camping z gęsiami, które mnie
goniły i przerażały, z wilczurem, który pił morską wodę i kotem,
który wszystkim na campingu rządził. To dzięki tym wyprawom
rodzinnym zbzikowałam na punkcie podróży i uważam je za
najefektywniejszy czas edukacyjnie, czy emocjonalnie.
Beatka
-
lalka jak niemowlę, teraz to standardowa zabawka, ale w czasach
mojego dzieciństwa, lalka przywieziona z Niemiec była
wyjątkowa. Zawsze uważałam, że wyczerpała cały mój instynkt
macierzyński, ale chyba nie jest tak źle, co Józek?
Baca
– mój pierwszy pies, owczarek podhalański, Niewyobrażalnie mądry
i piękny. Zmarł na raka jak miałam z 12 lat, rodzina mi
powiedziała, że jest w klinice dla psów w Alpach i choć niegłupie
ze mnie było dziecko tak bardzo go uwielbiałam, ze uwierzyłam, w
taką inwestycję w naszego czteronożnego członka rodziny. A jak
się tak kocha ze wzajemnością to potem trudno się dziwić mojemu
zaangażowaniu w obronę praw zwierzaków :-)
Do
listy powinna dojść jeszcze Biblioteka
:-) Teraz publiczna, a w dzieciństwie domowa, całe ściany tonęły
w regałach z książkami, które były namiętnie czytane.
Przedwczorajsza: ciepła, złota jesień vs dzisiejsza: ponura, deszczowa, lekiem na całe zło, wyprawa do biblioteki, po dawkę przyjemności, idealną na taką jesień jak dziś. Do tego kubek gorącej czekolady z wiśnią z DecoMorreno i świat staje się piękniejszy.
Do
Biblioteki jadę mijając szpital, w którym ja się rodziłam i ja
rodziłam :-) oraz cmentarz na którym pochowana jest część mojej rodziny. Taka linia życia. Na cmentarzu zwykle się zatrzymuję,
jest niewyobrażalnie zaniedbany przez zarząd, więc nawet mając
nowy pomnik, obok niego są chwasty, błoto i śmieci, więc
systematycznie trzeba go porządkować. A przy okazji przychodzi
chwila na refleksję. Lubię tam chodzić, wiem że to dziwne, nie
jestem fanką rytuałów i nie potępiam ludzi nie odwiedzających
cmentarzy – groby to pomniki, symbole, a nie prawdziwy szacunek do
zmarłych. Mnie jednak to miejsce wycisza, daje chwile na skupienie.
Teraz doszły jeszcze emocje przy mijaniu szpitala. Niestety po
porodzie Józka nie włączyło mi się to co powinno – zapomnienie
o bólu. Pamiętam dokładnie jak przy porodzie mąż mnie polewał w wannie
prysznicem, żeby ukoić ból, a ja i tak co chwilę traciłam przytomność z wycieńczenia. Na pierwszy poród szłam z lękiem przed
nieznanym, ale dość pewna siebie – moja dentystka zawsze zachwyca
się, jaka to ja jestem wytrzymała na ból, więc myślałam, że
odporna ze mnie baba i wszystko sprawnie pójdzie. Teraz już wiem,
jaka to dla mnie była tortura i boję się bardziej niż przed
pierwszym porodem. Więc kiedy mijam ten szpital doznaję niemiłego
uczucia ucisku w żołądku...
Co do HFMD, Józkowi się pogorszyło - ma całe usta zabąblone, gorączkuje, więc nasz niejadek, który od wakacji w Bułgarii musi być na bezmlecznej diecie (a mleko, jogurty itp uwielbia), teraz jeszcze nie chce jeść bo go boli przełykanie. Gdzieś kiedyś czytałam kilka wpisów mam czekających na drugie dziecko w tonie: druga ciąża zagrożona pierwszą (bo starsze dziecko chce na ręce, bo kopnie czy skoczy na brzuch co jakiś czas, bo nie ma czasu odpocząć w drugiej ciąży itp), myślałam - przesada, a teraz kiedy mój ukochany malutek prątkuje tym wirusem, tak niebezpiecznym dla nienarodzonego jeszcze dzidziusia (niestety lekarka potwierdziła nam to), faktycznie zrozumiałam co w tej myśli jest. Buuu!
Co do HFMD, Józkowi się pogorszyło - ma całe usta zabąblone, gorączkuje, więc nasz niejadek, który od wakacji w Bułgarii musi być na bezmlecznej diecie (a mleko, jogurty itp uwielbia), teraz jeszcze nie chce jeść bo go boli przełykanie. Gdzieś kiedyś czytałam kilka wpisów mam czekających na drugie dziecko w tonie: druga ciąża zagrożona pierwszą (bo starsze dziecko chce na ręce, bo kopnie czy skoczy na brzuch co jakiś czas, bo nie ma czasu odpocząć w drugiej ciąży itp), myślałam - przesada, a teraz kiedy mój ukochany malutek prątkuje tym wirusem, tak niebezpiecznym dla nienarodzonego jeszcze dzidziusia (niestety lekarka potwierdziła nam to), faktycznie zrozumiałam co w tej myśli jest. Buuu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz