Po
8 rano małe cacy cacy, ktoś mnie głaszcze po buzi i budzi. Ok!
pora wstawać. Mąż zmienia pieluchę, ja robię kaszkę, kiedy
synek je, można jeszcze zrobić sobie drzemkę. Jak skończy będzie
pełny energii i radości, nie da się spać. Skąd on ma codziennie
dobry humor?? Potem jemy razem śniadanko – dorośli i Małe, które
troszkę miejsca w brzuszku na to co rodzice jedzą, zawsze znajdzie.
A tym razem parówki z szynki 93% mięsa oraz chlebek z masełkiem –
zestaw idealny dla dzieci.
Pakowanie
– ręcznik plażowy, pampersy do wody, slipki na zmianę (ma takie
kochańskie bokserki, które zakładamy na pampers), picie, jedzonko,
krem z filtrem 50, ubranko na zmianę, namiocik od słońca i... krem
20 dla rodziców, koniec. Pakujemy się na basen pod chmurką.
W
niedzielę staliśmy 40 minut w kolejce, w poniedziałek połowę z
tego. W niedzielę byliśmy we troje – ja, syn, mąż. W
poniedziałek, kiedy wybierałam nadgodziny z pracy, byliśmy we
troje – ja, syn, moja Mama. Mama sceptyczna, precyzując. Bo tłum
ludzi, bo to dla nastolatków frajda. Ale jak widziała jaką Józio
ma radochę, wychodziła przeszczęśliwa z basenu. Zresztą sama
zgadzam się z jej opinią, nie jest to moja idealna rozrywka –
jeszcze co innego basen w Kocierzu, gdzie jest piękny widok i inny
klimat, ale tym razem spędziliśmy dwa dni na basenie w Cygańskim
Lesie w Bielsku-Białej, w mrowisku ludzi – jednak dla dziecka to
idealne, bezpieczne miejsce. Zwłaszcza, że jemu włącza się po
mamusi radar – obserwuje ludzi. Weszliśmy przed 11, wyszliśmy po
17 – nie marudził, był zachwycony, pływał w wodzie na ramieniu
rodziców, skakał do basenu jak uczył się na nauce pływania dla
niemowląt, bawił się w cieniu pod namiotem. Jedynie co, to synek
zasnął nam na rękach, nie chciał sam być i sam zasypiać. Po
wszystkim poszliśmy na placki ziemniaczane z grilla, ze śmietaną,
koło basenu. To były cudowne, słoneczne dwa dni, wakacyjne:-)
swimming pool_flickr_Julien Haler_CC BY 2.0.jpg
A
jak już jesteśmy w temacie to opowiem Wam o mojej małej, intymnej
przygodzie... Wyobraźcie sobie taką scenę. Damska toaleta pełna
pań w eleganckiej karczmie, głośne, kobiece jęki, a po chwili
wychodzi z niej młoda para, kobieta i mężczyzna. To ja i mój mąż.
Wcale nie w namiętnym uniesieniu...
Kiedy
tylko otworzono w Kocierzu odkryty basen, wybraliśmy się tam – w
końcu uwielbiamy odkrywać nowości. Woda w basenie była dość
chłodna, popływałam chwilę i usiadłam na brzegu mocząc nogi.
Mąż dalej pływał i w którymś momencie postanowił mnie
pochlapać wodą. Ja odskoczyłam i przeryłam czterema literami po
nowiutkim, drewnianym podeście. Miałam na sobie idealne bikini,
kupione na podróż poślubną, w Triumphie, pierwszy raz założone,
a w nim 1000 małych i dużych drzazg!!! W bólu i panice
postanowiliśmy się ewakuować w intymne miejsce, ale akurat w tym
momencie dostrzegł nas sąsiad z bloku i postanowił się przywitać
i pogadać... Wyszliśmy na niezłych dziwaków, próbując mu
tłumaczyć, że był mały wypadek, i nie teraz, i za chwilę...
No
ale gdzie, w kompleksie pełnym ludzi, ściągnąć bieliznę i
dokonać operacji, powolnego wyciągania wielu, wielu, wielu
bolesnych drobin z tyłka??? Toaleta! Damska. No a resztę znacie...
Bikini nadawało się już tylko do wyrzucenia.