/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

niedziela, 27 października 2013

Kotwica

Megan spoglądała na swojego drinka, ciesząc się jego rozgrzewającym działaniem.
- Wiesz, co jest okropne w byciu matką?
- Pieluchy?
- No cóż, owszem. Jednak mówię o tym, co jest teraz. Dzieci podrosły i są właściwie prawdziwymi ludzkimi istotami.
- Co takiego? [...]
- Właściwie tego nienawidzę: moje szczęście jest całkowicie uzależnione od ich uśmiechów. A nie należę do tych rodziców, którzy żyją tylko sukcesami swoich dzieci. Pragnę jedynie, żeby były szczęśliwe. Teraz, kiedy jestem matką, moje szczęście zdaje się opierać wyłącznie na ich uśmiechach. One też o tym wiedzą.
- Interesujące – powiedziała Lorraine. - Wiesz, na co to wygląda?
- Na co?
- Na niezdrowy związek. Jak z moim byłym. Zaczynasz żyć tylko po to, żeby kogoś zadowolić.”*
Jak znalazł. Wszechświat znowu przemówił. Nie ma mnie w Katowicach. Jestem w domu, czytam Cobena na zmianę z Traktor Tadka i Motor Marka z serii „Mały chłopiec” (polecam małym dziewczynkom). Jestem z chorym synkiem – w nocy dostał gorączkę, czopki, okłady, zmartwienie. No i dylemat z Krakowem, po południu mam tam jechać na dwa dni – dziś do przyjaciółki, jutro na szkolenie. Mąż mówi, jedź, poradzimy sobie. Niby wiem, ale sumienie mi nie ułatwia podjęcia decyzji. Poczekam do 14, jak Józio nie dostanie gorączki pojadę. Jak dostanie, zostaję. Singlom, dinksom (double income, no kids – czyli małżeństwa z wyboru bez dzieci) zazdroszczę tego, że takich dylematów nie mają.
Czasami się zastanawiam nad szlachetnością tego ogromu miłości macierzyńskiej. Że dziecko należy kochać i zasługuje na to, to pewne. Że nie wszyscy kochają tak samo, a stereotypy i prawdy objawione na temat roli mamy i taty istnieją, to wiem. Wiem też, że dla mnie życie mojego dziecka jest tysiąckroć cenniejsze, niż życie moje. Czy to znaczy, że nie jestem egoistką? A z drugiej strony życie mojego dziecka jest dla mnie cenniejsze niż czyjekolwiek inne...
Brak mi czasami wolności, będąc mamą nigdy jej już nie zaznam. Zawsze będę miała w sobie kotwicę macierzyństwa, coś co mnie przywiązuje do jednej myśli o szczęściu mojego maleństwa. Za nic w świecie nie cofnęłabym czasu, mój synek to moje szczęście. Ale nie będzie jak było. Przez rodzicielstwo dostaje się coś innego, nie coś dodatkowego.


*s. 126-127, Harlan Coben, Zostań przy mnie, Albatros, Warszawa 2013
Read more ...

sobota, 26 października 2013

W międzyczasie

Kolory października, krem z dyni (z imbirem, curry, mleczkiem kokosowym), bukiet z jesiennych liści i doniczka z kwitnącym wrzosem. Pięknie, tylko trochę zbyt w biegu – jutro najpierw jedziemy pod Katowice do wujka Smerfa Marudy, potem jadę do przyjaciółki do Krakowa. Zeszły tydzień też był na wariackich papierach.
 bedroom_flickr_VancityAllie_CC BY-NC-SA 2.0
No i ba! Jest taka pogoda, że jeszcze w piątek u znajomych grilla zrobiliśmy... Teściowie kupili im wspaniały dom w jednej z lepszych dzielnic, no i dają kasę na życie, żeby on mógł trzeci fakultet zrobić, a ona zająć się dwójką dzieci. Boziu, nie wiem czy współczuć czy zazdrościć. Dwójka dorosłych ludzi, na swoim, bez pracy. A teściowie to też dwa ciekawe przypadki. On marynarz, ona księgowa. Rok temu przestał pływać, z gościa w domu stał się domownikiem. Po pięćdziesiątce przyszło im zacząć wspólne życie i jest kiszka. Przezornie mają osobne pokoje w swoim domy. Jednak to przez ponad 20 lat był tylko jej dom, ona decydowała co będzie w ogrodzie (to jej bzik), co w domu, ciszej czy głośniej muzyka, co kupią. Iskrzy na każdym kroku.

Read more ...

piątek, 18 października 2013

Górale niskopienni w Szczyrku


Pamiętam, jak kiedyś, w innym życiu, wylądowałam w Madrycie, w samym centrum miasta, w najbardziej obskurnym hotelu jaki można sobie wyobrazić. Nie był brudny, ale widok na neon klubu gogo, wąskie korytarze, ciemna farba olejowa na starych drzwiach, robiły specyficzne wrażenie i atmosferę. Upał, nocne życie miasta wlewało się przez uchylone okno. A ja byłam zachwycona. W mojej głowie włączyła się projekcja filmu – takiego w stylu starych, detektywistycznych opowieści, z zaułkami, zmysłowością i dziwakami zamiast nudnych niedzielnych obiadków i wstawania do pracy o 6 rano. Ja w innej codzienności, jakbym zdecydowała się na 5 min skorzystać z zaproszenia do innego świata.
 

Od tamtej chwili, kiedy wyobraźnia zaskoczyła mnie swą intensywnością, ilekroć mam okazję nocować w hotelu, wyobrażam sobie siebie w innym życiu. Taka moja prywatna zabawa z samą sobą w wyobraźni. Tym razem trafiłam jednak do hotelu Meta w Szczyrku , na kolejny projekt, Szkoła Trenerów. Jednak zamiast wyobraźni, która włączyłaby projekcję filmu o pisarce odkrywającej świat lub o stewardessie, czy pilotce wycieczek, włączył mi się stary film ze zdjęciami z Zakopanego (Meta na zewnątrz to mini Bawaria, ale w środku nasza góralszczyzna, że hej!). Co roku we wrześniu, całą rodziną, na tydzień, jeździliśmy do Zakopanego, w to samo miejsce z widokiem na Giewont, z tymi samymi znajomymi, jednym dniem na duszonki, innym z zakupami na targu pod Krupówkami, szarlotką w schronisku, kanapkami z Powiewem Sieprawia (wynalazek ciotki, uwierzcie na słowo, że pycha). Tamtego miejsca i części tamtych ludzi już nie ma. A we mnie nie ma pogodzenia ze śmiercią i odchodzeniem ludzi. Chciałabym umieć wierzyć w Boga, tak, że nie czułabym tego smutku.

Ale wróćmy do szkolenia. Na początku zajęć dostaliśmy fantastyczną klasyfikację zwierząt wg jakiejś starej encyklopedii chińskiej. Mieliśmy się dopasować do jednego z nich. Jak zaczęłam czytać listę było zabawnie: zwierzęta niepoliczalne, bajeczne, prosięta, syreny, dzikie psy, stanowiące własność cesarza, te które stłukły dzban, te które z daleka wyglądają jak muchy i wreszcie na 25 pozycji: narysowane cienkim pędzelkiem z wielbłądziej sierści. Nie wiem co się stało, ale tak mocno zinternalizowałam sobie wyobrażenie siebie jak tym co obserwuję, czytam, poznaję, rysuję siebie, na razie cienko i delikatnie, poczułam się cała tym numerem 25:-)

Jak to było w Alchemiku Paulo Coelho?

„Własna Legenda”. To jest to, co zawsze pragnąłeś robić. (…) Spełnienie Własnej Legendy jest jedyną powinnością człowieka. Wszystko jest bowiem jednością. I kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu.

Bardzo głęboko wierzę w tę myśl. I spełnia mi się w moim życiu. Po 1. Otwartość. Po 2. Szczerość wobec innych i samej siebie. A potem los sam się kształtuje tak jak powinien. Kiedyś szukałam bratniej duszy, teraz polubiłam różnorodność, ona bardziej mnie inspiruje i uczy. I stanowi wyzwanie:-)

Widok z mojago pokoiku - na wyciągniecie ręki kolejka krzesełkowa w Szczyrku

No i trochę mądrości ludowych ze szkolenia:

Nieświadoma Niekompetencja – etap w jakim są np. osoby zatrudnione do swojej pierwszej pracy w życiu, nawet niewiedzą, czego niewiedzą, Świadoma Niekompetencja – oj boli, wiem już, że czegoś nie potrafię; Świadoma Kompetencja – wiem, umiem i na dodatek wiem co to, a potem staję się ekspertem, zaczynam robić coś automatycznie, nawykowo, może rutynowo mając Nieświadomą Kompetencję; świat się zmienia, a cykl zaczyna od początku.

Po pierwsze zbieraj informacje, po drugie dopasuj się, a po trzecie prowadź – ta myśl płynnie połączyła to czego uczyłam się tydzień temu, z tym co poznałam teraz. Filozofia pracy dobrego trenera.

 
Read more ...

poniedziałek, 14 października 2013

Babie lato

Czasami fajnie zwolnić. Czytaliście kiedyś o zasadach slow movement? Generalnie nie przepadam za narzuceniem sobie ram jakiejś filozofii życia, wolę zmiany, wsłuchanie w to na co akurat mamy ochotę. 
W ten weekend ochotę mieliśmy na slow, na degustację, cieszenie się pięknem. W sobotę urocze prezenty od męża (legginsy z Calzedona, bielizna z Intimissimi), miło czasami bez powodu coś ładnego dostać, choć obstaję przy tym, że to prezent dla nas obojga;-) W niedzielę cudowny spacer w Jaworzu, ja, synek, mąż i psiak, który swoim czekoladowym kolorem idealnie komponuje się z barwami jesieni. Blask słońca, zapach lasu, deszcz złotych liści.
No i ten likier... O smaku crema catalana - kremowy, o posmaku skórki z cytryny, cynamonu, ambrozja! Przywieziony z wakacji, jak magiczne wspomnienie lata.



Read more ...

sobota, 12 października 2013

Biała manipulacja


Niewielkie wzgórza otaczające hotel Młyn Jacka mieniły się kolorami jesieni. Było dość chłodno ale słonecznie. Blisko do Wadowic. Daleko od domu. Jest jakaś forma luksusu w tym, żeby mieć szkolenie w tym samym budynku, gdzie się śpi. Doskonałe jedzenie, które ja jako organizator mogę wybrać. No i numer jeden – SPA. Basen podświetlany na 3 zmieniające się kolory, jacuzzi, kilka rodzajów saun. Wszystko, tak jak cały kompleks hotelowy, utrzymany w eleganckim stylu łączącym stare ceglane mury, drewniane wykończenia i nowoczesne dodatki. Moje małe, nowe ŚRODOWISKO na dwa dni szkolenia z NLP.

Jakby ktoś obserwował nasze ZACHOWANIE to byłby w ciężkim szoku. Poczynając od godzin – szkolenie pierwszego dnia zaczęło się o 10:00, a skończyło o 23:00, drugiego dnia trwało od 09:00 do 18:00. Zaangażowanie na 200%, skutek uboczny, prawie cała nasza grupa nie mogła w nocy spać, trudno się zasnęło, potem się budziliśmy co godzinę, a w międzyczasie intensywne, dziwne sny.

Uczyliśmy się o Programowaniu neurolingwistycznym, ale… od tyłu. To znaczy od tego co robimy, co już umiemy. Właściwie to nabieraliśmy UMIEJĘTNOŚCI samoświadomości. Fantastyczne na szkoleniu było hasło: świętujemy błędy, bo one pomagają zmianie. Plus skarbonka, 2 zł za każde obwinianie innych za coś co się dzieje. Oj nazbierało się kasy (trener przeleje to na fundację pomagającą dzieciom).

Jestem PRZEKONANA, że między grami, zadaniami do wykonania i ich (a raczej nas w nich) analizą, zrobili nam niezłe pranie mózgu. Jestem przekonana, że szkolenie prowadziło dwóch najlepszych trenerów jakich spotkałam. Jestem przekonana, że to był dobry czas na taką formę szkolenia – ani warsztat, ani wykład, czysta analiza siebie i otoczenia, wcześniej nie bylibyśmy na to gotowi.

Wśród moich podstawowych WARTOŚCI jest rozwój, wiec czułam się jak ryba w wodzie. Trzeba jednak przyznać, że nie odeszliśmy od kontekstu businessowego, choć trener podkreślał jak np., idealnie nasze spostrzeżenia co do współpracy w firmie, odnoszą się do wychowania dzieci. Większość miękkich szkoleń nie jest skutecznych ponieważ pracują na poziomie zachowań, nie wartości. Ludzie wracają do pracy i nic się nie zmienia. Żeby coś miało sens, musi to z głębi nas wypływać. Nasze wartości? Bezpieczeństwo daje zaufanie, a ono wymaga od nas odpowiedzialności, dodaj do tego zaangażowanie, a pochodną będzie dobra atmosfera.

Co odkryłam dla siebie? Małą rewolucję. Zrozumiałam rolę dopasowania się. Oglądaliśmy film Patch Adams z Robinem Williamsem, fenomenalny, do myślenia, smutny. Jest tam taka sytuacja, że Adams stara się porozmawiać z genialnym ale antypatycznym wynalazcą i dopiero, kiedy sam pokazuje mu szacunek i zrozumienie zaczynają rozmawiać i staja się najlepszymi przyjaciółmi. Sęk w tym, że ten szacunek to dopasowanie, Adams po odtrąceniu przez wynalazcę nie odszedł ale pomyślał jak kapiący kubek zakleić (wynalazł to) i w ten sposób złapał nić porozumienia, zyskał zaufanie. TOŻSAMOŚĆ, to kim jesteśmy nas definiuje.

Pozostaje jeszcze tylko pytanie o to po co coś robimy, o MISJĘ (DUCHOWOŚĆ). I mamy zrozumienie. To były dobre dwa dni. Za miesiąc część druga.
 
Robert Dilts zapożyczył ideę poziomów logicznych od Gregory’ego Batesona w latach 80-tych, by przyłożyć tę koncepcję do rodzącej się struktury NLP
 

P.S. Uwielbiam hotele, w których wśród darmowych, firmowych gadżetów w pokojach, jak szampony, balsamy, czy pasta do butów są... papciuszki!

P.S. 2 Przy okazji poprawiłam poprzedni wpis bo coś mi "dopowiedziano" ciekawego do FUKO.



Read more ...

wtorek, 8 października 2013

Wszechświat przemówił na Stawowej w Katowicach

Kiedy podróżuję to piszę. W myślach ubieram spostrzeżenia w tekst. A ostatnio znowu mnie nosi, edukacyjnie. W ten weekend Katowice. Uczyliśmy się o trudnym (ładniej: wymagającym) uczestniku szkolenia.
Uwielbiam moje zjazdy, tylko 6 i 7 dzień tygodnia z pobudką prze 6:00 wykańcza mnie. Na odchodne, czekając na pociąg zwiedziłam nową Galerię Katowicką, kupiłam sobie lakier do paznokci w kolorze nude (cały weekend na to czekałam) i pozwoliłam sobie na małą przyjemność, duże latte z karmelem w Sturbucks Cafe. W kawiarni jest fantastyczna atmosfera, ale wołanie przez całą salę po imieniu, żeby odebrać swój kubek... Nie wiem czy się kiedyś przyzwyczaję.



 
Było fajnie, zabawnie i miło. Jesteśmy jak zgrany zespół, już przerażone, że kwiecień to za progiem stoi i nasze drogi się rozejdą. Moja grupa w Szkole Caochów. Tym razem było magicznie – kiedy nasz nauczyciel powiedział, że w coachingu czasami mówi się, że wszechświat przemawia, doszło do tąpnięcia. Dla mnie, czy dziewczyn z Krakowa był to szok, trzęsienie ziemi!

Tradycyjnie kilka złotych myśli ze zjazdu:
- ze slangu trenerskiego: są trzy formy rozpoczynania szkolenie 1. na zawał serca (wskazanie na przypadkowe osoby) 2. na sączącą się truciznę (ktoś zaczyna i po kolei w jedną stronę od tej osoby uczestnicy się wypowiadają) 3. na surykatki (czyli: kto chętny?)
- Zasada komunikacji: 3J = Jedna osoba na Jeden temat w Jednym czasie
- Zwracamy uwagę na zasadzie FUKO
F = Fakty
Tu przydaje się Test Kamery: fakty to to, co kamera by zarejestrowała, czyli np. Już trzeci raz przychodzisz na spotkanie po umówionym czasie.
U = Uczucia, Ustosunkowanie
Czuję się z tym źle (komunikat „ja”, nie mówmy za całą ludzkość).
K = Konsekwencje
W konsekwencji wszyscy musieliśmy na Ciebie czekać i 10 osób traciło czas.
O = Oczekiwania
Opcja 1: Chciałbym, żebyś od kolejnej przerwy Ty otwierał salę na spotkanie i ją zamykał po wyjściu wszystkich, będziesz za to odpowiedzialny i tym samym będziesz przychodził 5 min przed wszystkimi. Opcja 2 (polecam) to pytanie: Co proponujesz w takiej sytuacji zrobić, żeby odzyskał do Ciebie zaufanie?
    - Jak „inaczej” określić łzy? Fizyczne wypływanie emocji z oczu :-)
 
A na koniec Tao z Chatki Puchatka:
Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było.
Do mojego przemyślenia.


Read more ...

środa, 2 października 2013

zwierciadło życia

W nowym numerze Zwierciadła jest już kalendarz na 2014 rok. Jakoś mnie to nie zaskakuje – ja i tak żyję bardziej w systemie roku szkolnego niż kalendarzowego. Październik to miesiąc mobilizacji i planów, nie styczeń.
Synek ma katar, opuścił chrzciny Mikołaja (siostrzeńca mego). My w rutynie pracy i obowiązków. Dom wreszcie posprzątany jak należy. A za oknem jesień. Ma coś urokliwego w sobie ta pora roku i chyba najbardziej sprzyja pisaniu :-) W moim świecie idealnym lato trwałoby 6 miesięcy, a pozostałe pory roku po 2 miesiące. No i zdecydowanie więcej dni słonecznych w pakiecie do idealnego kalendarza :-) Gratis ;-)
To był dobry rok – aby tak stwierdzić, zawsze robię przegląd wycieczek i podróży, długo, długo później sytuacji rodzinnej, tego czego się nauczyłam, czy co się zmieniło. Na przyszły rok już jakieś plany, marzenia. Bardzo je lubię – pozwalają mi się cieszyć, czekać na coś. Na szczęście nie przywiązuję się do nich. Los podpowie co będzie ostatecznie.
Jesienią dobrze się pije grzańca z przyjaciółmi. W zeszłym tygodniu, rodzinką byliśmy w Trattoria da Tadeo w Bielsku. Słynne kluski z pesto Magdy Gessler obłędnie smakowały synkowi (zwłaszcza samo, dość ostre, pesto wyjadał). Reszta niby ok, ale... Choćby wystrój, fajny pomysł: przytulnie, wiejsko, ze świeczkami, dużo luster w białych ramach ale... koszmarna podłoga. Podobnie z jedzeniem.
Jesień to też książki. Znowu czytam dwie jednocześnie. Mądrą – Marcus Buckingham i Curt Coffman, Po pierwsze złam wszelkie zasady, Co najwięksi menadżerowie na świecie robią inaczej, i Lekką – Haris Coben, Zostań przy mnie. Obie zaczynam. Na wakacjach towarzyszyła mi inna pisarka: Lisa Scottoline i jej dwie powieści. Pierwsza Krok w krok za Mary. Z tytułową Mary zaprzyjaźniłam się. Jak fajnie się czyta coś, co odkrywa jakieś nasze słabostki i myśli dziwaczne, taka była tytułowa bohaterka. Liczyłam, że druga książka Czuły Punkt będzie kontynuacją pierwszej powieści, niestety nie, więc nie polubiłyśmy się z Bennie, wredna się wprosiła ;-)
 autumn_flickr_Metaphox_CC BY 2.0
Zmarł dzidziuś. W brzuszku mamy. Mojej koleżanki. Co robię, myśl o tym pisklaku mi towarzyszy. I nie wiem jak mam mamę tej nienarodzonej dziewczynki pocieszyć. Odezwać się i powiedzieć jak mi przykro? Dać jej czas i nie przeszkadzać? Nie ma dobrego rozwiązania. Mam takie głupie poczucie, że z tego faktu, że ja jestem młodą mamą, tylko ją będę drażnić pocieszając. Smutek.
Read more ...

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates