/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lifestyle i eventy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lifestyle i eventy. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 25 kwietnia 2017

Jedyne pewne to zmiana - o Wielkanocy inaczej


Bo tego albo się nie bierze wcale pod uwagę, albo wręcz przeciwnie, zakochuje się w tym. Święta z biura podróży. No może nie do końca – nie wyjechaliśmy na ciepłe wyspy tylko do Zakopanego. I było cudownie. Należeliśmy do nielicznych osób, które tak spędzały święta pierwszy raz – większość obecnych nie dość, ze któryś raz była w naszym pensjonacie (Gromada, Poronin), mało tego spora część spędzała tam również Boże Narodzenie z Sylwestrem i to często w kilka rodzin, które zamiast jednej osobie zwalać się na głowę razem jechały do takiego pensjonatu. Polecam każdemu, kto czuje się zmęczony lub znudzony po świętach. To niemożliwe było w naszą Wielkanoc.


Przyjechaliśmy całą rodzinką i ze znajomymi w Wielki Piątek około południa do Zakopanego. Właściwie zaczęliśmy od obiadu w Pstrągu, góralskiej karczmie, a następnie wybraliśmy się na spacer po Krupówkach. W piątek, sobotę jak i niedzielę było słonko i zachmurzenie. Właściwie, gdyby pominąć fakt 11 stopni, całkiem przyjemnie. Wyjątkiem była niedziela, chwila prawie z błękitnym niebem i śnieżyca przez 2 godziny – ekstremalna pogoda, ale wtedy szczęśliwe mieliśmy atrakcje typu indoor. A „w cenie” atrakcji było sporo.






O 16:00 w Wielki Piątek było zakwaterowanie, od 16-19 obiadokolacja postna, ale smaczna i syta. Dla chętnych już w piątek można było skorzystać z wejściówki na Baseny Termalne Szaflary. My wybraliśmy relaks i spotkani ze znajomymi. W sobotę po śniadaniu na każdą rodzinę czekał ozdobiony koszyczek i wozami z końmi jechaliśmy na święconkę do zabytkowego kościółka. Tu nastąpił jedyny w czasie pobytu niemiły incydent. Górale konie źle traktują i basta – jeden padał, ślinił się i słaniał ze zmęczenia, a uwagi budziły tylko agresję. Oczywiście można zapomnieć o workach na odchody, więc wszędzie były kupska koni na drogach, pod domami rozjechane przez auta.






Święcenie koszyczków i powrót minął spokojniej ponieważ padający koń nie jechał koło nas. Popołudniu pojechaliśmy na baseny termalne. Dzieciaki były przeszczęśliwe. Najpierw na chwilę wyszliśmy z nimi na baseny zewnętrzne, które mają najwięcej uroku, ale z małymi dziećmi spędziliśmy tam kilka minut i to zanim maluchy zmoczyły głowy. W Szaflarach trochę brakuje basenu stricte dla małych dzieci, jednak poza tym było przyjemnie i czysto.






Wróciliśmy do pensjonatu akurat na obiadokolację, a o 20 było ognisko z herbatką z cytryną i grzanym winem. Córa do dziś pyta, kiedy znowu będzie ognisko i kiełbaska. W poniedziałek wstaliśmy leniwie i poszliśmy na gotowy, udekorowany stół ze świeżym pieczywem, pysznościami, nowalijkami, tradycyjnym żurkiem i doborowym towarzystwem. Po kawce i ciastach wybraliśmy się na przejażdżkę od Zakopanego w kierunku Bukowiny Tatrzańskiej, a następnie ponownie na baseny (akurat córeczka zrobiła drzemkę w aucie). Po obiadokolacji graliśmy w planszówkę złodzieje i policjanci z dziećmi, a o 20:00 była impreza z płonącym dzikiem i kapelą góralską. Córa pierwsza rwała się do tańca, choć była jedynym dzieckiem, bo cała reszta, łącznie z naszym synkiem wybyła z animatorką, która przygotowała im kinderparty z pysznościami i tematycznymi, wielkanocnymi zabawami.
 Niedziela przed południem powyżej, poniżej widok z okna popołudniu



W poniedziałek po śniadanku spakowaliśmy się i o 11 wymeldowaliśmy się z pokoju. Pojechaliśmy do doliny Małej Łąki (20 zł za parking!) i zrobiliśmy krótki spacer, bo w górach zima dalej w najlepsze. Następnie zatrzymaliśmy się na targu w Zakopane kupić oscypki i ruszyliśmy ostatni raz na baseny w Szaflarach. Jak wchodziliśmy góry było widać jak na dłoni, świeciło słonko, a jak wychodziliśmy Giewont by w kołdrze z chmur, a na wysokości Chochołowa zaczął sypać siarczysty śnieg z deszczem. Jechaliśmy naszą ukochaną trasą przez Jabłonkę (z przerwą na drożdżówki), Zawoję i Tresną, dzieci przespały całą drogę wymęczone spacerem w górskim powietrzu i basenami.









W domu czekała na nas moja Mama z żurkiem, sałatką warzywną, wędlinami, babką na oliwie dwukolorową i tulipanami. Umilenie powrotu do rzeczywistości.
Read more ...

niedziela, 12 lutego 2017

Marazm po mojemu

W czasie moich sesji coachingowych dowiedziałam się że mam silny metaprogram od. Moich czyli mnie robionych, bo ja innym też oczywiście coaching bez wyrachowania serwuje  Metaprogram od oznacza motywowanie się od czegoś (nieprzyjemnego) i jest opozycja do metaprogramu do - do czegoś porzadanego, co zarazem jest zgodne z obecnymi trendami typu siła przyciągania, Grzesiak i jego złote myśli, czy inne pozytywne filozofie.
Wzbraniam się przed tą moją naturalną tendencją nie ze względu na modę, ale ze względu na wiarę w siłę wizualizacji (lepiej trenować mózg do tego co się chce).
Stanęła teraz przed wyborem. I właściwie muszę decydować co jest mniejszym złem. Bardzo mnie to absorbuje, a do tego łączenie pracy i życia domowego minimalizuje mój czas na pisanie (tymczasowo zostało zawieszone na rzecz pracy coacha ponieważ planuje certyfikacje). Nie można mieć wszystkiego niestety, a przynajmniej nie na uczciwym, prawdziwym poziomie.
Nie można być kochająca mama i jednocześnie dystansować się do tego, że córa pakuje się do walizki, żeby tylko z mama być, a synek zaznacza w kalendarzu, kiedy mama wróci zagranicy, gdzie prowadzi szkolenie. Wiem że to tylko 3 dni nieobecności na miesiąc, a pozostały czas spędzamy blisko i ze sobą (ostatnio na zmianę sanki na Dębowcu w Beskidach i baseny w Hotelu Gołębiewski w Wiśle z dziećmi), co nie ułatwia zadania...
Przypominam, że bieżące, złapanie chwile możecie śledzić na FB: https://www.facebook.com/godereladolcevita/

 
 
 
 
świat moich szkoleń
 
 Ðębowiec w Beskidach
 
Hotel Gołębiewski w Wiśle
  
Read more ...

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Moje hygge



Kilka dni wolnych od pracy, niby nic a cieszy:) wspólny czas. Synek już wybrał wakacje;) – ni jak nie w naszym budżecie, ale może kiedyś się uda tam pojechać. Czytamy - razem komiksy Kaczora Donalda, a ja sama w "tzw. międzyczasie" mój prezent gwiazdkowy książkę o Hygge, spacerujemy, bawimy się. Jak zawsze chętnie wracamy do domu z naszych cotygodniowych wycieczek.

Wczoraj był basen w hotelu Gołębiewski w Wiśle i spacer całą rodzinką koło tężni w Jaworzu. A przed wczorej i dzień wcześniej (i kolejny) sptkania z przyjaciółmi, w końcu okres międzyświąteczny to TAKI czas;) Już to jak spędzamy święta jest „TYPOWE” dla nas – jest czas dla szerzej rozumianej rodziny, czas dla przyjaciół, czas na podróż w stronę słońca i zabawy na sankach oraz czas na pobycie poprostu ze sobą w domu. Jesteśmy razem i uwielbiamy łączyć spontaniczne niespodzianki z przyjemnymi rytuałami urozmaicającymi dni. Celebrujemy życie.

Hygge to nowomoda, dla mnie socjologa, kolejne słowo, które przebło się do mass mediów i stało się modą. Troszkę mnie zawsze drażni jak świat odkrywa oczywistości, jednak może dobrze sobie zwłaszcza o takiej oczywistości przypomnieć? Bo hygge znaczy cieszenie się drobiazgami, życie momentami, wspólnotę i optymizm. Oto moje hygge:



Nasze miejsce na ziemi, ogród w którym mieszkamy przez 2/3 roku, jak tylko pogoda pozwala, jemy wszystkie posiłki, czytamy, bawimy się na tarasie.

Chwile sam na sam z mężem (najczęściej jak reszta zaśnie, a my jeszcze nie padniemy). Często wybieramy film (nie mamy telewizji, ale to teraz żaden wyczyn, kiedy pawie każdy ma internet), robimy sobie popcorn, zawijamy się w koce i odpoczywamy.

Nasza biblioteka (a między książkami stara porcelana).


Ja i mój świat - czyli samorozwój i literatura. Tu mój ulubiony sernik z gorzką czekoladą się załapał i łoś w ręcznie szydełkowanym sweterku przez moją mamę chrzestną.


Sevilla

Albumy z podróży ocieplają nam wspomnienia cały rok. Świece, aromatyczne koktejle i ulubiona czekolada Lind też umilają czas.

Wybieramy, planujemy, marzymy, odliczamy do wakacji. To synek w szarym listopadzie z katalogiem z biura podróży.


Ulubione pierwsze dania i drugie danie mojej Zosi (2 latka i słabość do pomidorówki i zupy z czosnkową, swojską kiełbasą). Raz na czas robię jej tę przyjemność.

Kominek, świece, obrazek z Amalfi z Vespą, bukiet z szyszek z ogrodu, troszkę antyków (fragment ozdobnej dmuchawy do kominka załapał się na zdjęciu). Prawie każdy przedmiot w naszym domu jest z charakterem;)

Światełka, świece, barwy i muzyka. 
To nie świąteczna dekoracja, część lampek towarzyszy nam cały rok.

Latem na stawie w ogrodzie kwitną nenufary, zimą częściowo zamarznięty też ma urok.

Labradorka i rybki, bez naszych zwierząt rodzina jest niepełna

Przyjaciele i paczka znajomych, systematycznie zapraszamy gości i często też chodzimy w odwiedziny. Lubimy żyć stadnie:) ostatnio dodatkiem do spotkań są planszówki (tu Cludeo).


Elementem naszego hygge jest umiarkowana ekologia. Co mam na myśli? Najlepiej przykładem: w Sylwestra palimy zimne ognie, nigdy fajerwerki, a dzieci wiedzą, że sztuczne ognie straszą zwierzęta, a przecież mieszkamy pod górami, gdzie echo zdwaja efekt.

Ważny moment to wieczorna modlitwa, kiedy Józio i Zosia mówią Aniele Boży modlitwę, a później dziękują Jezusowi, za to co fajnego spotkało ich w danym dniu. To troszkę też rodzicielska psychologia, ucząca dzieci zapamiętywać i koncentrować się na tym co dobre w życiu.
Read more ...

piątek, 30 grudnia 2016

Ja i Kazimierz

Kuchnia z Rynkiem Głównym w Krakowie 




 Krakowski most zakochanych



Widok z pokoju koleżanki Queen Butique Hotel

Babskie spotkanie na Kazimierzu w koszernej knajpce


Czym innym są spotkania w gronie rodzinnym, czym innym wizyty u przyjaciół, a czym innym babski wypad z przyjaciółkami. Raz na czas niezbędnik dla równowagi psychiczne :) M i A i ja na Kazimierzu ;)
Read more ...

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates