/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

czwartek, 30 stycznia 2014

Italiano vero

Znajoma zrobiła na Facebooku wpis opisujący jej włoską codzienność - ciasteczka Abbracci na śniadanie z cappuccino, które wypada pić tylko do 10:00, jazda do pracy w korku urozmaicona kłótniami policjantów i motocyklistów, godzinna przerwa na lunch od pracy o 13:00 bez której nie wyobraża sobie już życia, 21:00 kolacja na którą zawsze wpadnie ktoś z rodziny lub znajomy, a w tle leci Don Matteo, którego przez głośne dyskusje nie słychać. We Włoszech jest od dwóch lat, a nową rzeczywistość, jak pisze, pokochała. Był to wpis z serii moich ulubionych, opisujący codzienne przyzwyczajenia, które niezmiennie mnie ciekawią bo są rzadko omawiane (choć świat niektórych blogów i reality show czasem drastycznie to zmienia). Jest taka koncepcja Pierre-Félix Bourdieu opisująca habitus, nasze przyzwyczajenia, wybory, skłonności, otoczenie. Jedna z moich ulubionych na studiach, ale nauki społeczne już to mają do siebie, że nawet zwykłe mycie zębów potrafią ciekawie nazwać, a potem jeszcze z tego wyciągnąć praktyczne wnioski:-)
Z tych przyzwyczajeń najciekawiej obserwuje się antropologicznie, różnice międzykulturowe, to jak podobnie, a jednak inaczej wykonujemy pewne rzeczy (WC mają wszyscy w miastach ale jedni z wężem do podmywania się, inni z muszlą pełną wody, a kolejni z dziurą w ziemi).
Myślę, że fajnie jest pokochać swoją codzienność – ja swoją lubię, ale ciągle czekam na więcej (i na wakacje...).


Szybki update z książek przeczytanych (czyli co robię między gruntowaniem salonu i pracą): Harris Coben Nie mów nikomu – świetne oraz Haris Coben Schronienie - trochę powieść dla nastolatków ale lekko się czyta, na dodatek lubię wydania, w których czcionka jest dość duża, a interlinia podwójna, przyjemne dla oka.
Read more ...

niedziela, 26 stycznia 2014

Kartka z kalendarza

 Z postanowień noworocznych: kawa tak, ale tylko z kafetierki lub ekspresu, nie rozpuszczalna bo szkodzi. A dziś znowu zrobiłam rozpuszczalną, jak zawsze „ostatni raz”, bo tak szybciej. W biegu śniadanie, pyszny, ciemnoziarnisty chleb z ekologicznej piekarni z masełkiem i mikroilość jajecznicy zrobionej przez męża. Nie jemy jajek z nr 3, a tylko takie były w sklepie, więc nie uzupełniliśmy zapasu od szczęśliwych kur – a propos mówiłam Wam, że miałam kiedyś kury?
 Liście-listy w B-B
Mieliśmy przy domu kurnik, a w nim cztery kury, żeby mieć swojskie, pozbawione chemii jajka. Kury to odkurzacze na resztki jedzenia. Kury to drapieżne ptaki – to chyba Olga Tokarczuk w Dom dzienny, dom nocny pisała, że trzeba nowe kury do starych dodawać w nocy, mają krótką pamięć, jak się rano razem zbudzą, uznają, że zawsze tak było i nie zrobią fali na młodych. Wszystkie moje kury nosiły imiona. A właściwie jedno imię, wszystkie były Krystynami, bo ich nie rozróżniałam.
Godzina 11 z hakiem (tak to jest jak cała nasza trójka ostatnimi czasy budzi się o 10). Jedziemy do pradziadków. To będzie dzień w rodzinnych pieleszach, z dużą ilością babcinego jedzenia (takie najlepsze, proste, tradycyjne, domowe). Z opowieściami dziadka z młodości. Obchodzimy spóźniony dzień Babci i Dziadka. Ale za to tak jak powinno być, z czasem dla nich, ze spacerem, ze zdjęciami. A za oknem mróz, że aż skrzypi, biało, słonecznie.
Read more ...

czwartek, 23 stycznia 2014

Mam plan

Tak to jeszcze nie było. Jednej szkoły nie skończyłam (szkoła coachów trwa do kwietnia), a już zaczynam drugą w marcu (Generatywny Rozwój Osobisty). I to w Lublinie, bo dlaczego by sobie nie dowalić dojazdami z Podbeskidzia? Braki mi okresu przejściowego na poukładanie w głowie doświadczenia i przerażają mnie dojazdy, bo właściwie to komunikacji miejskiej między Lublinem i moim miastem nie ma. Natomiast niesamowicie cieszy mnie perspektywa nowych doświadczeń i nauki. Zjazdy będą raz w miesiącu od środy do soboty włącznie. Czy ja ostatnio marudziłam na brak czasu???
Ponieważ nie można mieć wszystkiego naraz w zawieszenie poszło moje uczestnictwo w klubie Toastmasters Na Szczycie i inne pomysły – po pierwsze chce się nacieszyć moim synkiem, a po drugie, dom trzeba remontować. Głównie w zawieszenie poszła jednak wizja wyspania się. W końcu nie można mieć wszystkiego....

cat_flickr_yvestown_CC BY-NC-ND 2.0
 No to mam plan.
Read more ...

sobota, 18 stycznia 2014

Karnawałowo, kolorowo

No i znowu na wariackich papierach. Ale dziś muszę zdążyć do 16 bo potem nasz synek ma swój pierwszy w życiu bal karnawałowy. Będzie w tradycyjnym stroju Kujawiaka, a ja stylizuję się na lata 20. Mam paznokcie na czarno pomalowane i tatuś synka nauczył, że to „szpony”, więc malec z pięć razy już dziś do mnie podchodził z prośbą „pokaź szpony”... Tata odpadł z rozgrywek, remontuje. Ja zresztą też (w ostatnim okresie mam urlop wybrane w każdy piątek na remont), dziś przerwa na przygotowania ,jutro mamy gości i to w dwóch turach, pierwsi o 13, drudzy o 16. A na dodatek zatęskniłam za gotowaniem, więc na śniadania zrobiliśmy sobie amerykańskie naleśniki z syropem klonowym. Na jutro planuje zabajone (szampan już się studzi;-) i tarte z kozim serem, porami, pomidorami i oliwkami.
Z innych atrakcji, to chodzę od Annasza do Kajfasza bo pewna pani rozpędzonym BMW zmiotła z ziemi nam płot koło domu i teraz bujam się z policją, a raczej jej wydziałami (są bardo mili, ale mają milion wydziałów), żeby skontaktować się z panią i... No właśnie zobaczymy co dalej :-/ Pani nic się nie stało, dostała mandat i się ulotniła, zanim ktoś się zorientował.

Katowice_flickr_siarkowski_CC BY-NC 2.0

W weekend byłam na zjeździe w szkole. Ten i przyszły zjazd to warsztaty autorskie. Koszmar. Nie mam czasu teraz na nic, nie robię zadań na zajęcia językowe bo albo padam z nóg albo remontuję, w pracy nie wiem w co ręce włożyć, a tu trzeba scenariusz szkolenia napisać i to taki z celami, cyklem Kolba, autorskimi ćwiczeniami i jeszcze fragment przeprowadzić. Ja się pytam kiedy? W przyszłym tygodniu 2 dni jestem na szkoleniu z Lean Office, dwa pracuję i mam zajęcia językowe po pracy, a 1 dzień remontuję do nocy. Kiedy???
Read more ...

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Smok genderous wyskakuje z lodówki

Gender = pytanie o sprawiedliwe traktowanie obu płci (a nie pytanie dziecka czy chce być chłopcem czy dziewczynką). 
 Nie wiem skąd jakaś chora propaganda i nadbudowanie teorii (np. z lekcji o tym gdzie w historii i w których kulturach chłopcy ubierali suknie, lub ubierają jak Szkoci, ktoś wymyślił, że w Rybniku przebierali chłopca za dziewczynkę i malowali mu paznokcie). 
Gender jest zgodne z myślą chrześcijańską, bo chodzi o dobro, trochę mniej zgodne z wizją tradycyjnej rodziny (bo chce zostawić dzieciom w przedszkolach wybór czy będą się chłopcy bawić w gotowanie, a dziewczynki w naprawianie aut), ale to i tak się już zmienia. 
Nie wiem po co taka agresja, skoro to przede wszystkim zaproszenie do dyskusji. Zachęcam do lektur ale na poziomie naukowym, intelektualnym, a nie do czytania taktyki PR episkopatu, żeby uwagę odciągnąć od afer związanych z pedofilią (swoją drogą sprytnej). 
Nigdy nie będzie idealnego podejścia i w tym, które proponuje gender (np. pytając dlaczego leki testuje się tylko pod kątem mężczyzn, a już nie kobiet, które przez cykl w poszczególnych jego fazach mają inne przyswajanie, takie testy by więcej kosztowały, ale chyba dotyczą połowy ludzkości?), też można przegiąć, ale po to się czyta i rozmawia, żeby wypracować zdroworozsądkowe podejście, a nie zakazuje się, na wszelki wypadek, bo a nóż widelec ktoś może przegiąć w tym temacie...

bay_flickr_slack12_CC BY-NC-ND 2.0

Polecam, jeżeli ktoś ma ochotę na katolicki, intelektualny głos: http://tygodnik.onet.pl/wwwylacznie/list-biskupow-na-temat-gender-instrukcja-obslugi/jfdj9

Read more ...

piątek, 10 stycznia 2014

I will miss it

Nowy Rok przywitaliśmy w Korbielowie. Górski potok, betonowa droga przed szlakiem zorana na biało kijkami, świeże, czyste powietrze (no nie do końca, wiadomo czym górale palą w piecu) i ekscentryczny miś, ogromna maskotka siedząca na budzie pięknego goldena pilnującego leśniczówki. Kto nie był, niech żałuje.



2014 może być przełomowy – jest realna szansa przeprowadzki. Aż mnie nosi. Nie mogę się doczekać. Musimy w 1/3 pomieszczeń zrobić gładzie, położyć kafelki (są już w WC), pomalować ściany, położyć podłogi, zamontować drzwi (to przez firmę zewnętrzną jako jedyne planujemy zrobić), wnieść meble, wszystko wypucować i tyle;-) Drobnostka. Możemy się wprowadzać i... przejść do dalszych prac jak naprawa wiaty garażowej, sprzątanie gruzowiska za domem, gdzie się zrobił gigantyczny remontowy śmietnik, układanie kafelek na tarasie itp. itd. Życie jest piękne:-)
Oglądaliśmy dziś debilną amerykańską komedię, była mi potrzebna do odprężenia. Była tam scena, w której główni bohaterowie pili absynt. Przypomniał mi się krakowski Kazimierz. Nonszalancja chwili, intelektualne rozmowy – w Krakowie wszyscy, choćby na siłę i do bólu prowadzą intelektualne rozmowy po pijaku, kiedyś mnie to drażniło, teraz tęsknię. To fantastycznie pobudzało do doczytywania, dopytywania, „dorozwijana” się :-) Uwielbiałam poznawanie nowych ludzi, szum lokali w śródmieściu.

Ten weekend w Katowicach spędzam. Zjazd na uczelni. Obowiązkowa kawa w Starbucks Coffee, obowiązkowy kryminał do pociągu, obowiązkowe spotkanie z „moimi dziewczynami” (w grupie mamy same babeczki). Oj będzie mi brakowało tego. Jeszcze tylko do kwietnia.
Read more ...

sobota, 4 stycznia 2014

Retrospekcja 2011

Życie to sztuka wyboru. Moje wybory, to moje życie. Nie jest złe, czasami bardzo je lubię. A czasami myślę, że gdybym wiedziała to co teraz wiem... Myślę sobie, że ze swoich decyzji zadowoleni są tylko skrajni optymiści i ludzie bez wyobraźni. Pierwsi mają we krwi wrodzoną znieczulicę, a drudzy nie dostrzegają alternatywy. Jednym i drugim jest łatwiej – nie kotłują im się w głowie myśli kradnące sen i radość z życia.
Aktorka Anne Hathaway powiedziała, że umysł raz poszerzony nigdy już nie wróci do swych pierwotnych wymiarów. Każde doświadczenie będące konsekwencją każdego wyboru jest nauką, a dramatycznie złych decyzji nie popełniłam. Jedyne co mogę sobie zarzucić, to brak odwagi. Tkwi we mnie potrzeba rozwoju, ponadprzeciętności, tkwi we mnie jednak też szarość, samookaleczanie duchowe wypominaniem sobie złego wrażenia jakie mogłam na kimś zrobić.
Ale po kolei. Zacznijmy od etapu, życia na którym jestem teraz. Powiedzmy, że nazywam się Emilia Paprotna. Mam 28 lat, bardzo fajnego męża, z którym kłócę się jak opętana, tylko, dlatego, że oboje jesteśmy zbyt podobni momentami do siebie, jestem w 17 tygodniu chcianej, aczkolwiek i tak zaskakującej ciąży. Pracę mam taką jaką chciałam. Wreszcie – po długim czasie szukania własnego sposobu na życie. W kontekście tego co robię (zajmuję się rozwojem ludzi) dotychczasowe doświadczenie nie jest stratą czasu. W zawodzie pracuję od niecałego roku, więc dalej mam totalne poczucie rozwoju, jednocześnie widzę, że coraz więcej znajomych ma już wyższe, managerskie stanowiska. Oczywiście nie mają tego za darmo – kosztem czasu wolnego, szczęścia w związku, rodziny, ale... Jestem ambitna i czuję oddech biegnącego czasu i nie spełnionej kariery.
Na podstawie dotychczasowego życia wiem, że mam pecha do właśnie zamkniętych biur, loterii, czerwonego światła i wszystkiego co się da, poza ludźmi. Jak dotąd spotykałam na swojej drodze wielu bardzo ciekawych ludzi i również od wielu osób uzyskałam jakąś pomoc i niespodziewane wsparcie. Bilans się więc chyba zeruje :-)
Oczywiście poza rodziną i zdrowiem, co jest w moim życiu najważniejsze? Analizowanie i podróżowanie. Analizuję ludzi, siebie, miejsca, reklamy – co się da. W końcu magister z porównawczych studiów cywilizacji na UJ zobowiązuje do myślenia na zwiększonych, wykańczających obrotach ;-)
Pamiętniki pisałam zawsze. Ostatniej zimy paliliśmy nimi w piecu. Od 7 roku życia, od dziecinnej kaligrafii. Zostały tylko wspomnienia z sześciomiesięcznego pobytu w Rzymie, wakacji w USA i tyle, reszta w popiół. A potem nastała przerwa. Za duże tempo życia – ja nie umiem pisać w tzw. międzyczasie, w biegu. Więc już 3 lata nie pisałam – ani fikcji ani pamiętników. Myślałam nawet, że może duchowa starość i niemoc twórcza mnie dopadła, że zatraciłam ten mały, niezbyt utalentowany, a jednak kreatywny pierwiastek we mnie. I na pewno coś się zmieniło.”
Dwa i pół roku minęło od czasu, kiedy to pisałam. Dobry, trudny czas. Ktoś mi kiedyś powiedział, że trzydziestolatki to najpiękniejsze kobiety -najbardziej świadome, umiejące wyeksponować swoje atuty, najlepiej się ubierające, pewniejsze siebie. Uwolnione od nastoletnich kompleksów. Pewnie nie dotyczy to wszystkich, ale ja się podpisuję. Byłam jak „projekt-ja”, do celu, do zaliczenia punkty rozwojowe we wszystkich obszarach życia. Wszystko wyuczone, zaplanowane, wysoka poprzeczka wobec siebie i innych. A teraz... Kilka kroków wstecz. Czas na obserwację. Zwolnienie i zastanowienie, trochę zdrowego dystansu. Polecam.
Czas podsumowania.
Read more ...

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates