/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

wtorek, 30 września 2014

Zespół dłoni, stóp i ust


 
Mąż to postanowił mi małą sinusoidę emocjonalną zgotować w ostatnie dni, najpierw mnie porządnie wkurzył, potem udobruchał, a następnie zaproponował ten mój długo wyczekany wyjazd do Zakopca. Przy boskiej pogodzie. I... odmówiłam. Ja! Bo wujek Smerf Maruda zmarł i to przy mojej Mamie, więc sytuacja nią bardzo wstrząsnęła. Bo nasz synek ma grypę bostońską. Bo ja mam nerwicę, że się zaraziłam, cytując Doktora Google:
Zespół dłoni, stóp i ust (HFMD - Hand, foot and mouth disease) albo "zakażenie coxsackie". […] Choroba jest bardzo zakaźna, bo przenosi się drogą kropelkową lub pokarmową. […] Choroba bostońska może być niebezpieczna dla kobiet w ciąży i bardzo niekorzystnie wpływać na płód. (mamazone). Potem jeszcze dobiły mnie wieści, że 30% dzieci rodzi się z wrodzoną grypą bostońską, jeżeli mama zachoruje w ostatnim trymestrze ciąży (czyli ja). Kurwa, kurwa, kurwa.

Bałam się, że Józio zarazi się czymś w przedszkolu, a wygląda na to, że to on zarazi całe przedszkole. O ironio! W czwartek 25/09 (wreszcie) zaczął przedszkole. Dzielnie, nawet nie chciał pluszaka ze sobą. No ale krótka to kariera przedszkolaka. Trwała tylko do wykrycia i potwierdzenia przez lekarza choróbska, całe 3 dni. Mąż siostry z chorą Zuzą nas odwiedził.


Z bonusików ekstra - wszystko już dla Zosi wyprałam i czeka mnie ta impreza od nowa – bo wirus przez zabawki, kocyki, nawet piasek w piaskownicy też się przenosi. Ponieważ synek z bąblami i osłabieniem śpi niespokojnie mąż mnie wspiera i tylko on w nocy do jego pokoiku kursuje, kiedy się obudzi (normalnie robimy to na zmianę). W pakiecie od współmałżonka mam masaże antystres i głupawe komedie oglądane w łóżku (z wczoraj Serving Sara). Szkoda, że procentów mi nie wolno :-/
Po moich kursach NLP powinnam teraz zrobić sobie wizualizację siebie zdrowej, niezainfekowanej i tadam! Ale sił nie mam i za mało doświadczenia, żeby sama siebie przez proces przeprowadzić. Staram się przynajmniej stosować pozytywne myślenie i więcej porad wujka Google nie czytać. Pogoda pomaga, jest pięknie, więc spacerujemy. W niedzielę Goczałkowice Zdrój. Zapora, woda, zieleń (jak widać na zdjęciach jeszcze zieleń dominuje). Mąż szkolił dzielnie naszego labradora - ciągnie idąc na smyczy z tej szalonej radości, która nigdy jej nie opuszcza. Ja rozpuszczałam Józka, większą część spaceru Królu Lulu kazał się w wózku wieźć (już chory, tylko my tego jeszcze nie wiedzieliśmy).

Z ciekawostek - powiesiliśmy zdjęcie na ścianie. Mamy do niego sentyment, jest wykonane przed helikopterem, którym chwilę później lecieliśmy nad Wielkim Kanionem w USA. Była to niezła przygoda, bo wszystkie loty odwołali, taki był wiatr, ale na nasze szczęście trafiliśmy na jakiegoś jankeskiego wariata, który zgodził się wylecieć z nami. Pokazujemy to zdjęcie synkowi zadając idylliczne pytanko "A kto jest na tym zdjęciu?" licząc na słodkie "mamusia i tatuś". A było tak:
- Józiu, a kto jest na tym zdjęciu?
- Helikopter! Mamusia i tatuś zasłaniają helikopter! - Józek ma priorytety, nie ma co;-)

2 komentarze:

  1. O kurcze to współczuje tego choróbska.. Obys sie nie zaraziła od synka, bo to faktycznie groźna choroba. Zdrówka dla Józia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Ineska :-) I pozdrowienia dla Twojego przedszkolaka :-)

    OdpowiedzUsuń

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates