Na
szybko, bo jedyne o czym marzę to sen (a na balkonie gra świeczka
urodzinowa...).
Wczoraj
obchodziliśmy, przed czasem, urodzinki Józia. Zaprosiliśmy
chrzestnych z dziećmi. Upiekliśmy pierogi z fetą i rozmarynem oraz
sernik z migdałami i rumem. Były baloniki z jedynką, Tort w
kształcie samochodu Zygzak (czekoladowo-alkoholowy, z czarną
porzeczką, pycha), napis na pół ściany z papierowych liter happy
birthday, no i jedna świeczka na roczek, TA świeczka. Taki
plastikowy kwiat ze świeczkami na płatkach, jak się jego środek
zapali, najpierw płonie sztuczny ogień, potem płatki się
rozwijają i gra muzyczka sto lat. Problem w tym, że muzyka nie
przestaje grać. I dziś rano, jak wychodziliśmy z domu w biegu,
zapomnieliśmy wynieść świeczkę na śmietnik i drugą noc gra nam
na balkonie. Józio śpi, mąż śpi, a ja dostaję kocikwiku.
sleep_flickr_yvestown_CC BY-NC-ND 2.0
Dziś
dzień był szalony i cudowny. Odwiedziny brata mojej babci, Smerfa Marudę (król pesymistów i narzekania, gdyby pominąć jego
gderanie to super człowiek, ma prawie 90-tkę, a łazi po Beskidach, pływa,
przeżywa wiadomości ze świata, dwa razy w roku jeździ na wakacje
– polskie morze lub Chorwacja), potem objedliśmy się do upadłego,
dla mnie: sandacz z grilla, frytki, surówka i białe winko w Zajeździe Pod Delfinem
koło Skoczowa, a na zakończenie dania, lody z bitą śmietaną u
Janeczki w Wiśle (kolejne miejsce, w którym jest multum dzieci, a nie ma
przewijaka dla niemowląt!!!). Tak to ja mogę spędzać słono*/
śnieżno / słoneczne weekendy:-)
A
tak przy okazji, zaliczyliśmy rodzicielskie faux pas. Pewni, że
nasz synek ma wszystkie jedynki, opowiadaliśmy chrzestnym, jak to
ewidentnie naszemu malcowi wyrzyna się właśnie 5-ty ząbek, bo
ślini się jak buldog, a tymczasem, dziś odkryłam, że już ma
sporą, dawno urodzoną dwójkę górną, więc teraz to już 6-ty
ząb idzie. Codziennie wieczorem myjemy zęby...
*wyłożą
z dróg tony soli, cudownej dla aut, koszmarnej dla zwierząt i
roślin, soli, którą dawno powinny wiosenne deszcze spłukać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz