/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

poniedziałek, 15 września 2014

Like it (or not)

Lubię słońce. Bardzo. Właściwie wszystkie pory roku uważam za urokliwe, kiedy świeci słońce, ale ponieważ w naszym klimacie nawet latem mam jego niedosyt pozostałe 3/4 roku (od końcówki października do początku kwietnia) napawa mnie niechęcią. Jak pada deszcz dzieci się nudzą, nieprzyjemnie się wychodzi na spacer, częściej kisi się w domu, pociesza jedzeniem i dennymi filmami (o tym kolejny akapit). Nawet książki wolę czytać na tarasie latem, a nie przy szumie deszczu za oknem i ciepłej herbacie dla rozgrzania. Już zaczęły się takie dni, gdzie budzisz się rano i jest tak ciemno, że od początku dnia do nocy świecisz sztuczne światło. To dla mnie czas wyczekiwania na kolejne wakacje, tym razem lekko zmącony nieudanymi poprzednimi (to moje pierwsze w życiu wakacje, które mimo wielu dobrych wspomnień, uważam za nieudane, pewnie jak Józio wyzdrowieje będę umiała inaczej o tym urlopie myśleć, ale teraz praktycznie unikam Bułgarii we wspomnieniach).

Zdj. Spacer „pożegnanie lata” - lotnisko w Bielsku-Białej, punkt docelowy to Rancho pod strusiem, które przeszło niedawno metamorfozę Pani Gessler. Jest ciekawiej niż było wcześniej, ale chyba wszystko oddaje to co usłyszeliśmy wchodząc do środka – z karczmy wychodził elegancki starszy pan, który był zobaczył wnętrze i głośno komentował poirytowany „dodać jeszcze dwie lalki Barbie i będzie komplet”...
Lubię obserwować inne kobiety. Inspirować się nimi, motywować do działania. I tu paradoks. Do tej puli należą babeczki, które mi imponują. Osiągają dużo, robią karierę, dbają o zdrowie i umysł, mądrze wychowują dzieciaki i męża ;-) [żartuję, chodzi o wspólne budowanie partnerstwa]. Ale także „antybohaterki”. Gdzieś wyczytałam, że ludzie lubią oglądać głupszych od siebie, to ich dowartościowuje. Rzecz w tym, że ja nigdy moich antybohaterek tak nie oceniam – ja się im permanentnie dziwię, jak mogą tkwić w pewnych sytuacjach czy tyle myśleć o rzeczach, które ja uważam za płytkie bzdety (np. dobór kosmetyków). Oczywiście, że czasami wymienię się z koleżankami spostrzeżeniem na temat kosmetyków, ale znacznie mniej myślę i mówię o ostatnio kupionych perfumach niż o wojnie w Syrii. Na świat antybohaterek nakładają się kolorowe seriale typu Gotowe na Wszystko czy Sex and The City. Wydaje mi się, że duża atrakcyjność świata antybohaterek tkwi w tym, że jest on przedstawiany jak pralinka – jest tam kolorowo, lekko, przyjemnie, wszystko jest ładne (od ubrań po wnętrza) i nie ma większych rozterek niż dobór butów do stroju, a czasami fajnie się tak odstresować, poczuć powiew optymizmu i ich pewności siebie.
Lubię babskie spotkania. Są po prostu inne niż w towarzystwie mieszanym. Na ostatnie z moją przyjaciółką zabrałyśmy dzieci. Porażka. Nie da się wyluzować, rozluźnić. Najciekawszy wątek zawsze będzie przerwany i co chwilę się człowiek zastanawia „o czym to ja mówiłam”... Moja przyjaciółka wyjeżdża w przyszły weekend na 3 dni z koleżankami do Szczawnicy. Jestem zaproszona. Jestem zazdrosna. Ale z dużym brzuchem, chorutkiem-synkiem w domu i koncertem męża akurat w ten weekend, nawet nie rozważam pojechania z nimi. Bu :-(
Postanowiłam też, że „już czas”, wcześniej niż przy pierwszej ciąży, zostać w domu. Zwłaszcza, że wizja małego szpitala w tymże domu (chory mąż, chory synek i z nowości: chora ja), nie dodaje energii do pracy. Moja koleżanka z pracy śmieje się, że ja perfekcjonistka, a tu nie wycyrklowałam za dobrze daty porodu, zamiast na wiosnę z perspektywą np. dwóch sezonów letnich na urlopie rodzicielskim, wpakowałam się w sezon jesień-zima.
No to sobie ponarzekałam. Czyżby jesienna melancholia? Może troszkę to, że jak wspomniałam i mnie dopadło – mąż i synek poza grzybem / bakteriami złapali w Bułgarii wirusa i wygląda na to, że jednak udało im się mnie zarazić (taka klasyka: katar, kaszel, ból gardła). Więc zamiast godnie podjadać Strepsils Intensive czy inne prochy, których ciężarnym się nie zaleca, płuczę gardło wodą z solą, noszę szaliczek i padam z nóg.

P.S. Nowość w inwestycjach w nasz dom – zamontowaliśmy rolety (poziome pasy materiały na przemian z pasami siatki, kolor "jesion"). Skończył się Big Brother dla sąsiadów, którzy na wysokości naszej bramki mieli już odruch zatrzymywania się i zaglądania do nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates