Lubię
słońce. Bardzo. Właściwie wszystkie pory roku uważam za
urokliwe, kiedy świeci słońce, ale ponieważ w naszym klimacie nawet
latem mam jego niedosyt pozostałe 3/4 roku (od końcówki
października do początku kwietnia) napawa mnie niechęcią. Jak
pada deszcz dzieci się nudzą, nieprzyjemnie się wychodzi na
spacer, częściej kisi się w domu, pociesza jedzeniem i dennymi
filmami (o tym kolejny akapit). Nawet książki wolę czytać na
tarasie latem, a nie przy szumie deszczu za oknem i ciepłej herbacie
dla rozgrzania. Już zaczęły się takie dni, gdzie budzisz się
rano i jest tak ciemno, że od początku dnia do nocy świecisz
sztuczne światło. To dla mnie czas wyczekiwania na kolejne wakacje,
tym razem lekko zmącony nieudanymi poprzednimi (to moje pierwsze w
życiu wakacje, które mimo wielu dobrych wspomnień, uważam za
nieudane, pewnie jak Józio wyzdrowieje będę umiała inaczej o tym
urlopie myśleć, ale teraz praktycznie unikam Bułgarii we
wspomnieniach).
Zdj.
Spacer „pożegnanie lata” - lotnisko w Bielsku-Białej, punkt
docelowy to Rancho pod strusiem, które
przeszło niedawno metamorfozę Pani Gessler. Jest ciekawiej niż
było wcześniej, ale chyba wszystko oddaje to co usłyszeliśmy
wchodząc do środka – z karczmy wychodził elegancki starszy pan,
który był zobaczył wnętrze i głośno komentował poirytowany
„dodać jeszcze dwie lalki Barbie i będzie komplet”...
Lubię
obserwować inne kobiety. Inspirować się nimi, motywować do
działania. I tu paradoks. Do tej puli należą babeczki, które mi
imponują. Osiągają dużo, robią karierę, dbają o zdrowie i
umysł, mądrze wychowują dzieciaki i męża ;-) [żartuję, chodzi o wspólne budowanie partnerstwa]. Ale także
„antybohaterki”. Gdzieś wyczytałam, że ludzie lubią oglądać
głupszych od siebie, to ich dowartościowuje. Rzecz w tym, że ja
nigdy moich antybohaterek tak nie oceniam – ja się im permanentnie
dziwię, jak mogą tkwić w pewnych sytuacjach czy tyle myśleć o
rzeczach, które ja uważam za płytkie bzdety (np. dobór
kosmetyków). Oczywiście, że czasami wymienię się z koleżankami
spostrzeżeniem na temat kosmetyków, ale znacznie mniej myślę i mówię o
ostatnio kupionych perfumach niż o wojnie w Syrii. Na świat
antybohaterek nakładają się kolorowe seriale typu Gotowe na
Wszystko czy Sex and The City. Wydaje mi się, że duża atrakcyjność
świata antybohaterek tkwi w tym, że jest on przedstawiany jak
pralinka – jest tam kolorowo, lekko, przyjemnie, wszystko jest
ładne (od ubrań po wnętrza) i nie ma większych rozterek niż
dobór butów do stroju, a czasami fajnie się tak odstresować,
poczuć powiew optymizmu i ich pewności siebie.
Lubię
babskie spotkania. Są po prostu inne niż w towarzystwie mieszanym.
Na ostatnie z moją przyjaciółką zabrałyśmy dzieci. Porażka.
Nie da się wyluzować, rozluźnić. Najciekawszy wątek zawsze
będzie przerwany i co chwilę się człowiek zastanawia „o czym to
ja mówiłam”... Moja przyjaciółka wyjeżdża w przyszły weekend
na 3 dni z koleżankami do Szczawnicy. Jestem zaproszona. Jestem
zazdrosna. Ale z dużym brzuchem, chorutkiem-synkiem w domu i
koncertem męża akurat w ten weekend, nawet nie rozważam pojechania
z nimi. Bu :-(
Postanowiłam
też, że „już czas”, wcześniej niż przy pierwszej ciąży,
zostać w domu. Zwłaszcza, że wizja małego szpitala w tymże domu
(chory mąż, chory synek i z nowości: chora ja), nie dodaje energii
do pracy. Moja koleżanka z pracy śmieje się, że ja
perfekcjonistka, a tu nie wycyrklowałam za dobrze daty porodu,
zamiast na wiosnę z perspektywą np. dwóch sezonów letnich na urlopie
rodzicielskim, wpakowałam się w sezon jesień-zima.
No
to sobie ponarzekałam. Czyżby jesienna melancholia? Może troszkę
to, że jak wspomniałam i mnie dopadło – mąż i synek poza grzybem / bakteriami
złapali w Bułgarii wirusa i wygląda na to, że jednak udało im
się mnie zarazić (taka klasyka: katar, kaszel, ból gardła). Więc
zamiast godnie podjadać Strepsils Intensive czy inne prochy, których
ciężarnym się nie zaleca, płuczę gardło wodą z solą, noszę
szaliczek i padam z nóg.
P.S.
Nowość w inwestycjach w nasz dom – zamontowaliśmy rolety
(poziome pasy materiały na przemian z pasami siatki, kolor "jesion"). Skończył się
Big Brother dla sąsiadów, którzy na wysokości naszej bramki mieli
już odruch zatrzymywania się i zaglądania do nas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz