/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

sobota, 1 marca 2014

Sezon na Kanaryjskie

Mam cudowną Mamę, która z racji mojej anginy na trzy dni wzięła do siebie Józia, tak, że mąż może spokojnie remontować dom (męczy się z listwami podłogowymi), a ja mogę sobie spokojnie chorować i wykorzystując bycie w domu bez dziecka, które pcha paluszki do laptopa albo domaga się „odłożyć komputerek!”. Posortowałam zdjęcia z ostatniego roku – Tyrol w maju, Polanica i Kudowa Zdrójw lipcu, Gran Canaria w sierpniu. Trzeba by coś wywołać. Uwielbiam komponować albumy – dodaje pocztówki, zasuszone kwiaty, w różnym formacie wywołuje zdjęcia, dlatego wybieram te albumy z folią samoprzylepną. Choruję z wakacjami w tel :-) I generalnie wspomnieniami bo nawet sobie poczytałam jak zeszłoroczny tłusty czwartek spędzałam (w zaspach śniegu jadąc do Krakowa).


Znak na plaży w Puerto Rico, dla palących i nie... Ciekawe jak dziś tam wieje wiatr...

W mojej firmie jest akcja L4 POD LUPĄ i wszyscy chorujący mają niezapowiedziane wizyty kontrolne przedstawicieli firmy zewnętrznej specjalizującej się w takich usługach, którzy sprawdzają, czy chorzy faktycznie chorują. Ja myślę sobie, luzik, jestem naprawdę chora więc czego mam się bać? Tylko, że umówiłam Józia do lekarza i zawiozłam go do niego. I jak L4 mam na 7 dni, w czasie których mam zamiar plackiem leżeć (poza jeszcze swoją wizytą kontrolną u lekarza) tak akurat gości miałam w tę niecałą godzinę, kiedy mnie nie było. No więc na poniedziałek mam wezwanie do firmy na spotkanie komisyjne i będzie „pogadanka”, o tym gdzie mnie wcięło. Szlag. Skserowałam receptę na której jest data wystawienia jej i mam nadzieję, że na tym się skończy dochodzenie.



 tzw. Kanaryjska Wenecja
Dziś słoneczna sobota, my uziemieni w domu (Józio kaszle ale anginy nie podłapał), a nad nami młot pneumatyczny, sąsiedzi robią rozpier*****. Można zwariować. Kują tuż nad naszymi głowami, niesie się do ostatniego nerwu w mojej czaszce. Na szczęście Józek ze stoickim spokojem mówi tylko „hałas” plus raz na czas jak nagle coś się zwali (ściana?) to się przytula. To jeszcze potęguje moją potrzebę, żeby wreszcie do naszego nowego domku się przeprowadzić, całkiem już nie jak w domu czuję się w naszym mieszkaniu.

Na jednym z lutowych szkoleń pokazywali nam wyższość konsensusu nad kompromisem.
KONSENSUS:
Czyli i to co chce A i to co chce B zaspokojone, kiedy dojdzie się do punktów wspólnych – czyli np.
A: ja chcę nad morze →
(a dokładnie o co chodzi?) ja chcę się opalać na leżaku
B: ja chcę w góry →
(a dokładnie o co chodzi?) ja chcę chodzić kilometrami
No i przez takie wzajemne jątrzenie wartości, które idą za „chceniem” dochodzi się do porozumienia zaspokajającego i te i te potrzeby.
KOMPROMIS:
A. jest w Warszawy
B jest z Wrocławia
Na randki każde chce się spotykać we swojej miejscowości. Wg zasad kompromisu to i to się poświęca, więc spotykają się w połowie drogi między tymi miastami, w jakiejś Pścinie Dolnej, w której nic nie ma do roboty. 
Teraz się uczy konsensusu, a nie kompromisu, który wyszedł z mody;-)

W każdym razie dobrze, że w moim przypadku i A (ja) i B (mąż) chcemy tego samego, oto nasze wymarzone miejsce na wakacje: Lopesan Baobab Resot (ba, nawet pod nim byliśmy). Żadne porozumienie stron nie jest potrzebne, szukamy tylko sponsora. Ktoś chętny? Choć jak się dobrze zastawnowię to ja chcę do Tajlandii, bardzo, a moja druga połowa już nie-za-bardzo. Hym...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates