Mój
mąż się ze mnie śmieje, że zwracam uwagę na pierdoły. Może
dlatego, że jednak w dotychczasowym życiu częściej zamawiałam
szkolenia z najwyższej półki, dla najbardziej wybrednych klientów,
niż sama szkoliłam, nieodzownym elementem szkolenia są dla mnie
sprawy organizacyjne.
Atmosfera i praktyczność miejsca, jakość
kawy, kilka rodzajów herbaty, czy poza ciastkami są jabłka lub inne owoce, samodyscyplina
trenera co do przerw, wietrzenie sali i przyjemna temperatura podczas
zajęć, wygodne siedzenia, zaświadczenia o udziale po spotkaniu, a
do tego sam trener, zadbany strój (może być elegancki, może być
ekscentryczny, byle nie nudny i nijaki, przecież trenera czeka
wystąpienie publiczne!), panowanie nad stresem, uważność na
zróżnicowany poziom uczestników (w tym dobre tłumaczenie poleceń
do ćwiczeń), umiejętność dawania dostatecznej przestrzeni
czasowej na ćwiczenia, żeby pobudzi myślenie uczestników, a
jednocześnie pilnowanie dynamiki pracy, żeby uczestnicy z nudów
nie odpłynęli w plotki tracąc zaangażowanie w szkolenie. A to
tylko fragment check listy udanego szkolenia.
W
Klubie Coacha idealnie zagrała dla mnie atmosfera miejsca, przyjazny wystrój
wnętrza w starej kamienicy – nie lubię sztywnych, klimatyzowanych sal
konferencyjnych czy uczelnianych auli z jarzeniówkami, idealnie czułam się np. w
sali szkoły METRUM, która przypominała normalne mieszkanie.
Kominek, kuchnia, obrazy na ścianach, jasne barwy, dużo światła
naturalnego (jedyny mankament, wbrew pozorom istotny dla wszystkich
uczestników, brak możliwości zamknięcia drzwi w WC ;-).
W Klubie trochę
gorzej wyglądała na szkoleniu dynamika pracy. Trenerka, przemiła
osoba, widać było, że ma doświadczenie w pracy coachingowej jeden
na jeden, jednak nie w szkoleniu większej grupy. Zbyt długi czas
był przeznaczony na rysowanie pierwszej mapy. Wiem, że łatwo mówić, całkiem
inaczej człowiek się czuje prowadząc szkolenie (inaczej płynie czas, naprawdę!), niż będąc
uczestnikiem. To ciężka praca, a tylko doświadczenie
czyni w niej mistrzów. Ogólne wrażenie mam bardzo dobre, a metoda
moim zdaniem idealnie nadaje się dla kogoś kto np. nie umie
określić jakie cele ma, albo nie potrafi tego sprecyzować. Przez
pozorną zabawę w rysowanie klarują się myśli, a pragnienia
precyzują.
Kreowanie mapy własnej przestrzeni życiowej 1. Jak jest teraz 2. Jak chciałbym/chciałabym w przyszłości
Metoda
coachingu w ujęciu socjodynamicznym, rysowanie mapy przestrzeni
życiowej:
W
czasie szkolenia kreowaliśmy mapę własnej przestrzeni życiowej,
ale może to być też mniej szeroka mapa np. wybranego problemu w
życiu zawodowym. Mapa to praca przez metaforę obrazu (najlepiej
rysować ale można też pisać słowa). Inną metodą niż mapa może
być opowiadanie. Cel jest taki sam jak w coachingu – klient sam
zna rozwiązanie swojego problemu, trzeba mu tylko pomóc do niego
dojść. Rysowanie porządkuje to co mamy w głowie, wyciąga emocje
ze zbyt wielu myśli, a rysunek klient może zabrać ze sobą do
domu, modyfikować.
Zaczynamy
od narysowania koła, a w nim, w dowolnym miejscu piszemy JA.
Następnie rysujemy to co teraz.
Kolejny
etap to narysowanie drugie koła, to co chcę żeby było
przyszłością. Coach pyta coachee, o to
co zrobić, żeby z teraźniejszości przejść do przyszłości? Oba
koła łączymy schodami lub drabiną. Na każdym stopniu piszemy po
kolei wnioski z tego co muszę zrobić, żeby osiągnąć to co
zaplanowałem.
Aby podsumować pracę coach pyta co zostało gdzie narysowane, dlaczego coś zostało
narysowane, co coachee czuł rysując itd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz