Rekompensuje
sobie te majowe jak mogę – cudowna wycieczka autobusem (sic! dla Józka to przeżycie) z synkiem na lody do Delicji w Bielsku-Białej i spacer od Straconki po największy plac zabaw w okolicy. Ale to nie jest to. Nie mój model spędzania majówki. Bo
mąż pojechał remontować dom, do którego latem planujemy
przeprowadzkę. Bo ja w sobotę będę tam sprzątać cały dzień.
Bo nie wyjeżdżamy NIGDZIE (to dla mnie dramat, ja mam owsiki w D i
ciągle bym gdzieś wyjeżdżała). Bo nie grillujemy ze znajomymi
przy piwku (być może w niedzielę będzie kinder
party
u nas, potwierdzi się w ostatniej chwili bo jak się okazuje
zebranie 5-ki zdrowych dzieci w wieku 0,5 – 3 lat naraz, graniczy z
cudem, co się umawiamy, któreś choruje). Pisząc o gillowaniu przy piwku, oczywiście nie mam namyśli klimatów kinder party.
Rok temu w Tyrolu, w czasie weekendu majowego, było idealnie. To był wyjazd-prezent
z okazji moich 30 urodzin:-)
Weekend
spędziłam w Ustroniu Polana w Domu Wczasowym Jawor (fajnie – czułam się jak dziecko w
czasie wakacji w latach 90, wszystko co mi się kojarzy z nazwą
„ośrodek”, tanie kafelki w kolorze róż i zieleń, masełko w
kosteczki pokrojone do śniadania, pyszny kompot z agrestu do obiadu)
na ostatnim zjeździe Szkoły Coachów i Trenerów. Był to trening
rozwojowy, w czasie którego pracowałyśmy z Gremlinem (naszym
demonem), zakładając spodnie z plastikowymi tyłkami, na których
pisałyśmy sobie co która z nas powinna mieć w dupie. Potem był
czas na wzmocnienie pozytywne. Każdy każdemu mówił: 1. cenię w
tobie, potem 2. czego od ciebie więcej chcę (= masz potencjał,
widzę czasami tego przejawy, daj nam tego więcej) 3. ksywka
(nawiązująca do postaci znanej osobie, której się ją nadaje,
symbolizująca w przerysowany sposób to czego grupa chciałaby
od niej więcej). Ja zostałam Bridget Jones i musiałam później w
ramach dramy poprowadzić szkolenie, tak jakby zrobiła to Bridget
(rozlałam kawę, przyniosłam z baru Jack Danielsa – planowo z
herbatą zamiast alkoholu w środku - no bo co to za pomysł, z
absencją na takich treningach itp.). Później harmonizowaliśmy
poziomy Diltsa ,
o których już Wam pisałam, a na koniec ustalaliśmy sobie cel
indywidualny, mój to rekomendacja trenera PTP w 2018 roku.
http://www.theguardian.com/media/2010/feb/26/nbc-universal-working-title
No
ale to przepraszam bardzo, bez znaczenia. Cały czas dominowała
fucking nostalgia. Zżyłyśmy się z dziewczynami ze Szkoły. Może
dzięki treningowi interpersonalnemu na starcie, który sponiewiera
jak mało co, a może dzięki temu, że każda z nich była naprawdę
wyjątkowa. Stworzyłyśmy sobie taką grupę wsparcia i nie da się
uwierzyć, że to koniec. Dziewczyny już się umówiły 10 lipca na
maraton coachingu, systematyczne spotkania, które moja Szkoła
organizuje. A ja... Mam już nową szkołę w Lublinie i wyrzuty
sumienia, że i tak za dużo synka zostawiam. Tak więc nie wiem
kiedy uda mi się z nimi spotkać, pewnie nie prędko. Buuu. One wayor another , damy radę ;-)
Z Bridget Jones:
– Co pani myśli o zjawisku El Nińo?
– Hmm, to minie. Muzyka latynoska już się kończy...
– Co pani myśli o zjawisku El Nińo?
– Hmm, to minie. Muzyka latynoska już się kończy...
Hmm... będę musiała dużo nad tym popracować, ja Emilia o El Nino (i nawet zjawisku La Nina) pisałam pracę zaliczeniową i jak tu wyprzeć teraz z mózgu te wszystkie moje ukochane teorie??!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz