Chciałabym napisać Ci jakiś fajny tytuł posta. Taki miękki,
ciepły, a mimo to bardzo pociągający. Taki był ten dzień. Po prostu idealny,
dlatego nic innego mi do głowy nie przychodzi.
Niedziela 13.01.2013,
za oknem sypie śnieg.
09:00 Józio nas budzi. Ja półprzytomna (tak, dopiero po 10 budzę
się sama) wstaje przygotować mu kaszkę na śniadanie, a w tym
czasie Wojtek go przebiera, standard. Potem wracamy do łóżka, a malec
ląduje między nami i pije sobie kaszkę z butli. Jak skończy,
wstaniemy. Zrobimy jajecznicę, zaparzymy właśnie otwartą kawkę,
Lavazze – taką made in Italy, nie przesypywaną u nas,
która traci przy tym 50% na jakości.
11:00 szybki wypad do sklepu po zamówioną wcześniej wagę
elektroniczną, a potem do naszego psa (mieszka z moją mamą) i
ruszamy na krótki spacer z aportowaniem i szarpaniem się z bardzo
niegrzeczną labradorką.
13:30 basen dla niemowląt. Mama, tata i Józio,
jest najszczęśliwszy na świecie.
Nurkowanie, skakanie z brzegu w objęcia taty, zabawy w wodzie.
15:00 Józio ląduje u babci, a my jedziemy do biura podróży. Od
pewnego czasu szukamy wakacji, myśleliśmy o Majorce, ale przy naszym
budżecie, nie możemy sobie na wielki wybór pozwolić i ciągle coś
nam nie pasuje w ofertach, a tu, podczas śniadania mąż wypatrzył
cudo – oferta idealna, przynajmniej według opisu. Postanawiamy
zaszaleć i po odstawieniu malca do babci, idziemy na całość i
wykupujemy wakacje na Gran Canaria. Jestem
najszczęśliwsza na świecie. Endorfiny
szaleją. Jedziemy z mężem świętować do naszej ukochanej,
całkowicie włoskiej pizzerii. Mimo tłoku, załapujemy się na
wolny stolik, dziś nie mogłoby być inaczej.
18:00 mój mąż wychodzi na scene. Ma genialne buty – nówki.
Wygląda świetnie, kiedy z przyjaciółmi gra koncert w ramach
Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W takich chwilach Wojtek
jest najszczęśliwszy na świecie.
22:00 wracamy z synkiem do domu. Mąż otwiera wino. Domowe, pędzone
przez teścia. Klimat – doskonały, smak – nieważne. Józio
zalicza kąpiel w wannie z milionem zabawek, kolacyjkę i mycie
ząbków (dwa zęby zobowiązują). Zasypia już jedząc, więc szybko mamy
czas dla siebie. Biorę długą kąpiel z pianką i kieliszkiem
czerwonego wina. Rozkosz.
To jeszcze nie koniec dnia, ale ponieważ nie piszę 50 twarzy
Wojtka, zakończmy opowieść w tym miejscu ;-)
Lekko senny i na pół gwizdka poniedziałek przychodzi za szybko.
dreams_flickr_slack12_CC BY-NC-ND 2.0
Od wczoraj wracam do Twojego bloga, wczytując się w całość po trochu, powoli. Zostaję:-]
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło. Troszkę raczkuję w świecie blogerów i to prawdziwy miód na moje uszy, że komuś chce się mnie czytać:-) Dziękuję Ci.
OdpowiedzUsuń