Majowe.
A kiedy to było... Z takim opóźnieniem jeszcze nie pisałam.
Nigdzie nie wyjechaliśmy. Szkoda. Rok temu Kołobrzeg, trzy lata
temu Tyrol. Poza domem, człowiek się cudownie resetuje, a po
okresie przeziębień, krótkich, szarych dni i zimna, początek maja
jest idealny na regenerację. Tym razem planowaliśmy wycieczkę do
Zakopanego, jednak w górach spadł śnieg i zadowoliliśmy się
wyprawą do Pszczyny i park przy Zamku oraz spotkaniami ze znajomymi. Bez szału, ale
było miło.
Pszczyna, park zamkowy
Zauważyłam,
że jest ze mnie naprawdę towarzyskie zwierze. Jeżeli chodzi o
mnie, chętnie weszłabym w trym, w jakim żyje moja Mama, czyli co
niedziela (poza dodatkowymi okazjami), spotyka się ze swoją paczką
znajomych.
1 maja wyrwaliśmy się wieczorem z mężem we dwoje na kompleks basenów, saun i jacuzzi do hotelu Gołębiewski w Wiśle (tydzień później, 8 maja byliśmy tam z dzieciakami, jak zawsze zachwycone). Czasami we dwójkę też fajnie coś zrobić:-)
3
maja byliśmy na koncercie Damiana Luber i Jacka Szuła, a następnie Wodeckiego z orkiestrą Mitch&Mitch.
Dzieciaki były zachwycone. Pogoda zapowiadała się marnie, a było
naprawdę ciepło i miło. Dzieciaki zachwycone. Cały weekend,
spędziliśmy bardzo rodzinnie.
Nie wiem dlaczego, ale jakoś mam zawsze spore potrzeby pt. "żeby było fajnie" wobec długieg majowego weekendu. Ostatnio tak się układa, że co drugi rok, spędzamy go wyjazdowo, a co drugi w domowych pieleszach. Mam nadzieję więc, że za rok znowu uda nam się wyjechać. Ba! Nawet mamy już plan, który wstępnie zakładaliśmy na ten rok, ale przez zobowiązania męża, nie mógł dojść do skutku: Wiedeń:-)
We will see...
Fajna majówka!
OdpowiedzUsuń