Kompot truskawkowo-rabarbarowy, mniam!
Dychotomia. Z jednej strony USA, czy Wyspy Kanaryjskie, gdzie zanim
zdążysz stanąć przy pasach, każdy Cię przepuszcza, a z drugiej wspomnienia z
Kairu, Rzymu, czy… Lublina. Wymuszasz, albo nikt nigdy Cię nie przepuści, kiedy
stoisz na pasach. Znowu tam wróciłam. Ponownie, żeby się czegoś nauczyć, mieć
wgląd w siebie samą, ale też nacieszyć się tym miastem.
Poznałam narzędzia: proces całościowy Connie Anders, reframeing
konfliktu wewnętrznego (chcę czegoś, ale wtedy niestety coś innego się pojawi)
oraz metodę uczenia się z doświadczenia (doświadczenie odnośne to sytuacja typu
„znowu to zrobiłem”).
Jednak poza poznanymi narzędziami, właściwie można powiedzieć, że
cały ten wyjazd to rozwój. Począwszy od wagonu, zatłoczonego, pełnego indywiduów,
a zwłaszcza pełnego ględzenia pewnej starszej pani, która pracuje na Sycylii. Wulgarna,
nieustannie mówiąca i nieustannie oceniająca. W którymś momencie przyczepiła
się starszego mężczyzny, prawdopodobnie osoby po jakimś wylewie czy udarze, bo
z trudem i niewyraźnie mówił. Obwieściła mu, że jest beznadziejnym mężem skoro
spłodził tylko jedno dziecko. Tak długo mu ględziła, aż przyznał, ze miał drugą
córeczkę ale zmarła przez odwodnienie, jak miała pół roku. Popłakał się, a
babsko zaczęło wiercić dziurę: „to z pana żony zła matka, jak do tego
doprowadziła”. W którymś momencie nie wytrzymałam, poprosiłam żeby przestała
już. No wiec punkt ciężkości przeniósł się na mnie i ja się nasłuchałam. A po
jakimś czasie starszy pan, z wulgarną staruszką opowiadał jakby nigdy nic…
(dodam tylko, że poznali się w pociągu).
8 godzin w pociągu (z przesiadkami), aż za dużo tego szczęścia...
Wiosna, ogródki w kafejkach, stare miasto, życie.
Barszcz z botwinki w Sielsko-Anielsko
Lody w Bosko!
Koziołek
Rynek, wesele, słonko, turyści. Otagowane ;-)
Mój świat detali - kto zauważył czarownicę?
Rynek w Lublinie
U Szewca, sałatka z gruszką, gorgonzolą i winem;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz