Szerszenie mają układy w niebie. Jak na zawołanie, o godzinie, w
której miała być ekipa do ich usuwania pojawiła się burza i ulewa, po pięknym
upalnym dniu. Dziś powtórka z rozrywki – dosłownie jakby stanąć pod odkręconym
kranem, tak lało. Jutro podejście trzecie. A szerszenie straszą naszą
labradorkę, wiją drugi kokon i budzą rano stukaniem w okno.
Miałam dziś niebywałą „przyjemność” rozpocząć dzień głodówką – test
glukozy dla ciężarówek. Morfologia i badanie poziomu cukru, potem pijesz
glukozę z wodą, ulipek, który można na szczęście doprawić cytryną, kwitniesz
dwie godziny (chodzić nie powinno się, jeździć samochodem nie wolno) i ponowne
badanie poziomu cukru. A że lubię tak sobie zmasakrować dzień, to po całym
badaniu wybrałam się po kartę EKUZ na nasze wakacje. Zapomnij o miejscu do
parkowania pod NFZ, jak w upale doszłam wreszcie z odległego parkingu pod
siedzibę NFZ, wybrałam numerek w magicznej maszynie okazało się, że jeszcze
tylko 38 osób przede mną. Kichających, kaszlących, stłoczonych jak sardynki –
cały przekrój, od wrzeszczących dzieciaków po Ciotki Klotki, które bez kolejki
próbowały się wbić do obsługujących nas urzędniczek, tylko po to, żeby pokłócić
się z nimi, że one pamiętają, że rok temu to żadnego wniosku nie wypełniały,
więc czy na pewno w tym roku muszą? Mantra na dziś: Jestem oazą spokoju,
pierdolonym kwiatem lotosu na tafli
jeziora.
Po moim dziadku: pianio, skrzypce, akordeon, harmonijka, trąbka, a od męża: bongosy, gitary, ukulele... Trochę tego u nas w domu jest.
Zmarł dziadek męża. Miał 87 lat. Żył jak chciał.
Wybudował dom, miał 3 synów i niesamowitą żonę. Nie cierpiał, nie odchodził
sam. Mimo całej racjonalności tego co się stało, smutek jest z nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz