PKP
nie przestanie mnie zadziwiać. Nie mówię tu o spóźnieniu pociągu
BOLKO Interregio o przeszło godzinę na trasie Katowice – Lublin,
czy tym, że w Radomiu wsiadł do naszego przedziału pijak.
Konduktor go wyprowadził, ale odorek sików, potu i Bóg wie czego
towarzyszył nam (i 2 przedziały przed i za) całą drogę. Mówię
o tyglu kulturowym. Na prawo urocza parka – zwróciłam na nich
uwagę, bo po wejściu do pociągu przetarli sobie buty chusteczkami.
Na przemian grali w wersję szachów dla podróżnych i czytali
książki, a przed każdym posiłkiem myli ręce żelem do mycia rąk
bez wody. Oboje w kapeluszach, taki styl na udawany luz z Australii.
Miły dla oka. A za mną... Dwóch pijaczków, co do „swoich freli”
dzwonili, było to znacznie lepsze niż jak one dzwoniły, rozlegał
się wtedy włączony na maksa dzwonek Colo
Terorita,
który budził wszystko co żywe i martwe. Popijali piwko, cieszyli
się ze swoich niewybrednych żartów, gadali, gadali, gadali - miks
godania z wulgaryzmami - prawie 6 godzin z podziałem na dwóch
chłopa.
Mocca w Trybunalskiej
Ten
wyjazd do mojej szkoły generatywnego rozwoju był wyjątkowy –
ostatni przed długą przerwą. Może roczną? Szkołę będę
kontynuowała jak nam się urodzi i troszkę odchowa dzidziuś, bo
właśnie jestem w 22 tygodniu ciąży :-) :-) :-) (dlatego jak
widzicie na zdjęciach z Warszawy, w poście sprzed tygodnia, obok
drinka moja lemoniadka z miętą, hlip hlip).
Widok na deszcz z mojego okna w hoteliku
Ale
mi będzie brakować mojej grupy! Wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju
11-stka – a z niesamowitymi trenerami to szalona 13-tka - już za
nimi tęsknię:-( Za Lublinem też, chociaż jak zwykle było
załamanie pogody na miejscu – chmury i deszcz, ale doszliśmy już
do takiego etapu, że wszyscy mieliśmy z tego ubaw. No bo ile można
narzekać na pogodę jak dzień przed naszym przyjazdem świeciło
słonko (do czasu, kiedy właściwie byłam w pociągu), a od
poniedziałku ponownie zapowiadali upały?
Halo! Słyszeli o ciszy nocnej w centrum miasta???
Spałam
w Domu Na Podwalu, na prawo pokoje, na lewo
pokoje, a za zakrętem kościół. To dawny dom rekolekcyjny, ściany
z historią. Stopnie schodów wydeptane przeszłością. Czysto, w
łazienkach nowocześnie i drogo (umywalki Roca), a jedzonko... pychotka. Tylko
piątek zaskoczył mnie skromnością, musiałam sobie przypomnieć o
zwyczaju postu ;-) Muszę jeszcze dodać i hotelik pochwalić, że
mają szczelne okna bo pod zamkiem, za zakrętem, co noc były
koncerty, prawie się na Lublin obraziłam, kończyły się każdego
dnia o 1 w nocy.
W
ramach turystyki kulinarnej, tym razem odwiedziłam trzy godne
polecenia miejsca – pierwsze, Trybunalska z najlepszą kawą latte
na świecie,
drugie, klimatyczne, U Szewca na mój pożegnalny wieczór z ekipą, a
trzecie z przygodą restauracja Szeroka
- przepyszne jedzenie, a obsługa... Kelnerka nakrzyczała na nas!
Wchodzimy, siadamy – stoły z przygotowanymi sztućcami w całej
sali. Obok każdego miejsca szklanka z wodą (jak się później
okazało, kompotem). Siadamy i pytamy czy możemy tu usiąść bo nie
jesteśmy z żadnej grupy zorganizowanej. Odpowiedź, że jasne. Jak
się zorientowaliśmy, że to kompot, to ktoś z naszej ekipy nawet zapytał, czy na
pewno możemy tu siedzieć, bo pierwszy raz się spotykamy z
gratisowym kompocikiem, że to miłe. Czekaliśmy coś długo na
kartę z menu i dopiero jak się o nie upomnieliśmy, do Pani
dotarło... My nie żartujemy, to nie ironia – nie jesteśmy z TEJ
zorganizowanej grupy z rezerwacją! Więc się wkurwiła, że jej
tego nie powiedzieliśmy, a ona już kazała zupę podgrzać! Nie
wiem czemu właściwie nie wyszliśmy, tylko niemile widziani
przesiedliśmy się do salki obok. Dla jedzonka i tej zorganizowanej
grupy – jacyś muzycy, grali na stołach, śmiali się jak szaleni
– warto było ;-)
Tarta z ratatouille i pesto verde w Szerokiej
Na
zakończenie tego intensywnego etapu życia miałam w planie kupić
sobie symboliczną bransoletkę z Lilou.
Ale te co mi się podobały to były za drogie, a reszta, no nie
zaiskrzyło między nami, więc kupiłam... książkę Agnieszki
Graff Matka
Polka Feministka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz