Ambiwalencja
uczuć. Dziś jest szary, śnieżny, pracowity dzień, a na dodatek
to wtorek – czyli dzień męża i żony, dzień wspólnego
spędzania czasu na siłowni i basenie (Józio trafia we wtorkowe
popołudnie do teściów). Problem w tym, że ja nienawidzę
zimowego, nocnego wychodzenia (czytaj: po ciemku), żeby poćwiczyć.
Generalnie zimą robi się ze mnie zwierze kanapowe, za siłownią w
ogóle nie przepadam, a basen lubię bardzo ale latem. Mam ochotę
ukryć się pod grubą kołdrą i przeczekać.
Dziś
wszystko jest dobrze, wszyscy są zdrowi, Józio ma świetny humorek,
cały czas coś gada po swojemu i chichra się, Wojtek jest
szczęśliwy (w końcu uwielbia siłownię i basen...), w mieszkanku
mamy cieplutko, obiadek jest z wczoraj, więc nawet nie trzeba się
napracować, w radio grają kolędy, te amerykańskie, wesołe,
pogodne, wciągające w sztuczny, ale jakże miły nastrój... No a
do wyjazdu do Austrii zostały tylko 142 dni. Może przejedziemy się
Grossglockner Hochalpenstrasse? Jest dobrze.
Dziś
nie umiem podejmować decyzji. Cały weekend chodziła za mną
czekolada – takiego smaka miałam na Lindora, albo Milkę z całymi
orzechami 300 g albo przynajmniej batonika, a w domu pustka... No
więc zeszłam sobie dziś do zakładowej stołówki, gdzie jest mały
sklepik „przy okazji” i... kupiłam sobie chałwę. Obsesyjnie
dalej myślę o czekoladzie.
Sponsorem
odcinka była literka D jak D***.
Santa Claus_flickr_TinkerBells_CC BY-NC-SA 2.0
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz