/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

sobota, 15 grudnia 2012

Kierunek w sztuce powstały w 1924 r.

Ajerkoniak, zapach piernika, lampki na choince, tym dziś zabarwione są moje myśli. Cieszę się każdą chwilą z synkiem, w domowych pieleszach. Oglądaliśmy sobie jeden odcinek Strażaka Sama, czytaliśmy Kubusia Puchatka, bawiliśmy się w łaskoty i wiele innych spraw mieliśmy razem do załatwienia, ale najważniejsze było to, że zapaliliśmy światełka na choince. Rozdziawiona buzia i to śmieszne kręcenie dłońmi, które oznacza mega radość i podniecenie u Józia. Kiedy taki maluch jest czymś tak bardzo poruszony robi to wrażenie. W takie dni, nie potrzebuję istnieć w żaden inny sposób, nie określają mnie sukcesy, kariera, lista rzeczy do zrobienia przed śmiercią.
  christmas_flickr_yvestown_CC BY-NC-ND 2.0

A w świecie? Sensacja, jednym tchem w prasie wymieniania się okropną masakrę w szkole podstawowej w Newtown i to, że Nikon oszukał blogerkę Segritte (fajne podsumowanie tu). Bo się porzygam. W skrócie chodzi o to, że kiedy popularna blogerka na Facebooku wpisała, że zepsuł się jej aparat, firma Nikon zaoferowała jej naprawę za darmo, a później wystawili jej rachunek i cały światek blogerów wypiął się na Nikona. No i właśnie o ten światek blogerów chodzi. Po raz pierwszy przyszła mi refleksja, że właściwie to mój świat. Świat z którym się nie identyfikuję, nie utrzymuję kontaktów, nie śledzę forów, trendów i tego jak się powinno promować. Piszę bloga dla pisania, nie dla bloga. A jednak, przy takim, osobistym profilu, już zawsze będę striptizerką.
 
winter_flickr_Avelino Maestas_CC BY-NC-SA 2.0

W tym tygodniu miałam okazję być w Restauracji Blu na służbowej kolacji. Jedzenie przepyszne, wnętrze ciekawe, tylko znajduje się w niej „przy okazji” galeria sztuki i niestety psuje ona cały wystrój bo wnętrze jest zawalone wciśniętymi na siłę obrazami i ekspozycjami (rzeczy są bardzo ładne, tylko niekoniecznie ich miejsce jest w tej przestrzeni). Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym poza tym co się działo w realu, w mojej głowie nie miała alternatywnej rzeczywistości, troszkę bardziej surrealistycznej i znanej tylko mnie.
Podstawowym minusem wieczoru było to, że prawie godzinę czekaliśmy na jedzenie, więc jak tylko nam podano drugie danie zamówiłyśmy deser, Crème brûlée. Byłyśmy tam w czwórkę, w tym była z nami jedna koleżanka z zagranicznego oddziału naszej firmy. Z powodu jej wizyty odbywało się całe to spotkanie. Zamówiłyśmy jej taksówkę, na godzinę 18:00, żeby mogła wrócić do hotelu. Około 17:30 skończyłyśmy drugie danie, sztućce na godzinie piątej i czekamy, czekamy, czekamy. Dziwnie zmieszany kelner podchodzi do nas i pyta drżącym głosem:
- Panie zamawiały yyy... Panie zamawiały taksówkę? 
- Nie, krem brulee – odpowiedziałam na szczęście w myślach, po sekundzie zawahania powiedziałam głośno: Tak, ale dopiero na 18:00
- Aha, to kierowca się pomylił, taksówka poczeka bo już jest.

Pięć minut później podano nam deser.

A co Emilia robi w kibelku? Przykładowo stoi po ciemku i macha nad sedesem rękami. Taki widok można byłoby zobaczyć, ale mam nadzieję, że nikt w toalecie restauracji nie zamontował kamer. Wszystko dlatego, że publiczne toalety to jedne z najbardziej skomplikowanych miejsc na świecie. Raz żeby woda zaczęła się lać z kranu, albo żeby światło się zapaliło, trzeba pomachać rękami, bo wszystko jest na czujniki, innym razem wciska się guzik lub naciska się specjalny pedał (to moje ulubione rozwiązanie, popularne we Włoszech i najbardziej higieniczne). W tej toalecie liczyłam na czujniki, więc żeby zapalić światło machałam rękami, nie pomyślałam, że akurat tym razem jest tradycyjny włącznik na ścianie...
christmas_flickr_yvestown_CC BY-NC-ND 2.0

P.S. 1 Sprostowanie 1 – z ciąży siostry to chyba nici. Wpadłam na pomysł, że troszkę ją podejdę, zaproponuje babskie spotkanie, puki jest czas, bo jak drugi dzidziuś się pojawi to już tak łatwo nie będzie się zgadać. Odpowiedziała mi na to, że najpierw musiałoby dojść do zapłodnienia, zmieniłam więc sytuację w żart, stwierdzając, że przecież każdy, nawet najbardziej odległy pretekst jest dobry. Myślę, że nie kłamałaby mi tak bezczelnie, najwyżej przemilczałaby temat, gdyby faktycznie była w ciąży, a jeszcze nie chciała się przyznać.

P.S. 2 Sprostowanie 2 – z tą siłownią to jest tak: nienawidzę jej z całego serca zanim do niej wejdę, a jak już się troszkę rozgrzeję, po jakiś 5 minutach, zaczynam uważać, że to super sprawa i pod koniec zajęć bardzo żałuję, że nie chodzimy na nią przynajmniej dwa razy w tygodniu bo wtedy człowiek by się fantastycznie rozkręcił. Cykl się zawsze powtarza i mimo że o tym wiem, to nigdy nie chce mi się na nią iść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates