/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

czwartek, 27 grudnia 2012

Dolce far niente

Moje idealne święta? W hotelu. Takim pięknie położonym, oświetlonym jak z bajki, może ze spa, może taki jak Lysec w Bojnicach*. Mało tradycyjnie? No nie do końca, jechałoby z nami troszkę tradycyjnego jedzonka i cała rodzina. No i wszyscy by odpoczęli, bo moim zdaniem przygotowanie 12 tradycyjnych dań, wysprzątanie domu, spakowanie prezentów i zrobienie wystroju to ogromna praca i człowiek nie ma sił czasami się nią nacieszyć, a tak to wszyscy wrócą zrelaksowani. Wiem, że moja mama pojechałaby z nami w ciemno, wiem, że moja siostra czy teściowa, nigdy by tego nie zrobiły.
Moje święta i tak były idealne. Pierwsze we troje. Z mnóstwem prezentów, tysiącem spraw na ostatnią chwilę, z pojawieniem się na świecie Ząbóla Pierwszego, wyprawą w poszukiwaniu zaginionego śniegu i z małym kłamstewkiem.

 christmas3_flickr_yvestown_CC BY-NC-ND 2.0
Wigilie spędziliśmy w domu teściów (wraz z moją siostrą i mamą). Siostra – oj! - postanowiła mieć swoje pięć minut i przyznała się, że jest w ciąży, termin ma na lipiec, nic więcej jak zwykle nie powie (przypominam, że parę dni temu wprost zaprzeczyła). Brzuszek już całkiem mocno widać, zresztą przy drugim dzidziusiu chyba już tak jest, że znacznie szybciej on rośnie.
W Boże Narodzenie postanowiliśmy mieć czas dla siebie. Ponieważ Józio dostał pod choinkę sanki, wybraliśmy się na wycieczkę na Biały Krzyż w Szczyrku. Dopiero na szczycie można było znaleźć śnieg. Byliśmy też w kościele na pełnym „miłości i świątecznej radości” kazaniu, w czasie którego proboszcz głosił słowa pełne potępienia dla Złych Katolików, którzy mówią, że prezenty pod choinkę przynosi Mikołaj, bo Mikołaj to przynosi prezenty 6 grudnia, a 24 grudnia wszyscy Dobrzy Katolicy wiedzą, że Aniołek przynosi prezenty (sic!). Tradycyjnie już było też o Złych Ludziach zabijających nienarodzone dzieci (in vitro) i takie tam inne „ciepłe” słowa. A z sympatyczniejszych rzecz – wybił się na światło dzienne pierwszy ząbek naszego synka, Ząból Pierwszy. Troszkę więcej się ślini, ale poza tym nie było żadnych efektów specjalnych typu marudzenie, gorączka itp. wątpliwych atrakcji.
Natomiast drugi dzień świąt, kiedyś był dniem spotkań w domu mojej mamy, a od czasu śmierci naszych bliskich, gdzie nagłym cięciem moja rodzinka się wykruszyła, wszyscy chodzimy do pradziadków Józia od strony męża. Bardzo fajni ludzie, można z nimi super pogadać, więc widzimy się co jakiś czas. Jak zwykle spotkanie było zdominowane śpiewem – na gitarze gra teść, mój mąż i jego brat, a dziadkowie śpiewają prawie zawodowo :-) Opowiadali jak w młodości wybierali się kolędować. Wchodzili na posesje i śpiewali od serca. Kiedyś weszli na teren domu wczasowego, jeden z wczasowiczów wziął kapelusz i zebrał dla nich pieniądze, był w szoku, że nie chcą ich zabrać, więc wszyscy strzelili sobie po kielonku wódeczki i byli zadowoleni. Kto dziś nie przyjąłby pieniędzy? Opowiadali też jak weszli do jednego gospodarstwa, byli zaprzyjaźnieni z właścicielami posesji więc, dziewczyny poszły do domku gospodarczego umyć w półmroku ręce. Na brzegu widziały mydelniczkę, wszystkie ostro zaczęły mydlić ręce, tylko nadziwić się nie mogły, że z mydła robi się mazia. Okazało się, że ktoś zostawił tam pasztetówkę, którą po ciemku wzięły za mydło. Jedna z dziewczyn ze śmiechu się posikała, a że mróz był srogi, miała zapewniony prawie okrakiem powrót do domu.
 
christmas2_flickr_yvestown_CC BY-NC-ND 2.0
 
Teraz mam kilka dni urlopu – do 7 stycznia, kiedy to jadę na szkolenie do Szczyrku, dwa dni w hotelu SPA z mądrymi ludźmi i otwartym barem ;-) życie jest piękne. A w międzyczasie Sylwestrowe Kinderparty – powiem tylko, że jedziemy do Krakowa i będzie tam 3 dzieciaków, z których Józio jest najstarszy :-)

*z miejscowością Bojnice łączy się trochę wspomnień, kiedyś Wam opowiem ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates