To był piękny weekend. Jak
miałabym opisać idealne święto Wszystkich Świętych, to dokładnie
tak bym je sobie wyobraziła, jak było. No ok, dodałabym jeszcze w
piątek wieczorem zabawę Halloween dla dorosłych. Ale sobota już bez zastrzeżeń - w
podróży na groby krewnych, szlakiem wspomnień z
dzieciństwa, a niedziela na lokalnych cmentarzach, zakończona
rodzinnym wypadem do SPA... Cudowne.
Na liście "te zdjęcia coś w sobie mają" zaraz po serii "widok z okna" plasują się zdjęcia dróg. Jak rytuał przejścia. Tu: droga między Ustroniem, a Wisłą. Między domem, a relaksem w SPA.
Do Halloween podchodzę bez
niezdrowej ekscytacji. Ani nie zachłystuje się amerykańskim
świętem, ani nie mam fobii konserwatystów. Tak długo jak
pielęgnuje się swoją tradycję Wszystkich Świętych i Zaduszki,
nikomu nie przeszkadza tematyczna impreza, w poprzedzający święta wieczór. Zwłaszcza, że argument,
że to nie "nasze" obyczaje da się obalić wiedzą historyczną. Bo co to "nasze"? Nasze to
właściwie tradycje Słowian, a święta Wszystkich Świętych było katolicką odpowiedzią na wcześniejsze tradycje. Ponieważ jednak
czuję się Katoliczką bardziej niż Słowianką, zabawa Halloween
to dla mnie opcja spędzenia wieczoru, a tradycja Wszystkich Świętych
to ważne, obowiązkowe święto, które staram się, żeby
dzieciakom kojarzyło się z rozmowami i przyjemnościami. Odwiedzamy
groby naszych bliskich tak, jakbyśmy świętowali z żywymi. Mówimy
o nich, staramy się ozdobić ich miejsca. A w przyszłości, jak
dzieciaki będą w szkole to tak sobie wymarzyłam, że będę je namawiać, żeby każde z nich wybierało sobie po jednym świętym i
potem w czasie podróży na cmentarz opowiedziało nam o nim
wszystkie zdobyte ciekawostki. Taka mamo-zachcianka na stymulowanie
rozwoju pociech.
Mój poranek, szron, słońce, góry.
Żywe kwiaty są najpiękniejsze. Nie tylko na grobie.
Czekając na pstrąga z grilla, okno w knajpce.
Doceniam sobie przebieg tych świąt
zwłaszcza w kontekście zeszłorocznych, okołoporodowych. To był
czas pojawiania się Zosi, więc wszystko inne zeszło na dalszy
plan.
W piątek odwiedziliśmy groby najbliższych – złota polska
jesień to idealna sceneria dla tego święta, która towarzyszyła
nam cały ten weekend. W sobotę ruszyliśmy w drogę na Górny
Śląsk. Dzieciaki tym razem zostały u jednej z cioć, więc
mieliśmy ułatwione zadanie. Kiedyś po wizycie na cmentarzu
zatrzymywaliśmy się u rodziny. Teraz już nikt nie pozostał –
młode pokolenie wyemigrowało do Bawarii, a dziadkowie umarli.
Dlatego po wizycie na cmentarzu, u Dziadków (razem z szorowaniem
nagrobków) zatrzymaliśmy się na obiad w Skoczowie w restauracji
Delfin. Delfiny są dwa, po dwóch stronach ulicy i w tym mniejszym jest o wiele smaczniej, tam też częściej zatrzymywaliśmy się w przeszłości. Babcia była pasjonatką ryb. Uwielbiała je jeść i ilekroć
jechała koło Delfina, nalegała żebyśmy tam zjedli. Restauracja
na szlaku wspomnień.
Wieczorem usiedliśmy z rodziną przy kominku, mali i duzi dostali kakao (z dużych, kto mógł dostał kakao z rumem...) i wspominaliśmy tamte czasy, kiedy skład rodziny był inny.
Nasza gastronomiczna tradycja Wszystkich Świętych: sałatka warzywna, zwana też ruską, do tego wędzona, czosnkowa kiełbasa - można w kominku upiec;) - i babka z makiem, to śląska tradycja. Nie znam Ślązaka, który nie uwielbiałby maku;)
A w niedzielę, ponownie
odwiedziliśmy groby najbliższych w okolicy, po czym postanowiliśmy
zadbać o tych żywych i wybraliśmy się wielopokoleniowo do hotelu
Gołębiewski w Wiśle do jacuzzi i saun. Wracaliśmy przez Salmopol.
Beskidy wyglądają teraz jak rudozłote marzenie. To również nie
przypadkowe miejsce, tam też całą rodzinką jeździliśmy w
dawnych czasach. W jakby innym życiu.
Gołębiewski i okolice Białego Krzyża. Trasa Ustroń - Wisła - Szczyrk.
Zastanawiam się, kiedy znów będzie mi dane być w Polsce 1 listopada. Póki co, symboliczna świeczka tutaj. Ale myślami jestem tam.
OdpowiedzUsuń