Z jednej strony wkurzają mnie
ludzie, którzy na pytanie „co u Was?” odpowiadają „nic się
nie dzieje”, a z drugiej zazdroszczę im. Właśnie kończę mój
etap życia pt. Kobieta Niepracująca (po rocznym "urlopie" rodzicielskim). I co? Pracująca, już mi z
pracy zlecenie przysłali, żeby z gotowcem przyszła do nich, akurat
gmina ruszyła z 3 tematami, które nas dotyczą, więc muszę tam
łazić, nie wyrobiłam się z moją check list spraw do załatwienia
przed powrotem do pracy, więc dalej czeka mnie wnioskowanie o
ścięcie drzew, zajęcie się starym samochodem, sprzedaż kilku
rzeczy, kupienie stołu i brakujących lamp do domu, kontrole
lekarskie (od cytologii, przez USG piersi po dentystkę), do tego
chyba wszystkie moje znajome, z którymi miałam się spotkać nagle
uznały mój powrót do pracy za dead line i teraz to musimy się
zobaczyć, a do tego dochodzą stałe punkty programu jak siłownia,
czy nauka języków. I oczywiście przy niedosycie spraw do
załatwienia robimy podwójną imprezę na roczek córeczki. Czuję się jakby
mój plan dnia był z domino, jak gdzieś spóźnię się 15 minut,
albo coś się przedłuży to wszystko się posypie.
I przy tym wszystkim co oddala nas
od prawidłowego życia, mąż i synek przynoszą mi po róży, bez
powodu, bez okazji. I już mi dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz