/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

wtorek, 14 lipca 2015

Znowu ta Chorwacja:-)

Pierwszego dnia, na niebie były chmurki, potem rządziły wzorcowo upały:-)

Chorwacja to taki dziwny kraj, o specyficznej turystyce. Bardziej zdominowany przez kwatery prywatne, niż przez hotele. Żyjący, jakby wojny nigdy nie było, bo to niewygodne dla turystów, choć tylko najmniejsze dzieciaki nie mają biografii z jej stygmatem. Borykający się z zalewem polskiej turystyki, również tej alkoholizującej się bez umiaru oraz tej specyficznej pt. "od zawsze, co roku jadę w to samo miejsce". Bez piasku, ale za to z kolorystyką jak marzenie – ciemna zieleń sosny pinii, delikatna szarość kamieni i majestatycznych gór, cudowny błękit morza i spłowiała czerwień dachówki. Moja babcia, w wieku 84 lat śmiało jechała tam na wakacje. To w końcu tak blisko. Byłam tam jako dziecko, gdy kraj nazywał się Jugosławia, byłam jako nastolatka, tuż po wojnie, kiedy domy były dalej zbombardowane, a na poboczach stały spalone samochody. Byłam, kiedy mój synek miał 5 miesięcy i teraz kiedy moja córeczka miała ich 7 na liczniku. Bo do Chorwacji można sprawnie dojechać z Polski samochodem, a dla takiego bobasa wygodnie jest zabrać sporo bagażu.

 Winko musi poczekać na swoją kolej, najpierw trzeba schłodzić butle do przygotowania mleczka dla Zosi. W tej samej knajpce ROKO tatuś pił wyżej wspomniane winko z bidonu dla dzieci - Józek mu zasnął na kolanach i tak było najwygodniej... Rodzice to inny gatunek, jeszcze pamiętam czasy lansu jak mnie irytowali :-)
 
Nie wiem na ile to konieczne, ale zgodnie z poradą naszego pediatry, zabraliśmy dla Zosi wodę Nałęczowiankę i ją gotowaliśmy, mleczko Hipp które tu pije, tak samo słoiczki z jedzeniem, mimo że tam są dostępne. Żeby nie zmieniać flory bakteryjnej. Jak do tego dołożyć wózek i pampersy to niewiele miejsca na inne bagaże pozostaje. Pozostałą przestrzeń skrzętnie zajął Józek i jego zabawki, dla mnie i męża starczyło miejsca na małe plecaki z trudem wciśnięte do naszego kombi. 



  Słynny pomnik "rączka"

W Chorwacji byłam na północy i na południu, na wyspach, na lądzie, ale nic mnie tak nie zachwyca jak Riwiera Makarska. Tym razem pojechaliśmy do Podgory. Kurort perełka, uroczy porcik z tawernami, piękne, żwirowo-kamieniste plaże, deptak między kawiarenkami przyklejonymi do wybrzeża, punkty widokowe, w tym ten ze słynną „rączką”. Nad Podgorą dominuje pomnik, na pamiątkę wojny, tej wcześniejszej. Jeden łuk pnie się do góry (symbol zwycięstwa), drugi jest zgięty (pamiątka tych co polegli), z pewnej perspektywy wygląda jak dłoń. Pierwszego dnia, cały czas nas synek prosił „ja chcę do rączki”. Rodzice uznali, że dziecku słonko przygrzało albo coś mu się z bajek miesza. Dopiero na spacerze wyjaśniło się o co mu chodzi. Najchętniej jeździłby do tego pomnika codziennie.



  Podgora (widok od strony pomnika)

Spędziliśmy w Podgorze pełnych 14 dni. Jak zwykle na wakacjach rodzi się pewna nowa rutyna. Byliśmy w towarzystwie koleżanki, z mężem i synkiem. Jest między nami chemia, przynajmniej z mojej perspektywy doskonale się dogadywaliśmy i wielu kwestiach mamy podobne poglądy czy metody na spędzenie czasu. Że moje dzieci to śpiochy po rodzicach (o 8:30 musieliśmy budzić siłą i Józka, i Zosię), a ich synek to skowronek, to tatuś z nim szedł po świeże bułeczki, warzywa i owoce na śniadanko, tak żeby mama mogła dospać, a potem przygotować nam wszystkim śniadanko z tych specjałów oraz serków i wędlin, które przywieźli z Wiednia (do Chorwacji jechaliśmy przez Austrię, więc znajomi wyjechali 3 dni wcześniej, żeby jeszcze w Wiedniu się na dwie noce zatrzymać). Rozpuścili nas niemiłosiernie.



Około 10 szliśmy na plażę. My kupowaliśmy coś do picia (wakacje pod znakiem cytrynowego Karlovačko radler oraz gemischt jak skrótowo mówiono z niemieckiego na wino z wodą) oraz arbuzy na plażę. Około 14 i Zosia, i Józek zasypiali nam na 2 godziny w plażowym namiocie. Co oznaczało wolność dla rodziców! :-) Fantastyczna sprawa, polecam :-) Wracaliśmy po 17 godzinie do naszych apartamentów (my mieliśmy fantastyczny, dwie sypialnie oraz salon z aneksem kuchennym, jadalnią, balkonem i pięknym widokiem na port), żeby się wykąpać i albo robiliśmy obiad w pokoju albo szliśmy do restauracji Roko lub równie dobrej, a taniej na samym końcu deptaku. Niestety Chorwacja jest droga, a na domiar złego, podobnie zresztą jak w Polsce, często można się naciąć na słabą jakość przy wygórowanych cenach. Nam świetne knajpki polecili gospodarze, tacy prawdziwi gospodarze bo piekli nam pączki, ciastka, dali rakiję z pomarańczy z ich ogrodu, podarowali rozmaryn, lawendę. Wieczorem szliśmy na spacer deptakiem, a potem na gałkę lodów i coś do picia. W domu lądowaliśmy przed północą. Recepta na dobre wakacje to piękne miejsce, świetne towarzystwo i tyle atrakcji, że wiecznie się jest niewyspanym.


Dzieciaki spisały się na medal do tego stopnia, że sąsiedzi z kwatery (dwa małżeństwa ze Śląska z dzieciakami), czy sąsiedzi z plaży zachwycali się nimi, nikt nie słyszał ich płaczących, albo spali albo byli rozbawieni. Jedynie jedna sąsiadka z kwatery przyznała, że codziennie około 8:30 słyszy ataki śmiechu obojga dzieciaków – tata budził ich łaskotkami. A muszę przyznać, że miałam pewne obawy. Najbardziej bałam się drogi, tymczasem Zosia przespała całą trasę z Polski do Chorwacji (wyjechaliśmy o 19, na miejscu byliśmy o 11), a Józek albo spał, albo obserwował wszystko co dzieje się za oknem i w napięciu czekał na tunele. Zupełnie niepotrzebnie zabraliśmy ze sobą tablet.
 Makarska


 Dubrownik 


 Tucepi

Zosia zresztą miała fantastyczny timing – jak trzeba było to spała. Kiedy byliśmy w restauracji, spała, kiedy robiliśmy grilla, spała, kiedy jechaliśmy na wycieczki (Dubrownik, St. Jure, Tucepi, Makarska, Baska Voda), spała. Synek przyjaciół ma roczek z hakiem więc bardzo stymulował ją do rozwoju – Zosia wróciła do domu raczkując do tyłu i najlepiej czuje się pozostawiona sobie na podłodze, gdzie ma dużo przestrzeni do przemieszczania się. Józio za to prawie się popłakał, kiedy powiedzieliśmy mu, że ma pożegnać się z morzem bo wyjeżdżamy. Pokochał całą naszą wakacyjną rutynę, śniadania bez wujka, cioci i ich synka to jakiś bezsens;-) Szybko odnajduje się wśród innych dzieciaków, więc na plaży miał całą bandę do zabawy. Był ogromnie ciekawy świata, nauczył się sam pływać w morzu z deską i płetwami. Denerwował nas jedynie w czasie śniadań, kiedy trzeba było przekonywać naszego niejadka do zjedzenia czegokolwiek. A co najważniejsze – w kontekście naszych poprzednich wakacji – wszyscy byliśmy całe wakacje zdrowi :-) Było cudownie.
Podczas wakacji z dwójką małych dzieci, jak się okazuje, można odpocząć :-)

3 komentarze:

  1. Moim zdaniem Chorwaci w żaden sposób nie udają, że wojny nie było. Bywałam bardzo często w tym pięknym kraju, a od ponad roku mieszkam w Chorwacji na stałe. Starsi ludzi bardzo często opowiadają o wojnie i o tamtych czasach. Wojna zostawiła po sobie wiele ruin budynków, które do dnia dzisiejszego stoją właśnie w takim stanie. To fakt, że kraj jest nastawiony na turystykę - i nie dziwi mnie to w żaden sposób, wykorzystują to co mają najpiękniejsze i z tego żyją.
    Jeśli chodzi o pomnik w miejscowości Podgora - przedstawia on skrzydła mewy "Galebova krila" ku pamięci założenia zwycięskiej antyfaszystowskiej marynarki podczas II wojny światowej.
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie masz rację :-) pewnie to tak jest, że jak pozwolisz się ludziom poznać, a zwłaszcza jak znasz język chorwacki, to w głębi wspomnienie wojny im cały czas towarzyszy i zaczynają Cię dopuszczać do swojego prawdziwego świata, a nie tylko płytkiej bańki turystycznej.

      Usuń
  2. Czyli wspaniałe wakacje mieliście :-)

    OdpowiedzUsuń

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates