/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

poniedziałek, 20 lipca 2015

Subiektywnie o wycieczkach w Chorwacji

 Dubrownik
Perełka. Piękne miejsce do bólu. Już dojazd z widokiem z drogi wijącej się po górach na panoramę starego miasta, morza, wysp, gigantycznych statków rejsowych, zapiera dech w piersiach. I oczywiście wszystko psują turyści (tacy jak my), bo jest tam ich miliard, co winduje ceny, oblepia samochodami najmniejszy skwerek i zamazuje obraz najbardziej uroczych miejsc.
Być w Chorwacji i nie odwiedzić Dubrownika to grzech i piszę tak, mimo że jedyne złe wspomnienie z tych wakacji wiąże się z Dubrownikiem. Chorwacja słynie z wąskich, krętych dróg pozbawionych chodników czy nawet pobocza. I taką ruchliwą, wąską drogą, musieliśmy przejść od parkingu (drogiego jak fiks) do starego miasta. Kierowcy byli jakby obrażeni na nas, że jeszcze my próbujemy tamtędy iść, a na wózek (zabraliśmy wózek ze względu na upał, w nosidełku, wśród nagrzanych kamiennych ulic Zosia umęczyłaby się), kompletnie nie było miejsca. Kiedy ostatecznie doszliśmy do bramy miasta nikomu nie przyszło do głowy, żeby zatrzymać się, żebyśmy przeszli przez ulicę (całkiem inaczej jest np. na Wyspach Kanaryjskich, tam uprzejmość kierowców szokuje, z daleka widząc chęć przejścia przez ulicę przez pieszego, zatrzymują się, absolutnie zawsze). Kiedy w końcu jedno auto skręcało, wykorzystaliśmy okazję, żeby przejść, tymczasem po sekundzie stania kierowca motoru stojący za skręcającym samochodem zniecierpliwił się i wyjechał zza samochodu rozpędzając się. Z piskiem opon zatrzymał się 30 cm od wózka z Zosią i... z koleżkami motocyklistami, zaczął na nas krzyczeć! I nie, nie szliśmy w miejscu z zakazem ruchu dla pieszych.
Józek był zachwycony starym miastem – aż się prosi o zabawę w rycerza, a jak odkrył knajpki z instrumentami wystawionymi na ulicę, to już w ogóle był w siódmym niebie. Cudownie się z nim i jego entuzjazmem zwiedza :-)










 
Tucepi i Baska Voda
Mając do dyspozycji samochód na Riwierze Makarskiej, trudno byłoby nie zwiedzić uroczych miasteczek, których pełno. Dlatego czasami, po plaży, zamiast na deptak w Podgorze, gdzie mieszkaliśmy, jechaliśmy do sąsiadów. Odwiedziliśmy Baskę Vodę i w porównaniu z innymi, miejscami w Chorwacji, nie przypadła nam do gustu. Tłumy jak w Makarskiej, ale miejsca do chodzenia miej, więc to wszystko ubite koło siebie i brak promenady (jest piękny port, a potem wąski chodniczek po plaży, gdzie co kawałek trafia się jakaś knajpka), ludzie jak w procesji idą po ulicy, która jest włączona do ruchu drogowego, co mnie nie bawi. Na obronę BV potwierdzam – dużo ciekawych knajpek i przepiękne jachty w porcie.
Z odwiedzonych wieczorową porą miejscowości, najbardziej do gustu przypadło nam Tucepi. Jest tam to co powinno być w nadmorskim kurorcie – piękne plaże, zadbane skwerki, ryneczek, promenada, port, kawiarenki i sklepiki z badziewiami. Jak wisienka na torcie był dla nas koncert polskiej orkiestry dętej w centrum miasteczka.



Makarska
Moi znajomi albo kochają albo nienawidzą, tak już jest z Makarską. Bo w odróżnieniu od malowniczych okolicznych miasteczek, Makarska to miasto. Z plusami i minusami. Traci blokowiskiem, hotelami w „międzynarodowym” stylu, mniej uroczym niż chorwackie domki. Zyskuje ilością możliwości – piękny port ze starówką, półwysep z parkiem, alternatywnym deptakiem i długa, pełna atrakcji promenada wzdłuż morza. Ja Makarską uwielbiam.



Sv. Jure w PN Biokovo
Ekstremalnie. Ja bym stchórzyła, choć niezły ze mnie kierowca, ale mój małżonek uwielbia wyzwania na drodze i dla niego to była frajda. Droga jest tak wąska, że rower z autem się nie minie. A tam nawet autobusy jeżdżą! Oczywiście przed autobusem jechał przewodnik, który wzdłuż całej drogi torował im przejazd i kazał samochodom cofać się do najbliższych zatoczek. A do takiej zatoczki to czasami daleko, strom i zakręty takie, że obracasz się prawie o 180 stopni.
Widoki nieziemskie. Dla nich warto się przełamać i jechać. Po drodze można spotkać konie, czy krowy (w niższych partiach góry). A na szczycie chary owadów, które ludzi się wcale nie boją i leniwie przed nosem latają. Wg naszych gospodarzy, żeby widoczność była idealnie przejrzysta należy do 05 lipca wyjechać na szczyt. My pojechaliśmy 7 lipca, bo co ;-) I tak było cudownie. My rozpuszczeni turyści spodziewaliśmy się na szczycie infrastruktury – w wyobraźni widziałam szklaną kawiarnię na obracającej się platformie, tak, żeby widok z każdej strony podziwiać. Co najmniej tarasu widokowy. A jest parking, budka strażnika i uroczy szlak do kapliczki. Ale i tak warto tam być.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates