Wraz
z pierwszy dniem ostatniego miesiąca roku mężczyźni opuścili
przystań. Wyruszyli spełniać swoje obowiązki, a kobiety pozostały
w domu. Innymi słowy Józek wrócił do przedszkola, a mój mąż po
miesiącu spędzonym z nami, do pracy. Nastały rządy bab. Od razu
przeniosłyśmy się do pokoju przy tarasie, który docelowo będzie
jadalnią, ale na razie nie stać nas na duży, wymarzony stół.
Wolną przestrzeń zagospodarowałyśmy wygodnym fotelem, piłką do
treningów (która służy za siedzisko bujane do uspakajania
niemowląt) oraz stolikiem i łóżeczkiem Zosi. Jest tu dużo
światła i widok na nasz mały stawik w ogrodzie. Bardzo kojące
miejsce. Czasami swoje terytorium zakłócamy tylko babskim serialem,
Men
in Trees
(liczyłam na coś w stylu Przystanek
Alaska,
ale niestety idzie bardziej w kierunku romansu, w każdym razie akcja
toczy się na Alasce, więc piękne widoki i specyficzne, lokalne
klimaty są zapewnione).
Nasza lodówka, wspomnienie wakacji 2014 - Warszawa, Lublin, Bułgaria, zachodnie wybrzeże Bałtyku... Tak, dalej mnie nosi na wakacje!
Obrazek na dziś
P.S. Baliśmy się, że Józek po miesiącu spędzonym z dwojgiem rodziców bez prezerwy w domu, za Chiny Ludowe nie będzie chciał do przedszkola wrócić, a ten zrobił nam awanturę w pierwszy dzień, że go za wcześnie odebraliśmy bo tak się dobrze bawił i nie mógł się doczekać powrotu do przedszkola. Teraz trzymajcie kciuki, żeby choć dwa tygodnie wytrzymał zdrowy bo jutro ma Mikołajki w przedszkolu, w sobotę czeka go duża impreza rodzinna z wujkiem przebranym za Mikołaja, a za tydzień idzie do Teatru Lalek Banialuka na przedstawienie.
A
skoro oglądam serial po angielsku, staram się troszkę czytać po
włosku, żeby nie stracić całkowicie kontaktu z językiem obcym. I
tym sposobem trafiłam na stronę Corriere della Sera, a na niej na
blog „27 godzina”. To dla mnie taki odpowiednik Wysokich Obcasów przy
gazecie Wyborczej. Porusza tematy psychospołeczne, nowoczesna,
dedykowana dla kobiet i mądrych mężczyzn, którzy nawet jak mają
inną opinię lubią wiedzieć co się dzieje. 27 godzina bo doba
jest za krótka, jeżeli chce się utrzymać równowagę między
pracą, domem, a sobą samym.
W
jednym z artykułów,
które ostatnio przeczytałam trafiłam na blog, którego nazwę ja bym przetłumaczyła jako „kiedyś była wódka”. Autorka opisuje w tym blogu siebie jako tę kochającą złą matkę. Otwarcie mówi o potrzebie istnienia jako ja-kobieta, a nie tylko ja-matka. Taka postawa robi się coraz silniejszym trendem. Jednak to tylko poboczny nurt, ciągle dominuje wizja, a właściwie ideologia miłości macierzyńskiej ponad wszystko (co w praktyce nie oznacza koniecznie, że takie matki więcej czasu spędzają z dziećmi, czy bardziej je kochają, a jedynie pewną opresyjność w zachowaniach i gloryfikowanie w opowieściach statusu matki, może ze strachu, że tak jak prace domowe ta funkcja też nie będzie doceniona).
Nie dziwi mnie więc burza jaka rozpętała się po audycji w radiowej Trójce Matka Polka Frministka o małżeństwie, które zdecydowało, że to tata zajmie się dzieckiem po urodzeniu, a mama wróci do pracy trzy dni po porodzie. Ja bym takiej decyzji nie podjęła, ale jesteśmy różne, a dobra opieka i więź z dzieckiem to pochodna razem spędzonego czasu, wspólnych wspomnień, dobrego poznania się z maluszkiem, a nie skutek porodu. Dzięki temu taką samą silną więź może mieć tata z dzieckiem, czy rodzice adopcyjni. Kochać, szanować i być ze sobą to recepta na dobry związek z małym czy dużym człowiekiem.
Nie dziwi mnie więc burza jaka rozpętała się po audycji w radiowej Trójce Matka Polka Frministka o małżeństwie, które zdecydowało, że to tata zajmie się dzieckiem po urodzeniu, a mama wróci do pracy trzy dni po porodzie. Ja bym takiej decyzji nie podjęła, ale jesteśmy różne, a dobra opieka i więź z dzieckiem to pochodna razem spędzonego czasu, wspólnych wspomnień, dobrego poznania się z maluszkiem, a nie skutek porodu. Dzięki temu taką samą silną więź może mieć tata z dzieckiem, czy rodzice adopcyjni. Kochać, szanować i być ze sobą to recepta na dobry związek z małym czy dużym człowiekiem.
Obrazek na dziś
P.S. Baliśmy się, że Józek po miesiącu spędzonym z dwojgiem rodziców bez prezerwy w domu, za Chiny Ludowe nie będzie chciał do przedszkola wrócić, a ten zrobił nam awanturę w pierwszy dzień, że go za wcześnie odebraliśmy bo tak się dobrze bawił i nie mógł się doczekać powrotu do przedszkola. Teraz trzymajcie kciuki, żeby choć dwa tygodnie wytrzymał zdrowy bo jutro ma Mikołajki w przedszkolu, w sobotę czeka go duża impreza rodzinna z wujkiem przebranym za Mikołaja, a za tydzień idzie do Teatru Lalek Banialuka na przedstawienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz