/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

poniedziałek, 15 grudnia 2014

myślisz tak jak jesz


Czytam właśnie kryminał Laury Lippman Co wiedzą zmarli. Jest nieźle pokręcony, autorka ma fenomenalną zdolność opisywania „myśli” bohaterów, zgodnie z okładką buduje „oniryczny klimat”. Przyznam, że musiałam się przestawić z poprzednich kryminałów, gdzie słowa były lekkie i szybkie jakby ktoś z karabinu nimi strzelał, teraz jest głębia, a żeby konstrukcja powieści miała sens, trzeba się w nią wczytać.
Trafiłam na fragment, w którym dwóch policjantów rozmawiało o spotkaniach klasowych po latach. Jeden sklasyfikował przemiany jakie zachodzą z biegiem lat w ludziach na 3 grupy: 1) ludzie dobrze zakonserwowani, niewiele się zmieniający, po latach poznajesz ich w mgnieniu oka 2) ludzie brzydko się starzejący, puchną, łysieją, wszystko im obwisa 3) dotyczy tylko kobiet, które w szkole były szarymi myszkami, z biegiem lat wyrastają z kompleksów, uczą się jak dbać o siebie, trenują, inwestują w ubrania i kosmetyki. Nie wiem, czy ta klasyfikacja jest prawdą, ale kto z nas nie chciałby być zadbany? A jednak... Tyle szarości na ulicach. I nie mówię o byciu szczupłym, modelki XXL pokazały światu że krągłości potrafią być seksowne. Prawda jednak jest taka, że albo ma się dużo samozaparcia i pomysłowość albo ma się dużo kasy, żeby dobrze wyglądać. Nie musi się drogo jeść żeby było zdrowo, jednak przygotowanie potraw staje się bardziej czasochłonne jeżeli chcemy mieć coś smacznego, a nie stać nas na wykwintne produkty. Nie trzeba chodzić systematycznie do SPA, żeby mieć piękną cerę, jednak robienie różnych pult na maseczki w domu, nie jest przyjemne i wymaga systematyczności. Nie trzeba mieć karnetu w siłowni i na basenie, żeby być wysportowanym i jędrnym, ale ćwiczenie w domu oznacza dużo samodyscypliny. Nie trzeba ubierać się w drogich butikach, żeby mieć swój styl i umieć dobrać ciuszki, jednak trzeba się na tym znać i umieć rozróżnić to w czym się dobrze wygląda od tego jak chciałoby się w swojej wyobraźni wyglądać.

źródło: http://www.empik.com/zamien-chemie-na-jedzenie-bator-julita,p1079210550,ksiazka-p



Miałam w swoim życiu taki etap, że cały mój dzień był rozpisanym grafikiem. Pobudka codziennie o 7:00, potem 50 przysiadów i ćwiczenia rozciągające, zajęcia w szkole, zajęcia po szkole, basen, 500 brzuszków przed pójściem spać, 100 pociągnięć szczotką po włosach, masaż twarzy w czasie nakładania kremu... Dużo takich punktów do codziennego grafiku trzeba byłoby wpisać. Nazwijmy to uzależnieniem od terminarza. No i się wypaliłam. Po trzech latach takiego życia zniechęciłam się do samodyscypliny. Postawiłam na głos serca, na to żeby znaleźć swoją drogę, być w jednym dobrą, a nie we wszystkim, wybrałam odrobinę spontaniczności. To pozytywny aspekt, uwolnienie siebie, jednak jest też negatywna strona. Teraz do ćwiczenia potrzebuję klubu fitness, bo inaczej mogę zapomnieć o systematyczności.
Co do jedzenia to wybrałam drogę pośrodku. Ani ja ani maż nie lubimy „tracić czasu w kuchni”, czasami zdarza nam się zjeść paluszki rybne, czy zupę z mrożonymi wcześniej warzywami. Jednak kupując patrze na numerki – nie kupię jajek z numerem zaczynającym się od 3 czy owoców z numerem 8*, czytam etykietki i jak mam wybór, wybieram naturalne i zdrowsze produkty. Chyba sporo ludzi tak postępuje, ma już świadomość konsekwencji jakie niesie za sobą dobór jedzenia, jednocześnie w pędzie życia kombinujemy jak je sobie ułatwić.
Pomiędzy kryminałami przeczytałam książkę Julity Bator Zamień chemię na jedzenie, moje uczucia mieszają się między podziwem, a myśleniem o tym, że nie przepadam za ortodoksją. Pomyślcie jak ciężko zrobić przyjęcia na którym masz gości unikających wszystkiego co chemiczne, sztuczne w jedzeniu:-) Jednocześnie wiem, że grupa ludzi jedzących zdrowo rośnie, Beata Pawlikowska jest jedną z propagatorek takiego podejścia. I cieszę się bardzo. Dzięki zasadzie popyt czyni podaż, zdrowe produkty będą coraz powszechniejsze i coraz łatwiej dostępne.
Ciekawostka, zjawisko poboczne, zaobserwowane przy okazji wielu rozmów o szkodliwości aspartamu w gumach do żucia, sposobie przyrządzania kurczaków w McDonald's, czy np. filmie PETA w którym Palmela Anderson pokazuje jak kurczaki do KFC są skubane „na żywca” z wyrywaniem łapek w... USA (nie produkowane w fabrykach, naturalne to często też etyczne jedzenie). Ludzie wpadają w paranoję spiskowych teorii, dezinformacji, od propagandy koncernów po prywatę pod szyldem ekologów. Wszyscy nas oszukują w imię mamony, a my nie wiemy jak jest naprawdę i komu uwierzyć. I to nie będzie moja pierwsza taka konkluzja: chyba zawsze najlepiej kierować się zdrowym rozsądkiem i wybrać złoty środek.
A ja prywatnie dodałabym do tego „I nie czyń bliźniemu swemu – w tym braciom mniejszym – co Tobie nie miłe”.

*Kody PLU (można je zobaczyć np na pomarańczach):
Produkty ekologiczne mają 5-cyfrowy numer PLU, który zaczyna się numerem 9.
Konwencjonalne produkty mają 4-cyfrowy numer PLU, od numeru 4 rozpoczynający się.
Genetycznie zmodyfikowane (GMO) produkty posiadają 5-cyfrowy numer PLU, który zaczyna się numerem 8.

Przykazanie na drogę:


Nigdy nie kupuj orzeszków na wagę i innych produktów tego typu, wg badań są tam fekalia, pleśń, kurz w drastycznych ilościach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates