Miałam
cioteczną babcię, damę. Uczyła się w czasach, gdy inni się nie
uczyli, grała na pianinie, była dyrektorką przedszkola, dbała
zawsze o strój, fryzurę, jedzenie witamin, dzień bez surówki z kiszoną
kapustą i spaceru to dzień stracony, rok bez wyjazdu na wakacje to
rok stracony – nawet jak miała 84 lata. Zawsze wierna dziadkowi,
choć otoczona adoratorami, z czego dobrze zdawała sobie sprawę. I
miała tę jedną wadę. Jedną. Wychowana w czasach, kiedy skromność
była ceniona ponad wszystko. Skromność, która pociągała za sobą
pesymizm – nie chwal się, bo to, że teraz jest dobrze nie
oznacza, że tak też będzie jutro. Skromność, która nie
pozwalała na dumę i radość – jak była w Niemczech na
wakacjach, mówiła na ulicy po niemiecku (potrafiła robić to płynnie), bo jak głośno
zaczęłaby po polsku, to mogą źle na nią popatrzyć. Z tego co
wiem, to też syndrom powojenny. Zresztą cała ta skromność to
nalot historyczny. Tak jak choćby syndrom matki polki, który
rozwinął się w czasach zaborów i wojen – mężczyźni walczyli,
więc heroiny zajmowały się domem od A do Z i to im dawało
poczucie bezpieczeństwa i kontroli.
U
babci skromność nie przybierała trzeciego oblicza – zawiści.
Zawsze była życzliwa innym i pomocna. Jednak przyglądając się
naszym cechom narodowym, u wielu powojenna skromność zaowocowała
zawiścią. Niech się innym nie uda. Młodzi z pokolenia Y odchodzą drastycznie od skromności, w każdym jej aspekcie. To pokolenie zupełnie nie skromnych selfie, ekshibicjonizmu
w mediach i na portalach społecznościowych, rewolucji w
autorytetach – to, że jesteś starszy, że jesteś moim szefem czy
nauczycielem nic nie znaczy, na autorytet trzeba zasłużyć, do tego, zwłaszcza w pracy ich życie
toczy się pod etykietką „ale czy mi się to opłaca”? Rozdmuchany
amerykański indywidualizm, w tej konsumpcyjnej wersji, bez
patriotyzmu i amerykańskiego snu. Może to pokolenie to taka skrajna
odpowiedź, dla wcześniejszych generacji wyrosłych pod znakiem
komunistycznego „nie wychylaj się”? Ja jestem z pokolenia X, jak
to określają demografowie. Idealni pracownicy, bardzo nastawieni na
cel, rywalizacje i myślenie jak wypadam w oczach innych, gdzie
pieniądze chce się dla bezpieczeństwa gromadzić i dla prestiżu,
a nie dla tego co za nie można mieć jak w pokoleniu Y. Oczywiście
z cechami pokolenia jest jak ze statystyką – opisuje sztuczny
twór, przeciętną jednostkę, nie prawdziwą, skompilowaną,
wielowymiarową.
No
ale po co o tym piszę? O odejściu od skromności z jej dobrymi i
złymi aspektami? Bo czasami mam przesyt „dumnymi rodzicami”. Od FB po
spotkania towarzyskie. Opowiadający anegdoty o dzieciach, które
bawią tylko ich bo widzieli rozwój tego dziecka od iskiereczki,
która nic nie umiała i do niczego sama nie była zdolna, bo byli
świadkami czegoś, o czym mówią, a jak to bywa z humorem sytuacyjnym, opowiadany
nie jest już taki zabawny, bo są w swoim dziecku zakochani.
Wszystko fajnie, kiedy to jest sporadyczne, wtedy nawet miło,
dowiaduje się człowiek co u kogo słychać, gorzej jak to jest
masowy atak.
Mam
znajomą, która wyjechała do Włoch, gdzie urodziła dziewczynkę,
pół roku młodszą od Józka. Chwali się tym, że jadą odważnie
na wakacje (do Polski albo nad włoskie morze, a dzieciaki przecież cały świat zwiedzają od urodzenia, polecam: Mały Podróżnik) i jak to jej córka ma zachwycające poczucie rytmu i
zaczyna pierwsze lekcje rytmiki, jakie ma hasełka, co zrobiła na
placu zabaw, a co w kąpieli. No i jaka jest pomysłowa, nie tylko gotowe
zabawki ją cieszą, ale jak mama zrobiła jej domek z koca pod
krzesłami. A, że ja jestem z pokolenia X, to mimowolnie włącza mi
się porównanie i sobie myślę, ja tu siedzę cicho jak mysz
kościelna, nikomu nie mówię ile to od narodzin Józka robiliśmy dla niektórych odważnych rzeczy, jak Józek szybko zaczął płynnie
gadać, co wszystkich od lekarzy po nauczycieli zaskakiwało, jak to
wszystko o czym pisze (i fotografuje) znajoma, łącznie z cholernym domkiem z koców dobrze znamy. Może powinnam mu nagrać filmik jak akompaniuje Tacie, kiedy ten gra na gitarze, grając na harmonijce i tańcząc? Albo jak grał na ukulele i przy tym śpiewał po swojemu jako niespełna dwulatek? Albo jak ćwiczy z tatą wieczorem przysiady i kiedy tata podnosi hantle on podnosi puste butelki po wodzie? Albo jak "czyta" ze mną książki, ja na jednej połowie fotela, on na drugiej ze swoją? Czasami też "czyta" moją książkę - tzn. kartkuje ją i pięknie opowiada wymyśloną przez siebie bajkę. Albo jak piecze od A-Z (no może bez Z bo ja wkładam do piekarnika i podpowiadam poszczególne kroki) ciasto? Ale po co? Każde dziecko jest wyjątkowe i jak jest kochane to rodzice mają takie magiczne chwile z nim, ważne tylko dla nich. A potem
się strofuje w głowie i myślę, no i niech będzie z niej dumna
mama, wyluzuj. I znowu jestem normalna i mam to w głębokim
poważaniu, a nasze momenty... Są dla nas.
Jednak dziś coś Wam opowiem, pewnie śmiesznego tylko dla rodziców – świadków, ale co tam. Wczoraj słyszymy jak Józek bawiąc się zaczął deklamować fragmenty wierszyków, nucić dziecięce piosenki. Nagle czysto, płynnie i głośno mówi modlitwę:
Aniele
Boży, stróżu mój,
Ty
zawsze przy mnie stój.
Rano,
wieczór, we dnie, w nocy.
Kawę
rób.
Nie
wiem co byłoby dalej bo wybuch śmiechu rodziców przerwał pełną
powagi deklamację...
mom & son pilates_flickr_sean dreilinger_CC BY-NC-SA 2.0
Jedni się chwalą każdą pierdołą przed całym światem (na fb, nk czy instagramie) inni tylko rodzinę i znajomych 'zamęczają" i zanudzają ;) A niektórzy tak jak ty uważają, ze to intymne i prywatne chwile, którzy rodzice powinni zachować dla siebie. Każdy jest inny i ma inną naturę
OdpowiedzUsuńAch jasne, dobrze że jest różnorodnie, a poza tym, jak mamy spotkanie z babciami to oczywiście, że opowiadamy o "dzieciaczkowych" sprawach bo one też tym żyją. Jak wchodzę na parentingowe blogi czy portale o dzieciach to oczekuję takich opowieści. Ale jak ktoś żyje tylko dzieckiem i jego sprawami to inny temat. Dobrze to na takim FB widać - ktoś ma swój profil, osoby dorosłej. Na zdjęciu jego dziecko, jego nawet nie ma w tle, potem tylko zdjęcia dziecka/dzieci i opowieści z ich perspektywy (bo np o tym, ze było się na wakacjach, można napisać ze swojej perspektywy albo tylko o wyczynach potomków). Diabeł tkwi w szczegółach.
OdpowiedzUsuń