/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

niedziela, 8 grudnia 2013

Halny, orkan, NFZ i takie tam

Policja na południu Polski ponoć dobrze wie, kiedy będzie halny wiał bo na trzy dni przed ludzie wydzwaniają – że ktoś kogoś chce zabić, że awantury, napięcie rośnie. No więc czemu ja się dziwię, że poryczałam się w przychodni na szczepieniu dziecka, kiedy orkan za oknem szalał?
Jak to się zawsze niefortunnie zdarza, szczepienie wypadło w dniu, kiedy miałam spotkanie grupy projektowej w hotelu Papuga w Bielsku-Białej, z całą śmietanką dyrektorstwa zebraną. I jak tu zapytać szefa czy mogę na 15:50 wyjść??? No ale się odważyłam i dojechałam prawie na styk, 15:45 na szczepienie. Widzę, ze w poczekalni w przychodni tłum rodziców z dzieciaczkami. Przezornie zapytałam ile osób przede mną – 4 z 6 czekających, mają opóźnienie. Zarejestrowała się, usiadłam z synkiem i czekamy. Pielęgniarka z rejestracji, między pacjentami wyskoczyła z kartoteką dzieci do lekarki przyjmującej z pielęgniarką specjalizującą się w szczepieniach dzieci. Recepcjonistka-pielęgniarka wraca po chwili do mnie i pyta „a pani na jakie szczepienie przyszła”, „że WTF?” pomyślałam, ale powiedziałam, że wydaje mi się, że na pneumokoki, ale ponieważ nigdy nie podają na co kolejne szczepienie, instruują tylko kiedy się umówić, bardzo proszę sprawdzić to dokładnie. Recepcjonistka-pielęgniarka zniknęła ponownie za drzwiami gabinetu. Nie ma jej, nie ma i nie ma. Nagle wychodzi i mówi, że „szczepionki tej nie mamy”, a dostałam nerwa i mówię, że specjalnie zwalniałam się z pracy. Recepcjonistka-pielęgniarka wraca do gabinetu, debatują, debatują, debatują. Wreszcie wychodzi i mówi, że mam czekać, szczepionkę sprowadzą z innej przychodni.
No to czekam, 4 osoby przede mną, 2 co już były ale miały być po mnie, kolejne 2 co doszły, wszyscy weszli na szczepienie z dziećmi, 1,5 godziny mija, a chorzy zaczynają się schodzić, rejestrować i rozsiadać w mikro poczekalni, gdzie z synkiem siedzę. Recepcjonistka-pielęgniarka mówi im, zaraz po zarejestrowaniu, żeby szli na spacer „bo tu zdrowe dziecko siedzi”. W pewnym momencie wchodzi mama z dziewczynką, a ta prosto od drzwi leci do mojego synka i łapie go za rączki. Mama ją rejestruje w tym czasie, recepcjonistka-pielęgniarka pyta czy to dziecko na szczepienie, a mama dziewczynki odpowiada „nie, ona jest bardzo chora”. Szlag mnie trafił, mówię, że ani nie wiedzą na co ma być szczepiony, ani nie mają szczepionki, ani nie wiem ile to potrwa, że idziemy. Już mamy kurtki ubrane, kiedy woła nas lekarka do gabinetu. Miałam chwilę wahania ale myślę, skoro przeżyłam ten koszmar to wchodzę, w gabinecie nie ma już chorych ludzi z poczekalni.
Lekarka gdzieś się ulotniła, a pielęgniarka co szczepi pyta mnie ile miesięcy ma dziecko. Ja mówię 21, na co ona „a dlaczego przyszła Pani ze starszym synem” i wtedy mi łzy poleciały, mówię jej, że Józio to jedynak i że chyba lepiej jakby się dziś nie szczepił bo boję się, ze jeszcze coś złego mu podadzą, a ona na to, że ma tu kartę Mikołaja. Prawie się ze mną zaczęła spierać. Wyjaśniłam jej, że to karta syna mojej siostry co ma pół roczku... Później nas badali, ważyli i zwlekali, aż wreszcie szczepionka dojechała wraz ze zdyszaną recepcjonistką-pielęgniarką.
Synek nic nie płakał, lekko kwiknął przy wyjmowaniu igły i w ogóle całe te dwie godziny zamieszania sam się bawił i tylko tulił się do zdenerwowanej mamy.

 think_flickr_sirwiseowl_CC BY-NC-ND 2.0
Wiatr miesza ludziom w głowach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates