Nie
ma wody. Od nocy. Cysterna podjeżdża pod blok, ale informacja była,
że od 13 będzie znowu woda w kranach, więc nikt do niej nie
podchodzi (jest po 14-tej...). Mój dzień Perfekcyjnej Pani Domu
wytrąciło z ładu ;-)
Miałam
dziś ambitne plany, które wcześniej zrujnowała pochmurna pogoda –
z domu, na nogach, na Dębowiec. Wahałam się tylko, czy z nosidłem,
czy z wózkiem, ale ja i synek mieliśmy na wycieczce spędzić cały
dzień. Oczami wyobraźni już widziałam jak nam frytki w schronisku
podają.
Na
pocieszenie poszliśmy dziś na trzy place zabaw. Jako ta dumna matka
pochwalę Ci się, że nasze młode zaczęło samo wyrzucać swoje
brudne pieluchy do kubła. Piękne jest w tym to, że nikt go nie
uczył, z obserwacji, sam od siebie tak zaczął. Poza tym je sam,
jak tylko możemy sobie pozwolić na to, że totalnie się upulta ;-)
Jak
już jesteśmy w gastrofazie (kto słucha Antyradia, ten wie o czym
mowa), to przyznam się, że nie mogę się doczekać wakacji, gdzie
śniadania i obiadokolacje mamy zapewnione. Raz, że skosztuje się
lokalnej kuchni, dwa, że pomalowane paznokcie będą w idealnym
stanie przez bity tydzień, bo nie trzeba zmywać naczyń, trzy, że
gotowanie to nie jest nasza rodzinna pasja. No może wyjątkiem jest
moja siostra, uwielbiającą się popisywać daniami na przyjęciach
i przeciwniczka wyżywienia na wczasach – jeżeli już jakimś
cudem się na nie wybierze - bo chce wiedzieć co podaje się jej do
jedzenia, a w tym celu musi sama sobie je zrobić.
Ja mam wręcz na odwrót - jak u kogoś jestem to lubię poprosić o kawę tak podaną jak lubi właściciel, zwłaszcza, kiedy jestem zagranicą. Taka antropologia kulinarna:-) Poza tym i ja, i mąż lubimy kosztować nowości (co też różni mnie od siostry).
seafood_flickr_yvestown_CC BY-NC-ND 2.0
W
ciągu trzech ostatnich dni pochłonęłam lekką książkę dla...
młodzieży. Carlos Ruiz Zafon, Światła września,
choć lepszym tytułem byłaby Fabryka Zabawek. O tym jak biedne
dziecko oddało swój okropny cień, za cudowną zabawkę od
dyrektora fabryki zabawek i o tym jakie to miało konsekwencje. Opisy
sączącej się niesamowitymi obrazami fantazji. Jedynym
rozczarowaniem było zakończenie, zapowiadało się bardziej
spektakularnie, zwłaszcza, że tak powiem wątek berliński
(sugestia łącząca armię cieni i II Wojnę Światową). Na półce
czekają już 3 kolejne książki z biblioteki, wybierane na chybił
trafił bo mąż z dzieckiem parkowali „na zakazie” i nie miałam
czasu na... cokolwiek.
Może
jak jutro pogoda dopisze wybierzemy się już całą naszą trójką
na Magurkę lub Błatnią?
P.S. Ostatnio wpadła mi w ręce książka Rachel Khoo Mała Paryska Kuchnia. Miodzio (nie kuchnia, książka), mix domowych pieleszy, zwiedzania Paryża i gotowania. Francję (Paryż i Lazurowe Wybrzeże) znam zupełnie inaczej niż Włochy - na biednego turystę. Czyli patrzenie przez szybkę na pyszności i wydawanie kasy głownie na wstępy do muzeów, czy transport. Dlatego świat smaku kuchni francuskiej to dla mnie przede wszystkim świat mojej wyobraźni, zbudowany na podstawie kilku okazji skosztowania czegoś. Jest tam drogo :-( a nie znając języka, trudno znaleźć tanie, fajne miejsce dla autochtonów.
P.S. Ostatnio wpadła mi w ręce książka Rachel Khoo Mała Paryska Kuchnia. Miodzio (nie kuchnia, książka), mix domowych pieleszy, zwiedzania Paryża i gotowania. Francję (Paryż i Lazurowe Wybrzeże) znam zupełnie inaczej niż Włochy - na biednego turystę. Czyli patrzenie przez szybkę na pyszności i wydawanie kasy głownie na wstępy do muzeów, czy transport. Dlatego świat smaku kuchni francuskiej to dla mnie przede wszystkim świat mojej wyobraźni, zbudowany na podstawie kilku okazji skosztowania czegoś. Jest tam drogo :-( a nie znając języka, trudno znaleźć tanie, fajne miejsce dla autochtonów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz