Wyobraź
sobie, że wczoraj miałaś swój ślub. Emocje, emocje, emocje. Do
tego milion wrażeń, inne otoczenie niż na co dzień. Ty w centrum
uwagi, która normalnie się nie zdarza. A dziś idziesz do pracy, do
ludzi, którzy są w tym samym miejscu, w którym ich zostawiłaś w
zeszłym tygodniu. Czujesz się jak w równoległej, niedopasowanej
rzeczywistości, lata świetlne za nimi. Ja czuję się podobnie. Ze
ślubem jest o tyle łatwiej, że jest to powszechne doświadczenie,
o którym możesz opowiedzieć i wszyscy zrozumieją o czym Ty do
licha do nich gadasz!
A
ja opowiedzieć nie powinnam i nie chcę. O tym co inni uczestnicy
opowiadali (jak ktoś ma w planie zostać scenarzystą telenowel,
zapraszam na taką sesję), ani o tym co odkryłam w sobie –
żebyście nie zakładali okularów tego mojego odkrycia, patrząc na
mnie.
Cel:
zrozumieć swoje emocjonalne granice. Po co? Będąc coachami czy
trenerami, prędzej czy później na grupie, którą będziemy
prowadzić zderzymy się ze swoimi demonami. Aby wyjść z takiego
spotkania cało i profesjonalnie, trzeba nazwać te demony i zobaczyć
jak teraz na nie reagujemy, poznać swoje mechanizmy, w
laboratoryjnej rzeczywistości sesji. W tym celu coś robiliśmy
(przekonywanie kogoś do tego by oddał nam coś cennego, znalezienie
na spacerze czegoś co naszym zdaniem nas symbolizuje, szukanie
pytaniami granic przestrzeni swojej i cudzej), lub omawialiśmy
(pierwsze wrażenie, wypowiedź do kogoś). Po każdej „sytuacji”
następowała rundka autoanalizy (na głos), a potem inne osoby
opisywały to jak cię ODBIERAJĄ. To słowo klucz. Nie jesteś taka,
to tylko ktoś patrząc z perspektywy swoich demonów tak cię
odebrał. A jednak. Uderzało to często w czułe struny. Gigantyczne
emocje swoje i cudze. Nigdy bym nie uwierzyła, że coś takiego się
zdarzy, może dlatego, że nigdy wcześniej nie byłam na terapii
grupowej, a to ten worek, nie śliczny, lukrowany woreczek z
etykietką szkolenie. Może dlatego, że grupa była niesamowita. Od
razu na TAK, żeby jak najwięcej się nauczyć i pomóc innym.
Ugrzecznione
skąpiradła emocjonalne z pierwszego dnia, już drugiego miały
mózgi nastawione na obserwację, na poziomie snajperski. Zresztą to
też był dzień płaczu, omawiania chorób i śmierci. Dzień
katharsis, przełomu.
curtain_flickr_Ninad Pundalik_CC BY-NC-SA 2.0
Zawsze
mam sny – szalone, jednak większość z nich jest bardzo miła.
Przez pięć dni w Ustroniu nic mi się nie śniło. Dziś, w
pierwszą noc w domu śniło mi się, że załatwiam ubezpieczenie
grupowe dla mojej firmy i że zaproponowano mi (dla mnie) opcję
ubezpieczenia dostępną tylko dla dyrekcji i wybranych, w zamian za
lepszą dla firmy ubezpieczeniowej prowizję i gorsze warunki dla
pozostałych osób, a ja odmówiłam i wybrałam uczciwe załatwienie
zadania. W prawdziwym świecie nigdy nie zajmowałam się
ubezpieczeniami.
Chwilami
wolałabym, żeby ten wyjazd do Ustronia na trening interpersonalny,
nigdy nie miał miejsca i nie wiedzieć tego co wiem o sobie, bo co
jeśli nie dam rady nic z tym zrobić? Najbardziej pozytywny wniosek
– kocham nad życie mojego syneczka i bardzo za nim tęskniłam.
Oczywiście to nie odkrycie, zawsze to wiedziałam, ale nie zawsze
umiałam o tym krzyczeć:-)
Ostatniego
dnia, w ostatniej godzinie nasza psychoterapeutka – nomen omen,
człowiek legenda – powiedziała, że do dwóch tygodni po
treningu, będzie nam się utrzymywać stan nieadekwatności
emocjonalnej (nie złe, ale nieadekwatnie silne uczucia). W tym
czasie mamy być dla siebie wyjątkowo łagodne i troskliwe,
dokonywać pięciokrotnej selekcji decyzji i tego co mówimy, nasz
szef, czy dzielnicowy, mogą nie zrozumieć, że my teraz pracujemy
nad sobą, zbawiamy przy okazji świat i chcemy być bardziej szczere
dla jego dobra.
"jestem trochę świrnięta do max dwóch tygodni"..
OdpowiedzUsuń- nikt mi nie wierzył, aż o coś zapytał i zobaczył ten zawiły tok myślenia a ja zastanawiałam się co rozmówca czuł, gdy do niego mówiłam..
Na dzień dobry jedna myśl "z czym zaczynam dzień..?".. "z czym oni zaczynają dzień..?".. pierwszy raz tłumiąc w życiu codziennym słowa "a co mnie to obchodzi..? a co innych to obchodzi?.."..
"Puzzle w waszej duszy się trochę naruszyły".. a ja proszę "wróć do mnie moje JA!".. bo myślenie mnie wykończy ;)
Nie będę komentować:-) Ty rozumiesz, ja rozumiem. Basta cosi:-)
OdpowiedzUsuń