Cały
tydzień działy się takie drobnostki, które notowałam w głowie,
jako warte zapamiętania i opowiedzenia Ci. Ale niestety ja mam wenę,
kiedy mam czas. A co jak co, w tym miesiącu mam harmonogram każdego
dnia dopięty na ostatni guzik. I teraz w głowie pustka...
W
czwartek i piątek miałam szkolenie in
company.
A wczoraj obchodziliśmy urodziny męża – pizza, dużo wina,
sałatka mojej mamy, maca i tort made
by teściowa.
Nasza praca sprowadziła się do posprzątania mieszkania i zadbania
o wystrój – girlandy i świece. Coś czego mi na większości
imprez, na jakie jesteśmy zapraszani do domów, brakuje. Ludzie
przesadzają z ilością jedzenia, a nie zadbają choćby o jeden
drobiazg, żeby dom wyglądał odpowiednio do okazji.
Dziś
byliśmy na basenie dla niemowlaków (chodzimy od października 2012
i planujemy w maju przenieść się na normalny basen), teraz Józio
gra na swojej gitarze, a ja piszę. Mąż jest w pustym w tej chwili
domu teściów i nagrywa nowe projekty (wokal i gitara). Zaczął
współpracę ze świetnym gitarzystą i pianistką. Nawet jak nic z
tego nie wyjdzie to, sporo się od nich nauczy.
A
jutro... spakowana torba już czeka. Dwa dni w hotelu SPA z cudownym
miękkim szkoleniem z komunikacji. Trochę będę na cenzurowanym bo
jestem w grupie z moim szefem, ale co tam, jakoś to będzie :-)
fettucine_flickr_VancityAllie_CC BY-NC-SA 2.0
Do
leniwego porannego śniadania, złożonego z pysznej kawy i dwóch zimnych kawałków
pizzy z wczoraj (jedna z rukolą i włoską szynką, druga ze szpinakiem,
czosnkiem i salami) czytałam sobie o foodstagrammingu
– mówiąc w skrócie o robieniu zdjęć potrawom w restauracjach i
publikowaniu ich później na Facebooku, na blogach, w sieci. Coraz
więcej restauracji decyduje się na zakazywanie robienia zdjęć.
Mnie to nie cieszy, zwłaszcza na wakacjach lubię „na pamiątkę”
sfotografować to co jem, ale mój mąż będzie zachwycony (wkurzają
go moje japońskie zapędy) a o ironio, na urodziny dostał aparat
fotograficzny :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz