/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

piątek, 8 marca 2013

Żona ze Stepford

Boshe! Dziś pierwszy raz w życiu ktoś nazwał mnie gospodynią i już od godziny przeżywam. Kobieta, per Pani, specjalista, żona, mama, wszystko, tylko nie gospodyni! Fakt – siedzę na opiece nad synkiem w domu, miałam ubrany dres i włosy niedbale spięte gumką, ale paznokcie w kolorze korala i umiejętność profesjonalnego spławienia kominiarza, który coś tam chciał mi wcisnąć, to powinno mu zasugerować, że nie jestem gosposią. Prawda??!!
A Józio... okazało się, że ma zapalenie gardła, dostał antybiotyki. Przy podawaniu ich miota się jak osa, a po zamienia się w muchomora – chyba jest uczulony na ten antybiotyk. Generalnie dzidziok mój, czuje się jednak lepiej. Został tylko jeden skutek uboczny choroby – totalne rozpuszczenie! Z wychowanego, jak na roczniaka chłopczyka, zamienił się w małego wymuszacza. Ratunku!

A moja odskocznia – żadna niespodzianka. Książka, znowu od znajomego z pracy, pożyczona i polecona :-) Czytam właśnie o kotatsu (w Bezsenności w Tokio, Marcina Bruczkowskiego), czyli w wersji tradycyjnej dziura w ziemi z piecykiem, a nad nią konstrukcja à la stół. A w wersji nowoczesnej, lampa do ogrzewania pod stolikiem. Wszystko to, żeby zagrzać sobie dolną połowę ciała. W sumie to jest fascynujące – niby globalizacja, wszystko podległo unifikacji, a jednak są takie subtelne różnice, które czynią świat ciekawszym.
Nigdy nie zapomnę jak w USA zaskoczyło mnie całkiem inne rozwiązanie muszli klozetowej – jest ona pełna wody i tą wodę wsysa w czasie „spłukiwania”, a nie zalewa się wszystkiego wodą ze zbiornika. Zresztą wracając do ogrzewania, kiedyś parę dni mieszkałam w Lizbonie u starszej Pani. Ona na stole też miała specjalny obrus trzymający temperaturę, a pod stołem jakiś grzejniczek i tak się „dogrzewała”.

Z tego pobytu w Lizbonie pamiętam też, jak wstawałyśmy z koleżanką 20 minut wcześniej niż byłoby to konieczne, tylko po to, żeby „spróbować” pościelić łóżko – 10 ozdobnych kap, serweta na środku, wszystko idealnie równe i podwinięte pod materac. Byłam cała spocona ze stresu po ścieleniu tego łóżka, a i tak jak wracałyśmy do domu, nasze łóżka były poprawione do wzorcowej perfekcji.
Kiedyś opowiem Ci o wałkach pod głowę, psich kupskach, rodzynkach na szczęście i zdradzie miłosnej – taka była moja wyprawa do Portugalii, jedna z dwóch ;-) A dziś – między nami, kobietami – wszystkiego najlepszego w dniu babeczek :-)
w day_flickr_yvestown_CC BY-NC-ND 2.0

2 komentarze:

  1. "Bezsenność..." czytałam, bardzo mi się podobała.

    A gdyby ktoś nazwał mnie gosposią / gospodynią... to odesłałabym go do mojego męża lub mamy. Na pewno boki by zrywali!;-]

    Czekam na te Twoje opowieści. Nie tylko o Lizbonie. Opowiadaj o wszystkim!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój mąż stwierdził, że przy tak niereprezentatywnym wyglądzie sama się prosiłam... Wrrrr:-/

    OdpowiedzUsuń

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates