/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

sobota, 2 marca 2013

Kurcze blade

Nie tak miało być. Ale czasami plany biorą w łeb. W piątek zdechło moje autko. Na środku skrzyżowania, sama w szpilkach je spychałam na pobocze. Jak zdechło pobiegłam z trójkątem, oczywiście znikąd na moim pasie pojawiła się karetka, żeby dodać odrobiny pikanterii sytuacji i smaczku grozy wymijającym mnie kierowcom. Trójkąt też cudem przetrwał bo z trzy razy prawie w niego wjechali – hamowanie z piskiem opon, tak, że auta za nim na prawo i lewo były poobracane. A jak już zepchnęłam się na pobocze, spławiłam kilku wręczaczy wizytówek – może lawetę? Ubezpieczanie? Zrobiłam to co zwykle robią żony, zadzwoniłam po męża, żeby natychmiast przyjechał mnie ratować. Auto odholowaliśmy do mechanika, który nie wyrokuje dobrze po pierwszym przeglądzie.
3 Bielitzery (piwo w bielskim browarze) i od razu poziom stresu i adrenaliny wrócił do normy, i... Imprezę ze znajomymi, trzeba było kończyć. Bo w sobotę, czyli dziś (zaproszeni: moja siostra i kuzyn męża z rodzinami) i w niedzielę (poprawiny z naszymi rodzicami) też mieliśmy imprezować – jedna babcia upiekła karczek, druga nóżki z kurczaka w miodzie, ciocia ciasto Rafaello... Mieliśmy świętować urodzinki. Mieliśmy, bo Józio w nocy postawowi, że przyszedł czas na jego pierwszą gorączkę w życiu i mimo czopków, okładów i całych połaci miłości od taty i mamy, temperatura malca oscyluje między 37-39 stopni. Tragedii nie ma, ale że jeść nie chce, słania się słaby jak muszka i postanowiliśmy odwołać gości.
  balon_flickr_lacomj_CC BY-NC-SA 2.0
Więc zamiast teraz pytać – co wolicie? Cuba libre czy winko Carlo Rossi, białe, czerwone, różowe? Czytam książkę Jestem mamą, pod redakcją Katarzyny Tubylewicz. Ostatnio mam szczęście – sporo osób coś mi poleca do czytania i zarazem to dostarcza. Ta książka też jest od wyjątkowej osoby, mojej dobrej znajomej, bardziej doświadczonej mamy. I mimo tego, że jest to zbiór opisujący przeżycia różnych mam, to czyta się to lekko i przyjemnie. Clou książki dotyczy właśnie różnorodności przeżycia ciąży, porodu i pierwszych lat życia dziecka. Totalnej różnorodności. Wbrew tendencji niektórych mamusiek, zwłaszcza pań 50+, które na podstawie tego jak przeżyły swoje macierzyństwo, którego chyba już dobrze nie pamiętają, wyrokują o „bezsprzecznych zasadach” i tym „jak to jest”.
Niektórym kobietom nie jest potrzebne pielęgnowanie własnego życia – rozpoczynają nowe i są z nim szczęśliwe, ja musiałam mieć coś swojego, osobnego. Było mi o tyle łatwo, że nie byłam sama – bardzo pomagał i pomaga mi mąż, który w nocy dzielnie wstawał do dziecka. Był na tyle nieprzytomny, że czasami chciał przewijać Rubla, naszego kota, zamiast Maćka.” (s. 78, pisze Justyna Sobolewska) Są fragmenty, które trafiają w sedno mojego doświadczenia, jak ten zacytowany (no może poza tym o kocie, bo mamy psa). Są i takie, które są mi obce i nawet niezgodne z moimi poglądami.
A Józio... Wypluł rosołek i śpi teraz z tatą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates