Kiedyś
opowiadałam Wam jak wygląda mój typowy dzień od poniedziałku do
piątku, kiedy byłam na urlopie rodzicielskim. Pora na „typowy
dzień” pracującej mamy dwójki dzieci.
Plan dnia:
5:30
dzwoni pierwszy budzik, daję sobie kwadrans na drzemkę i wstaję
przy drugim 5:45 (czasami biorę poranny prysznic, wtedy wstaję
5:30, bo o 5:45 codziennie rano mój mąż bierze prysznic, ja wolę
wieczorną kąpiel, zwłaszcza zimą). Ubieram się i idę obudzić
synka, pilnuję, żeby się ubrał, idziemy razem zrobić poranną
toaletę, a potem przejmuje go tata, daje mu śniadanko, a ja mam
czas na uczesanie się i lekki make up.
7:00
– 15:00 praca, uwielbiam swoją pracę. Każdy dzień jest inny,
jest mocno twórcza, kreatywna i rozwojowa. Jasne, że bywają
stresy i frustrację, ale należę do szczęściarzy, którzy robią
to co lubią. Zajmuję się rozwojem ludzi (i siebie przy okazji).
Do
pracy czasami jedziemy razem (mąż, synek 4-latka, ja), a jeżeli nie, to
mąż zawozi synka do przedszkola i on go też odbiera. Zosia (1,5 roku) w tym czasie trafia do mojej Mamy.
Koleżanki przywiozły z delegacji do Nowego Yorku moje ulubione amerykańskie słodycze - czekoladki z nadzieniem z masła orzechowego. Nie mogę przeboleć, że mms-ów w tym smaku, nie ma u nas.
16:00
zwykle to ja robię obiad (chyba, że muszę zostać dłużej w pracy, co raz w tygodniu wypada), jemy razem, potem chłopaki sprzątają. Bawimy się,
czytamy, a jak jest pogoda przyzwoita to zawsze idziemy na spacer. Te
spacery to dla mnie niesamowita przyjemność. I dzieci, i my je
uwielbiamy. Od razu się resetuje. Kocham ten rodzinny czas.
Jedno z częstszych miejsc naszego spaceru, lotnisko rekreacyjne.
Około
19:00 lekcja włoskiego/angielskiego lub siłownia (pilates / joga /
abs). Wygląda ten plan super fit, ale niestety ja tak nie wyglądam,
raz, że mam słabość do słodkości, a dwa, że bardzo często
opuszczam zajęcia np. kiedy wycieczka nam się wydłuży
popołudniowa, albo kiedy dzieci są przeziębione, czy ja gorzej się
czuję. Tak uczciwie to co drugi raz chodzę na zajęcia i rczej jestem z tych, którym bliżej do slim niż fit. Tylko w
piątki nie mam żadnych zajęć popołudniowych, nawet nie wiecie
jaki to luz i jak cieszy to, że można od razu przebrać się w dres
i papcie, a może nawet zaszaleć i napić lampki wina, bo nigdzie
nie będę musiała jechać.
Moja siłownia, prawda, że w pięknej okolicy mieszkamy?
Po
20:00 zaczyna się wieczorna rutyna. Na dobrą sprawę to nienawidzę
tej całej listy rzeczy, które przy małych dzieciach są do załatwienia przed
pójściem spać (no może poza czytaniem z synkiem, ale to tylko pod
warunkiem, że Zosia już śpi, bo jeżeli mu czytam, kiedy ona jest
przy nas, to wyrywa książkę, chce sama obracać strony i zamienia
się to w koszmar). Dzieci jedzą kolację, potem piją tran (właśnie
kończymy butelkę, od maja do sierpnia będzie przerwa, a potem
znowu, co wieczór), myją zęby, modlą się, potem Zosia pije butle
z mlekiem i zasypia, a Józkowi czytam lub opowiadam bajkę, zanim
zaśnie. Kiedy dzieci śpią szykuję jedzenie na następny dzień do
pracy dla siebie, potem przygotowuje ubrania, czasami rozwieszam
pranie lub ogarniamy z mężem dom.
Lunch do pracy
21:30
idę się myć, w proporcji 3-4 kąpiel vs prysznic. Uwielbiam
siedzieć w wannie z książką. I tyle, koniec dnia. Brakuje mi
czasu sam na sam ze sobą. Taki czas w nadmiarze niszczy, nadmierna
analiza, nadmierny egocentryzm, ale raz na czas, kiedy cały dzień się
jest w otoczeniu ludzi, marzy mi się. W piątki i czasami w soboty, oglądamy
z mężem jakiś film, po położeniu dzieci spać. Kiedy skończy
się obsługa, służba ma czas dla siebie :-)
Dobry plan dnia :) Wszystko jak w zegarku! Wiadomo póki dzieci małe to jest mało czasu dla siebie, na książkę, film czy inne przyjemności, ale będą starsze, coraz bardziej samodzielne,więc wszystko się zmieni :) Będzie więcej czasu dla siebie i dla męża :))
OdpowiedzUsuńTrzymam za słowo ;-)
Usuń