Mój
drogi pamiętniku, nie mam dla Ciebie czasu;-)
Słońce nas wyciąga z
czeluści domu z wifi. Tu basen w Gołębiewskim z dzieciakami, tu
szkoła dla psów, urodzinowe sushi, seria wypadów do kina (w
różnych konfiguracjach dorośli/dzieci, sami dorośli), nowe
szkolenie z pracy, weekend w Ustroniu, co-popołudniowy-spacer na
pobliskim lotnisku rekreacyjnym. Wyszło słonko i my wychodzimy, a
wieczorem wolę dobrą książkę i kąpiel niż po całym dniu w
pracy spędzonym przed monitorem, załączać komputer. Przesadzam –
w pracy mam sporo spotkań i na szczęście nie siedzę w jednym
miejscu cały czas, ale jednak ekran laptopa towarzyszy mi przez
większość dnia.
Będzie w telegraficznym skrócie, coś o czym pewnie powinny powstać osobne, systematyczne posty:
Ponieważ mszę na roczek mojej córki zaplanowałam na maj (tak, dobrze liczycie, to będzie 1,5-roczkowa msza), urodzinki moje spędziliśmy na samych przyjemnościach, można powiedzieć, że na takiej tradycyjnej randce tylko, że z mężem. Wybrałam sobie japońską restaurację i film o Batmanie. Tak, tak, nieprzepadam za tego typu filmami, ale do Batmana mamy w domu słabość, ja i synek.
Posadziłam
5 kęp piwonii między różami, a mąż po wycince 9 starych sosen
(w sumie to 12, bo rok temu już wycinaliśmy trzy, jakaś choroba je
zaatakowała), posadził na ich miejsce rząd metrowych tui. Zaczęliśmy też już sezon "tarasowania" i jedzenia posiłków w ogrodzie.
Pustka bez drzew. Jak zwykle zapomniałam zrobić zdjecie "przed".
Mieszkaniec naszego ogrodu, bażant i dwie płoche kurki.
Nasza
labradorka w szkole psów zachowuje się jak szwajcarski pies
policjanta, grzeczniej nie można. Obstawiamy, że boi się, że w
tym dziwnym, obcym miejscu ją zostawimy. Ma 6 lat, nie wiem czy coś
jej te lekcje dadzą, ale przynajmniej teraz między zajęciami,
zachowuje się jak nie ten pies. Taka ułożona, opanowana, prawie
mądra ;-)
Na
basenie w hotelu Gołębiewski w Wiśle było genialnie. 30 minut
spędziliśmy razem, 20 minut mama z dziećmi (tatuś w saunie) i 20
minut tatuś z dziećmi (a ja w jacuzzi). Moje małe rybki. Najlepsza
była Zosia. Zachwycona miejscem, wodą, grzeczniutka, aż do momentu
kiedy wyszliśmy, ubraliśmy się, ona zjadła, napiła się i…
Kiedy zbieraliśmy się do wyjścia, rzuciła się między nogami
(wyobraźcie sobie, córa 1,5 roku i szaleńczy bieg slalomem, miedzy
nogami dorosłych), żeby wrócić do wody. Na szczęście, ku jej
rozpaczy, dopadłam ją ;-)
Ustroń. Zdjęć z basenów w Wiśle nigdy nie będzie, nie chce mi się pilnować aparatu. A weekend w Ustroniu nie doczekał się opisu, więc niech zdjęcia i tłumhy w kolejkach po lody, same za siebie opiszą, jak już jest wakacyjnie.
Wiosna,
wiosna, wiosna ach to Ty… A za kwadrans będziecie mogli nas spotkać pod Dębowcem w Beskidach.
Lotnisko rekreacyjne w Bielsku. Ulubione miejsce dzieciaków, bo dużo się dzieje - spadochrony, szybowce, samoloty, helikoptery, a po drugiej stronie ulicy ranczo: konie, kucyki, strusie, wielbłądy, zebry itp. itd. Synek robi kilometry, całą trasę przebiegajac, a jak już padnie, siada na wózku Zosi i odpoczywa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz