/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

czwartek, 6 lutego 2014

Pięć minut dla dekoratora wnętrz


Już mamy ustalone, że lubię jak się dużo dzieje. Oczywiście w zdrowych granicach bycia przy tym wyspaną ;-) Jednak brak mi teraz chwili na refleksję, na taką stop klatkę, żeby zamknąć jeden etap w życiu zanim zacznę nowy. W najbliższy weekend mam zjazd w Katowicach w Szkole Coachów, następnie spędzam dwa dni w hotelu Zimnik w Dolinie Zimnika na ostatnim etapie szkolenia Train The Trainer, a w następny weekend jadę ponownie do Katowic na zajęcia odrabiane w Szkole Coachów (umowa ze szkołą jest taka, że żeby ją skończyć nie można opuścić ani jednego spotkania, a ja w czasie wrześniowego zjazdu odwiedzałam plażę zakochanych na Gran Canaria). Jednak to i tak luz i lenistwo w porównaniu z marcem, kiedy mam maraton – w pewno piękną, słoneczną (taki mam plan) marcową środę wyjeżdżam o 6 rano (sic!) do Lublina, tam zaczynam mój trening rozwojowy do soboty włącznie, przez noc przejeżdżam do Katowic, tak, żeby niedzielę spędzić w Szkole Coachów na ostatnim zjeździe… Dużo korektora pod oczy i będę jak nowa;-)

A w tym słynnym międzyczasie przeprowadzka do „nowego” domu (stary po liftingu generalnym). Wiem, że pewnie powinnam o tym sporo pisać – dobór kolorów (ściany, drzwi, wszystko), perypetie z ekipami, jaki pędzel do czego, w sumie to dominująca część mojego życia teraz, dla niektórych prawdziwa pasja, ale niestety, nie mam do tego serca. Najmniejszy spacer, najkrótszy wypad do Czech opiszę Wam od A do Z, bo mam tysiąc myśli w głowie, wrażeń do opowiedzenia… A tu? Jedna myśl „Fajnie, fajnie, tylko niech się to już skończy”.

Pisałam Wam już kiedyś, o tym, że jestem jak ogień i woda z siostrą, ona w kawiarni zamawia zieloną herbatę i wiśniowe lody, ja cafe latte, a lody nugatowe, ona jest domatorką i mamą z zainteresowań, a ja podróżniczką/turystką, która męża i potomka zaraża swoją pasją… Myślę sobie czasami, jakby wyglądał ten blog z jej punktu widzenia… To co ja zbywam jednym zdaniem, pewnie byłoby całym postem… A do tego jeszcze jej prace ręczne… Sama (SAMA!) robi kartki okolicznościowe, magnesiki na lodówkę, to wszystko na co mi szkoda życia i wolę w 3 minuty kupić – to nie znaczy, że nie lubię rękodzieła. Koronki, szale, multum rzeczy ale „z pazurem”, artystycznych, a nie babcinych kapciochów. Muszę jednak jej oddać, ma do tego smykałkę, a czasami fantastycznie jej coś wyjdzie. Na ślub w prezencie od siostry dostaliśmy zaproszenia, ręcznie robione, wypisane dla gości.

Pięć minut dla dekoratora wnętrz, czyli jak się urządzamy w nowym domku:

Meble, drzwi i okna – wenge, ściany – barwa dominująca to cafe latte (jasna barwa między brązem a szarością), gdzieniegdzie po jednej ścianie w kolorze tutti frutti (żywy pomarańcz) i czerwień flamenco. Mamy belki pod sufitem w kolorze wenge, kamienny kominek i kamień na ścianie. Gdybyśmy nie mieli starych mebli, które trzeba „dokomponować” do wnętrza, a mój mąż nie miałby prawa głosu (niemożliwe ;-) to wybrałabym styl prowansalski – dominujący kolor biały, z drewnianymi dodatkami. Natomiast to co wybraliśmy wspólnie wydaje mi się idealne do naszego klimatu i tego co mamy.

To co było dla mnie najważniejsze to jeden styl w całym domu. Bardzo nie lubię jak każdy pokój rządzi się swoimi prawami (wyjątkiem mogą być pokoje dzieci), a znam taki dom, w którym każdy pokój ma nawet inną podłogę (dobre miejsce do testowania czy panele, czy parkiet, czy deska barlinecka bo wszystko tam jest).

Zdjęcie - a propos pokoju dziecka
– nie sądzę, żeby ktoś miał wątpliwości, to oczywiście wydmy, oczywiście mojego autorstwa ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates