Od pierwszych dni podstawówki, a
być może wcześniej, chciałam być pisarką. Jeszcze przed komunią zapisałam zeszyt
powieścią o dwóch siostrach, trafiła do szuflady. Ale poza tym to miałam kilka
pomysłów na studia: architekt, bo najczęściej bawiłam się w projektowanie domów
i rozrysowanie rozkładów pokoi na kartkach, archeolog, bo w genach
odziedziczyłam pasję do historii, prawnik, bo lubiłam dowodzić swoich racji i
wreszcie psycholog, bo tym się interesowałam i miałam wyjątkową łatwość do
zapamiętywania różnych podejść. Skończyłam całkiem inaczej, ale studiów psychologii
w tym co teraz robię w życiu mi brakuje. Więc na pocieszenie dostałam od losu
coaching. W bardzo przyjemnym opakowaniu jednej z najlepszych szkół w
Krakowie:)
Piątek późnym wieczorem, Rynek
Główny, ciepło jak na południu Hiszpanii. Dzieciaki jedzą zupę z kukurydzy, a my
z mężem pijemy po lampce Margarity czekając na drugie danie. Właściwie czułabym
się przez chwilę jak z powrotem w Hiszpanii, gdyby nie to, że tam o 22 było pełno
dzieci na ulicach, a tu pustka. Wyróżniamy się.
Właściwie tylko sen nas dzielił
od wylądowania w kolejnej knajpce, tym razem śniadanie w jednym z najlepszych
miejsc na świecie na rozpoczęcie dnia. Pijalnia Czekolady Wedla na Rynku, pod
szklanym dachem, w uroczej zastawie i z miłą muzyką w tle. Zapach kawy, naleśników i słodkości
wisiał w powietrzu. Niestety czas bezlitośnie kazał pośpiesznie - tak żeby Zosia
jak najmniej się zorientowała - pożegnać moich
ulubionych towarzyszy podróży i ruszyć w świat samorozwoju. Ja poszłam w
kierunku Kazimierza, a mąż z dzieciakami na spacer i w drogę powrotną na
Podbeskidzie. Zobaczymy się znowu za 3 dni.
Wraz z wyjazdem moich bliskich
wyprowadziła się też dobra pogoda i to na dobre. Cała reszta jednak okazała się
fantastyczna. Grupa, poziom szkolenia, miejsce szkolenia, mój nocleg i Kraków
nie zawiodły. Spotkałam się ze „starymi” przyjaciółmi z czasów studiów i bardzo
dużo nauczyłam w cztery, intensywne dni pierwszego zjazdu. Mój świat kręci się wkoło podejść Ericksonowskich.
Rodzinny wypad do Krakowa oznacza odwiedzenie knajpki Meksykańskiej na ul. Floriańskiej oraz Pijalni Czekolady Wedel prawie za każdym razem. Margarita idealna na wieczór i uczczenie ostatniego słonecznego dnia latem.
Mieszkam w apartamencie w uroczej, zadanej kamienicy w Krakowie koło Rynku Głównego
Niedawno tam byłam, więc wspomnienia odżyły 😃 To magiczne miasto!
OdpowiedzUsuń