Wspomnienie, kilaka weekendów wstecz. Wracamy do domu z wakacji w Hiszpanii i dziecko nam się załamuje. Tak na smutno, nie
roszczeniowo. Przejechaliśmy drogę z lotniska do miejsca zamieszkania śmiejąc się, wspominając. Weszliśmy do domu, a Józio poszedł sobie popłakać. Więc z nierozpakowanymi
walizkami, nieodwiedzoną rodziną łaknącą opowieści z wakacji i pustą lodówką, z samego rana następnego dnia
ruszyliśmy z Podbeskidzia do zoo we Wrocławiu. Typowe dla Paprotnych:)
Dzieci zachwycone. My uznaliśmy, że ok, jednak dla dorosłych były pewne wady: dziki tłum rozwrzeszczanych dzieci i rodziców, szokujące mnie dokarmianie zwierząt (zwłaszcza kóz na wybiegu, gdzie można kupić im jedzonko odpowiednie dla nich, ale nikt nie pilnuje i rodzice dają dzieciom do karmienia żelki i paluszki, a na uwagi reagują agresją). Hit zoo, Afrykarium faktycznie robi wrażenie, jednak byliśmy jakiś czas temu w rekinarium w Rotterdami i tam to dopiero było spektakularnie duże. Korytarze pełne rekinów, płaszczek i innych drapieżnych ryb pływających nad głowami ciągnęły się znacznie dłużej.
Ale pięknie! Mój Junior byłby zachwycony.
OdpowiedzUsuń