Śluby
miałam dwa. Z tym samym mężczyzną. Historia fajna. Ale nie na
dziś. Jest już dawno po ciszy nocnej, chce mi się spać, ale w okresie letnim dom
właściwie służy nam tylko do powrotów na noc, więc nie mam
kiedy pisać. Tak... dom, to fantastyczne miejsce, do którego
chętnie wracam spać...
Ponieważ
obchodzimy letnią i zimową rocznicę ślubu, innych rocznic już
nie obchodzimy – pamiętam tylko, że zaręczyliśmy się w
Yosemite Park, w rocznicę ślubu teściów (chyba 21 kwiecień) ale
nie pamiętam daty żadnego pierwszego spotkania, czy pocałunku.
Jakbym miała skwitować
co charakteryzuje nasze „obchody” rocznicowe, wystarczyłyby dwa
słowa: wyjazd+jedzenie.
fettucine_flickr_VancityAllie_CC BY-NC-SA 2.0
Najlepsza
była ostatnia rocznica zimowa. Po pracy mąż po mnie podjechał.
Liczyłam na to, że coś szykuje, ale kiedy zaproponował McDonalds
minka mi zrzedła. No zeszliśmy ze standardu... Okazało się, że
pojechaliśmy do eleganckiej restauracji, do Zakopanego, tylko po to,
żeby zjeść i oglądnąć świąteczne światełka na Krupówkach.
McDonalds miał zaspokoić pierwszy głód na czas podróży. Za to
dwa lata wcześniej zimą wybraliśmy się do Sielanki w Ustroniu. Była akurat wichura – taka, że
na drogę drzewa spadały, szalała straż i policja, ale
pojechaliśmy. Wracając dostaliśmy telefon od mojej mamy, że na dom spadła wielka sosna... Aż mi się zimno zrobiło na wspomnienie... Wolę
lato;-)
Dwa
lata temu poszliśmy do Nowego Świata w
Bielsku-Białej, rok temu do Cieszyna na deser, a na obiad do bardzo
lubianej przez nas karczmy w Ochodzitej, w tym roku – do hotelu Jawor wJaworzu na penne z kurczakiem,
parmezanem i szpinakiem w śmietanie oraz na najlepszą panna cotte
na Podbeskidziu. Spędziliśmy tam cały dzień, ponieważ BeskidCup, turniej tenisowy gwiazd, odbywał się
w ogrodach hotelu. Józio zrobił sobie zdjęcie z Kasią
Skrzynecką:-)
Podziwiać
turniej w hotelu Jawor wróciliśmy też 15.08 – rowerem, z domu.
Całodniowa wyprawa.
W
piątek wybrałam się na panieński koleżanki, z lekcją pole
dance, babskimi drinkami typu „musujący kompocik z brzoskwiń” i
cudownie ciepłym wieczorem w tle. Pozostałe dni weekendu
spędziliśmy pod gołym niebem – w sobotę na grillu, rybka z
Kołobrzegu przywieziona, karczek i sałatka ze smażoną cukinią, a
w niedzielę do wieczora na basenie (zdjęcie) bawiliśmy się we troje (ja+mąż+synek), a po nim, w
towarzystwie mojej siostry i jej rodzinki, na ich działce zrobiliśmy ognisko,
upiekliśmy kiełbaski (lubię takie lekko zwęglone ;-), była sałatka grecka i domowe ciasto drożdżowe. Wakacje są cudowne.
A
kolejne weekendy w rozjazdach... Może coś do Was napiszę w tzw.
międzyczasie, ale generalnie biorę urlop od komputera, na miesiąc.
Wrócę w połowie września – zaraz, zaraz... wtedy też będzie
rocznica... 1 września 2012 zaczęła się nasza wspólna historia,
NASZ blog:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz