Czwartek
08.08, słupki rtęci przekraczające 37 stopni, były najczęściej
fotografowanym obiektem w tym dniu. Skwar. Duszno. Nawet Józio
(który już mówi, że „pada” jak trzeba) nauczył się nowego
słowa „ciepło” wymawianego przez „l”. Żar tropików nad
Wisłą. I to dosłownie bo wybrałyśmy się z koleżanką z działu
na spotkanie biznesowe do Krakowa. A ponieważ nie chciałyśmy
odstawiać służbowego auta pod firmę, po powrocie, pojechałyśmy
samochodem koleżanki. Bez klimy. Resztę dopowiedzcie sobie już
sami.
cracow_flickr_kamlipinski_CC BY-NC 2.0
Spotkanie
z dostawcą = miłe powitanie na recepcji, woda, kawa z ekspresu,
waniliowe ciasteczka, klimatyzowana sala konferencyjna, piękny
prospekt i... Prezenty. A to breloczek, a to futerał na wizytówki.
Gadżeciki z logo dostawcy. Dostałyśmy tyle tego, że wszystkich w
dziale obdzieliłyśmy.
Po
prezentacji i ustaleniach co do oferty jaką mają nam złożyć
wybrałyśmy się na spacer wzdłuż bulwarów nad Wisłą, koło
zamku, nowego pomnika Kazimierza Wielkiego, kupiłyśmy precle i...
Lemura. W budkach z pamiątkami pluszaki-smoki, mają mocną
konkurencję pluszaki-lemury!
Ledwo
wróciliśmy na Podbeskidzie przesiadłam się do auta męża (z
klimatyzacją) i pojechaliśmy do Katowic załatwiać sprawy
rodzinne, po drodze zatrzymując się na truskawkowego milkshake zMcDonalds,
dla ochłody. Wieczorem, jak wróciliśmy do domu, padliśmy na
pyszczki.
Wtorek
– młodomamowe spotkanie:-) Choć w układzie mój synek 16
miesięcy, jej synek 2 miesiące, to wypadam jak stary wyjadacz ;-) I
co? I nie gadałyśmy cały czas o dzieciach! Koleżanka już wróciła
do pracy na pojedyncze godziny w tygodniu. A wygląda jak łania –
ale to ten niesprawiedliwy typ, który nigdy nie tyje, mimo że lubi
podjeść sobie.
Jak
już mówiłyśmy o synkach to okazało się, że mamy bardzo podobne
podejście. A to dla mnie rzadkie odkrycie. Ja bym określiła to tak
– rodzic nieekstremalny, a aktywny. Jeździli już na wycieczki,
planują basen dla niemowlaków i jest na NIE dla ortodoksyjnej diety
dla karmiących mam. Jakbym miała się doszukiwać różnic to chyba
tylko to, że dla mnie było ważne, żeby Józio zostawał też
trochę sam na sam z tatą, żeby złapali bardzo silną więź. I
udało się ;-)
Dla
kontrastu, w niedzielę zaprosiliśmy do nas moją siostrę. Matka
Polka, opowiadająca o cudzie karmienia piersią, która mówi, że
nie trzyma diety ale prawie nic nie je bo dziecku zaszkodzi.
Że
Mikołaj skończył miesiąc i z noworodka w niemowlaka się
przeistoczył, z braku wspólnych tematów podjęłam ten wątek i
ośmieliłam się stwierdzić, że najgorsze to już za nimi...
Piorunujący wzrok bazyliszka to pryszcz, przy spojrzeniu jakim
zgodnie obdarzyła mnie siostra z mężem.
Stwierdzili,
że to cudowny miesiąc był, że pierwszy rok życia dziecka jest
najłatwiejszy bo dziecko cały czas śpi, nie buntuje się i jest
słodziutkie. Najpierw się wkurzyłam – kurczaczki co za pierdu
pierdu, z tydzień temu opowiadali jak mały nie chce spać w nocy,
ma kolki i dużo płacze i jak są wymęczeni (zresztą w czasie
wizyty byli), Zuza już zdążyła pogryź w twarz Mikołaja (Zuza to
moja 2,5 letnia siostrzenica), a mały cały czas trzyma głowę na
bok skręconą i się stresują (rodzice małych dzieci, chyba przez
ich kruchość, zwykle mają co chwilę jakieś małe – w ich
głowach ogromne - zdrowotne zmartwienie). A potem pomyślałam, że
zazdroszczę takiej umiejętności resetu. I w sumie, oni się cieszą
w myślach na trzecie dziecko, a ja mimo, że chciałabym jedną
sztukę rodzeństwa dla Józia to krew mi zamraża na myśl o
pierwszym pół roku życia introwertycznego niemowlaka (zwłaszcza,
że wątpię, żeby była szansa, drugi raz na tak grzeczne maleństwo
jak Józio) i odkładam plan na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Dla mnie jak na razie im synek starszy tym fajniej nam – nie ma
dnia, żeby czegoś się nie uczył, teraz ma zajawkę na gilgotanie
nas, mówienie „nie myj” jak Mama chce myć naczynia (uwielbiam
to), przyklejanie ust i wydmuchiwanie powietrza w nasze brzuchy,
mówienie sobie samemu „Ty, Ty, Ty” przy jednoczesnym grożeniu
sobie palcem, kiedy robi coś złego (i robienie tego), na głaskanie
się po brzuszku i mówienia „mniam, mniam” jak je coś dobrego
(teraz typ nr 1 to mizeria), na tulenie się i posyłanie całusków
jak zawodowa Miss Polonia i na... No dobra dość słodkopierdzenia
;-)
think_flickr_ArtJonak_CC BY-NC 2.0
A
poza tym? W moim życiu pojawiło się nowe zjawisko:-) Zjawisko to
chyba najlepsze słowo na Lucy. Wieczny uśmiech, żywioł pozytywnej
energii, nieokiełznany głód wiedzy i odpowiedzialność. To druga
połówka mojego mikro Działu Rozwoju, którego jestem liderem. Ma
tylko jedną wadę – chłopaka w Katowicach. Panicznie się boję,
że mi będzie chciała do niego uciec. Jak kiedyś pójdę na
szkolenie z NLP to podprogowo jej wmówię, że jest uzależniona od
Podbeskidzia ;-) Mam swój niecny plan ;-)
Zaczynamy
teraz pracę nad dwoma programami, dla liderów i dla trenerów
wewnętrznych Train The Trainer. Milion pomysłów, cudowni ludzie do
współpracy, od których można się tyle nauczyć i jeszcze na
dodatek jakimś cudem we mnie też widzą potencjał. Powiem Wam
szczerze – życie jest całkiem inne, kiedy praca staje się pasją.
A ja teraz tak mam. I nie zawsze tak było...
Jak
byłam pilotem wycieczek i gonili mnie Carabinieri, jak jako
asystentka pisałam swojemu szefowi w białych adidasach CV do
kolejnej jego pracy, albo jak pracowałam w logistyce i każdy
tydzień wyglądał tak samo. Dużo mam tych opowieści :-)
Co
tydzień czytam Wysokie Obcasy i spostrzeżenie – coraz więcej
piszą o zjawiskach, których symptomy pojawiają się w interenecie,
przede wszystkim na blogach. Nie znasz dnia i godziny, a napiszą o
nas ;-)
Przede
mną leży też nowa książka pożyczona od zachwyconej nią
koleżanki – Sidney Rosen Mój
Głos Podąża Za Tobą,
Terapeutyczne
przypowieści Miltona H. Ericksona
(nomen omen – kolejne marzenie, to szkoła Erickson
College International,
Wszechnica UJ).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz