Tak
na szybciutko.
Byłam
na fantastycznym weselu. Takim, które można podsumować słowami
„atmosfera rodzinna”, mimo że w karczmie, mimo że nie
wszystkich się znało. Pani młoda w krótkiej sukience z fioletowymi wstawkami (całe wesele w tych kolorach) - zapomniała bukietu ślubnego w domu i... Jej mąż wychodząc z domu od sąsiadki dostał bukiet, na szczęście. Bukiet idealny, biało fioletowy (przypadek, nikt z nas nie wiedział o tej kolorystyce), robił za ślubny ;-)
Poznałam
na nim ciekawą dziewczynę, wulkan energii. A zaczęło się tak...
że kleiła się do mojego męża. Na zasadzie „ten typ tak ma”,
że tak powiem wylewna osóbka i tyle, ale mimo wszystko, no hola!
Mój mąż, moja własność (mówię o prawach do macania). Więc w
pierwszym odruchu, kiedy przyszła poprosić mego lubego do tańca i
zapytała czy mam coś przeciwko, powiedziałam, jej, ze tak, bo za
mało ze mną tańczył ale ponieważ leciał trudny kawałek (dla
mnie trudny), pomyślałam, niech ma, niech się wytańczy (koleżanka
jest instruktorką tańca, a mój mąż talent i bardzo dobrze
tańczy).
I
to byłby koniec historii, gdybym nie postanowiła jednak być miła
i nie powiedziałabym, jej jak fenomenalnie tańczy (ona się tym
bawi, całą sobą). Zaczęła mi wtedy opowiadać o sobie. O
chorobie (właśnie skończyła chemioterapię), o tym jak uwielbia
dzieci i robić zdjęcia, i że jej mama jest chora i że przy życiu
trzyma ją taniec. I poczułam się taka malutka – ona, wulkan
energii, uśmiech od ucha do ucha, zwiewna czerwona sukienka i
maślane oczy jej partnera, młodszego od niej, od przedszkola
zakochanego. Pierwsze skojarzenie, pusty słodziak. A tu...
Przejścia, pewnie większe niż moje, a pogoda ducha, którą
mogłaby zarażać innych.
Wesele
miało też drugą stronę. Siostra pani młodej, bliźniaczka, miała
ważne badanie lekarskie na dzień przed ślubem. Nie dała rady,
załamała się i na ślubie jej nie było. Tydzień wcześniej
dowiedziała się, że w ogóle ma problemy zdrowotne. Pech.
Takie
jest życie, pokręcone. Raz z górki, raz pod górkę, a czasami
trochę prozy - zrobiłam moje pierwsze muffinki, z białą czekoladą.
Przepis z odnośnika zmodyfikowałam – krojąc czekoladę na
kawałki i nie sypiąc cukrem pudrem, a kokosem (nie lubimy z mężem
cukru pudru).
Do
zobaczenia w drugiej połowie września!
lake_slack12_CC BY-NC-ND 2.0
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz