Wiesz
co to komfortowy dom? Klub gogo. Czytam właśnie kolejną książkę
Kathy Reichs stanowiącą inspiracje dla serialu Kości. Ale ja nie o
tym... Moi mężczyźni właśnie poszli na basen, a ja się
wywinęłam, żeby odrobić się po wyrwanym z życiorysu weekendzie.
Katiwce_flickr_bobbybradley_CC BY-NC 2.0
A
weekend był cudny.
Katowice
City, słońce, lody Magnum w McDonaldzie, zapiekanka z ziemniaczków,
grzybków, boczku, śmietany i sera w CityRock, potem pierogi z soczewicą w
restauracji Patio,
taa... tak można studiować. To było jak wycieczka, a nie pierwszy "normalny" zjazd w Szkole. Mapa google
wydrukowana i przeanalizowana, 8 minut od dworca, wyznacz trasę i
taram! Stara kamienica, drewniane skrzypiące schody, a w głowie
pytanie „czy w środku będzie salka szkolna? Nuda i
rozczarowanie?”. Było tak jak powinno być – jasno,
przestronnie, przytulnie. Ściana okien, białe, miękkie krzesła,
bufet kawowy, babskie dodatki, drewniana podłoga. Czysto. Pomyślałam
nawet, że sama tak bym urządziła przerobione stare mieszkanie w
kamienicy, na salę szkoleniową. Może dlatego tak mnie rozczarował
brak luster w WC... Jedyna kobieco nieprzemyślana rzecz ;-)
Z
mojej wiedzy wybrane fragmenty.
Trening
interpersonalny to takie BHP dla trenera. Oczyszcza, pozwala mi się
poczuć bezpiecznie ze sobą i grupą (warunek uczenia się),
pokazuje zagrożenia stanowiskowe ;-)
Pierwsze
wrażenie to niekoniecznie mylna opinia, to jednowymiarowa kalka.
Potem zaczynam osobę poznawać i widzieć ją trójwymiarowo.
W
pracy trenera narzędziem jest trener, dobrze wiedzieć jak ono
działa.
W
treningu parę rzeczy wiemy, dokładnie to parę: początek i koniec,
reszta zależy od grupy. W warsztacie podąża grupa za trenerem, a
on pilnuje celów.
Faza
konfliktu to inwestycja, niezbędna do dobrej współpracy (najpierw
w procesie grupowym mamy fazę orientacji, potem konfliktu, następnie
współpracy i pogłębionej współpracy).
Polter
– zwyczaj na Opolszczyźnie imprezy przed-weselnej, żeby
zintegrować gości z obu stron pary młodej. To tak przy okazji ;-)
Katowice_flickr_alex-pl_CC BY-NC-SA 2.0
No
i pociąg. Ja z moją chorobą lokomocyjną (to jak chichot losu,
pasją zrobić podróżowanie u osoby z chorobą lokomocyjną),
czytać mogę tylko w pociągu i samolocie, więc to że do Katowic
mam świetne połączenia PKP to sam miodzio. Sobota wyjazd 8:28,
powrót 19:40, niedziela wyjazd 7:28 powrót 19:40 (niestety na
powrót czekam ponad godzinę w niedzielę, ale nie ma tragedii).
Następny zjazd za miesiąc. Już tęsknię za moją grupą,
babińcem.
P.S.
W zeszły poniedziałek mąż zabrał mnie na „przeprosinową”
kolację do Zbójnickiej Chaty,
wbrew pogodzie (szare chmury, siąpiło i wiało). Do 21 zbierają po
7 zł za sam przywilej wjazdu na Równicę, szok.
P.S. II Dawno
temu jeździłam z mamą do Gaudi Cafe na Wawelską w Katowicach. I
tak mi się to miasto kojarzy. Nie industrialnie, nie szaro, nie
(stereo)typowo. Moje miasta to Kraków, Bielsko, Rzym, a teraz dojdą
Katowice, ale takie po mojemu :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz