Poddaje
się. Nie nadążam uzupełniać informacji na blogu, a żeby napisać jeszcze coś
przemyślanego (lub przynajmniej z kategorii przemyślenia), to nie ma szans. Przede
mną maraton Sopot – Lublin – Sevilla, a za nami intensywne wycieczkowo i
towarzysko weekendy. Był Cieszyn, Ogrodzieniec, Łąki koło Pszczyny,
Goczałkowice, Węgierska Górka, trzy grille, dwa babskie wypady wieczorne, basen
w Cygańskim Lesie, niezliczona ilość i… to w dwa, słoneczne weekendy. Tak
żyjemy, intensywnie, rodzinnie, korzystając z każdej chwili.
Goczałkowice Zdrój kwitną
Basenowe mrowisko
Ja i moja najlepsza przyjaciółka, domyślnie. Na widoku woda i piwko
Cieszyn, why why nie ma ekstra czeskiej knajpki z prażonym serem i knedliczkami zaraz za granicą?
Garden time, basenik dla dzieci, a dla dużych winko typu frizzanet
Węgierska Górka, u nas zaczęło padać, więc ruszyliśmy w stronę słońca. Typowe dla nas:)
Ogrodzieniec - turniej rycerski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz