Rzutem na taśmę, po naszym
powrocie znad Bałtyku do domu, postanowiliśmy zorganizować małą imprezę – po prawie
4 latach posuchy (w bloku mieliśmy naprawdę ciasno), należy nam się. Zrobił nam
się już stały patent imprezowy z jedzonkiem: najpierw ciasto i aperitif, potem
zimna płyta z dwoma rodzajami sałatek (z ciekawostek w formie sałatki zrobiliśmy
penne z cukinią, parmezanem, suszonymi
pomidorami i sosem wg Masterchef na ciepło, a wg mojej Lucy z pracy na zimno).
Płyta sobie leży, goście sami się obsługują, a gospodarze mają luz:-) Koło
północy podajemy deser typu tiramisu. Basta
cosi.
Na drugi dzień –
niedospanie, sprzątnie i resztki do jedzenia, smakują najlepiej :-) Nasz dom
wzbogacił się o ekspres do kawy (marzył nam się, ale przy ilości naszych
wydatków na dom, nie mieliśmy śmiałości na taką rozpustę i kupienie go sobie),
ogromny, piękny wazon, dużą roślinkę doniczkową (no to mamy pełny skład:
roślinka, pies, dziecko i my) oraz o sporą ilość czerwonego wina (chyba następną
imprezę wypada zrobić pod znakiem Beaujolais
Nouveau, choć to niesprawiedliwe bo 90% naszych znajomych to pary, w
których babeczki albo właśnie karmią piersią albo są w ciąży, na ostatnich
dwóch imprezach wszystkie!).
Trochę też mnie ostatnio
naszło przemyśleń – o życiu, konsekwencjach naszych wyborów, o tym co nam podsuwa
los. Czasami jest okrutny, ale czasami niespodziewanie łaskawy. Moja dobra
koleżanka z pracy zwalnia się, bo dostała ofertę pracy na takim samym stanowisku,
w amerykańskiej siedzibie naszej firmy. Przygoda życia, okazja. A w jej
przypadku dość łatwa decyzja – brak zobowiązań kotwiczących ją w Polsce. Jak
jej się tam nie spodoba to po wytrzymaniu roku, dwóch bardzo wzmocni swoje CV,
a jak się jej spodoba to ma fantastyczny start za wielką wodą.
Wspomnienie wakacji - szał nad Bałtykiem, lampiony, mało ekologicznie (choć i tak chyba lepsze niż balony), mało pomysłowo, jest to ładne, ale czy warto?:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz