/Development/

/Mindfulness/

/Work-Life Balance/

/Happiness/

/Sense of accomplishment/


Breaking News

sobota, 5 kwietnia 2014

coś tam znowu z deptakiem w tle :-)

U nas to tak ostatnio lekko, przyjemnie i wiosennie. Józek skończył dwa latka, więc zrobiliśmy sobie wszyscy dzień dziecka w jego urodzinki. Pojechaliśmy na karmienie żubrów do parku w Pszczynie, a potem (bo to „blisko i po drodze”, czyli dokładnie w drugą stronę od naszego miejsca zamieszkania) wpadliśmy do naszej ulubionej naleśnikarni w Ustroniu. Tam na deptaku sezon rozpoczęty pełną parą – pełno turystów, starsze parki, małe dzieci, pachnie wszędzie goframi, kolejki po lody wylewające się z kawiarni aż na chodniki. Jest tam taka mała kawiarenka ze zdrową żywnością, gdzie my i kuracjusze przychodzimy na świeże soki z warzyw, mój hit to marchewka z selerem.

Jak już jesteśmy przy rozkoszach podniebienia to byliśmy jeszcze w kolejnym lokalu reklamującym się metamorfozą Magdy Gessler - Casa di fulvio maria Komorowice. Nazwa koszmarek, nie jest ze mnie lokalna patriotka ale te słowa mają polskie odpowiedniki, nikt nie ma obowiązku uczyć się włoskiego (jak ja).
Fakt faktem, że dla rodowitego mieszkańca Bel Paese (piękny kraj jak Włoski mówią o Włoszech), brzydki lokal i jedzenie z najwyższej półki to klasyka. Tu sam lokal jest przyzwoity ale budynek, toalety, a w szczególności drzwi wejściowe są ohydne. Jedzenie całkiem dobre ale mikro porcje. Ja jadłam dorsza grillowanego z oliwą i ziemniaczkami, a mąż mój najpierw ravioli z krewetkami, a potem – z głodu – spaghetti z ikrą z krewetek, na przystawkę wzięliśmy bruschette, tyle tylko, że podano nam ją równocześnie z drugim daniem. Na stole brak przypraw, brak jakiś przekąsek oferowanych przez lokal. Ciekawa jestem na ile to miejsce ma szanse utrzymania się, kiedy minie „reklama gesslerki”, bo w okolicy jest inny lokal, w którym to, że 50% klientów to rodowici Włosi mieszkający w Bielsku, samo przez siebie świadczy o jego jakości... A w sumie to takie typowo włoskie lokale są sztuk 3 i 0,5 (to pół dla Trattoria da Tadeusz, gdzie jest dwóch kucharzy i pół karty polskiej, a pół włoskiej, to również twór Pani Gessler).
Z codzienności: zmieniłam samochód na 11-latka Seata Ibizę, kolor błękitny polar. Dalej szukamy kuchni – trafiliśmy do kolejnego stolarza. Zrobił na nas fajne wrażenie, ale dopiero po Wielkanocy przyjdzie zabrać wymiar i wtedy okaże się, czy się podejmie wykonania nam kuchni. Niby już finisz naszego remontu (przed wprowadzeniem się musimy jeszcze zrobić łazienkę i kuchnię) ale rozwleka się niemiłosiernie.
Day by day, czas płynie :-) A ja jeszcze Wam nie opowiedziałam o ostatnim zjeździe w Katowicach, ale to już nie w tym wpisie.
 Zdjęcia z Pszczyny

2 komentarze:

  1. Wiesz, ja myślę, że jak ktoś nie ma głowy do stworzenia dobrej knajpy, to nawet chwilowa "reklama Gesslerki" mu nie pomoże, bo ludzie szybko znajdą sobie lepsze miejsce. A tak w ogóle to narobiłaś mi smaku na rybę. Uwielbiam dorsza. :-]

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodatkowo rynek w Polsce nie jest łatwy dla knajp - ciężko sie utrzymać dłużej. Rybki są pyszne, fajnie jak jeszcze ktoś umie smacznie je zrobić (tu niestety wymiękam).

    OdpowiedzUsuń

Moja lista blogów

Łączna liczba wyświetleń

Designed By Blogger Templates